Rozdział 31

872 129 35
                                    

Lilianne


- To tylko dwa tygodnie - powiedziałam do siebie po naszych wspólnie spędzonych trzech dniach. Ray i Betty niemal kazali zastać Timowi na dłużej niż jedną dobę. Powiedzieli, że z dzieciakami wszystko dobrze i świetnie sobie radzą, co potwierdziła Sue i Maddie, a z rozmów telefonicznych wynikało ze zarówno Denny jak i Briee świetnie bawią się na ranczu. Tak wiec spędziliśmy razem trzy cudowne dni, po których odwiozłam Tima na lotnisko z którego właśnie wracałam do domu.

Dużo rozmawialiśmy i stwierdziłam że naprawdę cieszę się z tego co się stało. Czy byłam gotowa na dziecko? Pewnie nie. Ale nic bym nie zmieniła. Nic a nic.

Uśmiechnęłam się na wspomnienie tego co robiliśmy z Timem przez cały jego pobyt. Uprawialiśmy bardzo dużo seksu, okej, ale nie zapomniałam w tym wszystkim choć spróbować pokazać Timowi przynajmniej części Nowego Jorku. Spacerowaliśmy po Times Square, odwiedziliśmy Central Park i podziwialiśmy Statuę Wolności. Wiedziałam że kiedyś będziemy mieli sporo czasu, aby zobaczyć to wszystko na spokojnie, ale Tim strasznie się cieszył i chciał zobaczyć jak najwięcej. Był pełen pasji i optymizmu, ponad to zarażał mnie pozytywnym nastawieniem i ciekawością świata. Ja w przeciwieństwie do niego zobaczyłam już naprawdę całkiem sporo, byłam w Europie, zwiedziłam Włochy, Hiszpanię i Grecję. Często bywałam na Florydzie, z której raz odwiedzałam Kubę, byłam też w Afryce, natomiast chciałam zobaczyć znacznie więcej. Ale tym razem z Timem. Już wyobrażałam go sobie podziwiającego Fudżi (następna na mojej liście miejsc do zobaczenia była Japonia i miałam nadzieję, że być może w dość niedalekiej przyszłości uda nam się wyruszyć tam razem)

Z uśmiechem zaparkowałam pod domem, który za chwilę miał stać się czymś więcej niż tym czym był do tej pory. Miał stać się prawdziwym domem, nie tylko zimnym, pustym miejscem w którym spędziłam ostatnie lata życia i z którego zawsze uciekałem pod byle pretekstem.

Jeden z nich zaprowadził mnie do Tima. Do chłopca który był zupełnie nie mój, i do którego nie miałam najmniejszego prawa i który jakimś cudem stał się dla mnie wszystkim.

Weszłam do salonu, zdejmując po drodze buty i zaczęłam przeglądać notatki z piątkowych zajęć, kiedy usłyszałam jak drzwi frontowe otwierają się gwałtownie. Zmrużyłam oczy i z bijącym sercem odwróciłam się aby zobaczyć kto wpada do mojego domu bez cholernego pukania.

W drzwiach stał Brad i wyglądał jakby przebiegł cholerny maraton, jego koszula była wymięta, a oczy podkrążone.

- Bradley? Co ty tu robisz do cholery? Nastraszyłeś mnie...

- Powinnaś zamykać drzwi - odparł zachrypniętym głosem.

- Właśnie miałam to zrobić. A ty powinieneś pukać... - dodałam zbierając notatki. No cóż ta rozmowa z pewnością nie będzie przyjemna ale moim obowiązkiem było wyjaśnić to w dojrzały sposób. I zakończyć wszystkie moje toksyczne związki i relacje zanim w moim życiu na dobre zagoszczą dzieciaki i Timmy. I nasze dziecko. Zerknęłam na Brada i o dziwo już nie czułam nienawiści. Nie czułam nawet niechęci, mimo że nie miałam ochoty przypominać sobie naszych zbliżeń, które były tak poniżające, bolesne, że niemal traumatyczne. Oboje byliśmy temu winni. Oboje mieliśmy problemy, z tym że ja miałam cholerne szczęście trafić na faceta który mnie zmienił, i dla którego chciałam się zmienić na lepsze.

Westchnęłam odkładając papiery i spojrzałam na Brada czując wyrzuty sumienia. Gapiliśmy się na siebie w ciszy.

- Napijesz się czegoś? - odezwałam się w końcu, wskazując zapraszającym gestem na kuchnie, a Brad zamrugał ze zdziwieniem. Chyba był przygotowany na kłótnię ale ja nie miałam na to najmniejszej ochoty.

TearsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz