Rozdział 29

1K 124 58
                                    

Lilianne

Byłam na dole. I było mi cholernie dobrze, kiedy jego silne ciało górowało nade mną i dawało mi rozkosz. W zamian za to oddałam mu się bez reszty błagając o więcej i byłam w niebie, kiedy pieprzył mnie mocno i bezlitośnie, doprowadzając tym do obłędu. Całował moje usta i szeptał że mnie kocha,  a mi było tak cudownie że mogłam jedynie krzyczeć i jęczeć. Nie było szans na jakiekolwiek logiczne zdanie. Doszłam tak mocno, że prawie zemdlałam, a kiedy skończył leżałam na tym cholernym siedzeniu, próbując jakimś cudem dojść do siebie. Tim wtulił się we mnie sadowiąc się między moimi udami, a ja oddychałam z trudem, kiedy całował moją szyję.

- Wszystko dobrze? – spytał.

- Chcę jeszcze raz – udało mi się wydusić tylko tyle, a on się zaśmiał chociaż mi wcale nie było do śmiechu. Potrzebowałam, aby zrobił to jeszcze raz. Mocno.

- Masz ochotę na druga rundę, kochanie?  - powtórzył moje słowa, które wypowiedziałam do niego podczas naszego pierwszego zbliżenia – Dam ci drugą rundę…

***

Pakowałam się nakręcona do granic możliwości. Było mi smutno, że Tim i dzieci nie jadą ze mną od razu, ale mieli dołączyć za miesiąc i nie mogłam tego przyspieszyć. Przede wszystkim Tim nie mógł rzucić pracy z dnia na dzień, a ja musiałam załatwić dzieciom szkołę i przedszkole, dlatego musiały rozpocząć naukę w  Duchesne, a później przenieść się do Nowego Jorku. Nie było to idealne rozwiązanie, ale doszliśmy do porozumienia że w miesiąc uda nam się dokonać wszelkich formalności, zamknąć wszystkie sprawy, a dzieciaki kiedy usłyszały, że przenoszą się do mnie dosłownie oszalały z radości, więc te trzy, cztery tygodnie nie były dla nich problemem. Wiedziałam z autopsji, że przenoszenie się w trakcie roku szkolnego to żadna przyjemność, ale kiedy będzie to sam początek nie powinno być to szczególnie problematyczne. No i mieliśmy być razem. Nie mogłam w to uwierzyć! W końcu miałam mieć rodzinę! I to taką którą sama sobie wybrałam, moją własną i wyjątkową. Byłam naprawdę szczęśliwa mimo, że czekał mnie miesiąc bez Tima.

- Gotowa? – zapytał wchodząc do pokoju, aby pomóc mi z rzeczami. Przytaknęłam, więc wziął moje bagaże zanosząc je do furgonetki. Zeszłam ze schodów, a na dole czekały na mnie dzieciaki. Stały w drzwiach, jedynie Denny pobiegł w moim kierunku, więc natychmiast wzięłam go na ręce. Nic nie mogłam poradzić na to, że zaczęłam płakać, kiedy przytulili mnie wszyscy na raz.

- Nie żegnamy się – powiedziała Sue, mrugając szaleńczo, aby się nie rozpłakać.

- Nie żegnamy się – powtórzyłam i przytuliłam ją mocno. Wycałowałam Dennego i dziewczynki, a Tim podszedł do nas z nieco smutnym, ale jednocześnie pokrzepiającym uśmiechem.

- Miesiąc szybko minie – powiedział całując mnie w usta. Już nie musieliśmy się kryć przed dziećmi, lub kimkolwiek innym z naszym uczuciem. Tim był mój. Oficjalnie.

- Wiem – powiedziałam wycierając kilka zdradzieckich łez. Nie miałam pojęcia co bym teraz przeżywała, gdyby nie świadomość, że moja rodzina dołączy do mnie za kilka tygodni. Chyba nie dałabym rady. Timmy przytulił mnie mocno, po czym scałował łzy z moich policzków, a potem pomachał do dzieciaków, kiedy wychodziliśmy z domu.

- Będę za kilka godzin. W razie czego jestem pod telefonem – powiedział do Sue, a kiedy siedzieliśmy już w aucie westchnęłam przeciągle.

TearsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz