Louis obudził się sam. Ale to nie była taka sama samotność, która do tej pory mu towarzyszyła i którą lubił, bo gwarantowała mu zapewnienie wolności i władzy nad swoim losem. Teraz było inaczej. Jakoś tak dziwnie. Jakby czegoś mu brakowało obok, chociaż przecież rzadko kiedy spał z kimkolwiek. Najczęściej z Niallem, kiedy się upili, wyrzucając Grimshawa na kanapę, bo jak to tak to, aby jeszcze ten im się gramolił. Nie dla psa kiełbasa.
Ale nie o Nicku teraz myślał. To powodowało, że jeszcze bardziej wszystko zaczynało go boleć. W końcu wszystko, wszystko było winą tego cholernego dupka! No tak, niech nikt się nawet z Louisem nie próbuje w tej sprawie kłócić, ponieważ wina Grimshawa była bardziej jak oczywista. W końcu to ten złamas ustawił mu wieczór ze Stylesem i Tomlinson wiedział, że musiał mu to wypomnieć i to zdecydowanie więcej niż raz. Gdyby wszystko potoczyło się inaczej, może budziłby się właśnie po całej nocy pracy, zastanawiając się, którą alfę uda mu się naciągnąć jako następną.
A teraz wydawało się, że już nie będzie miał ku temu okazji. I to żadnej, chyba że Styles Junior, obecnie władający półświatkiem, postanowi kopnąć w kalendarz (czego Louis jednak nie chciał, bo wiedział, że mocno się to odbije na jego omedze) albo nie wsadzą go do pierdla (czego również nie chciał, ale z czysto logicznych powodów. Jeżeli jakiś świr przejąłby władzę po Harrym albo wszystko rozniosło się na mniejsze gangi, wszyscy mieliby przesrane.). Na tą samą logikę więc wolał oglądać jedynie bruneta niż zmagać się z problemami życia, gdyby go jednak nie było.
Ale na ten moment musiał sobie poukładać cały wczorajszy wieczór. A to wcale nie było aż takie łatwe, jak się na samym początku wydawało. A dlaczego? A no bo pamiętał to wszystko na razie jak przez mgłę. Zajebistą mgielną mgłę.
Czy on naprawdę musiał mieć aż tak popaprane życie? Czy naprawdę nie mógł poznać jakiejś miłej, zdecydowanie starszej alfy, która przepisałaby na niego swój majątek i dała mu spokój, umierając spokojnie w łóżku? Nie, oczywiście, że nie. Wtedy by miał za łatwo, a przecież on to kulał te swoje gówno zwane życiem i kulał. I kiedy myślał, że już się do czegoś dokulał, to góra okazywała się być jeszcze wyższa i wyższa. Więc kulał dalej, bo innego wyjścia nie miał, bo spaść na sam dół nie zamierzał.
I kiedy tak leżał, i wzdychał, i narzekał, finalnie uznał, że warto byłoby się podnieść, bo koniec końców jego turlanie gówna musiało toczyć się dalej. Początkowo jednak jedynie usiadł, pocierając oczy i czując się, cóż, zdecydowanie nie najlepiej, chociaż spodziewał się, że będzie miał gorszy nastrój. Nie przejmował się nawet swoją nagością, bo nie miał się czego wstydzić, aż do momentu, kiedy nie zrobiło mu się zimno, więc owinął się kołderką. Gdzieś dookoła jakby wyczuwał obecność Harry'ego, ale szybko okazało się, że jego uczucie było związane z delikatną nutą waniliowego zapachu, który pozostawił po sobie brunet. Czyżby ten był w jego mieszkanku dłużej, niż by sobie tego życzył? Na to właśnie wychodziło. Czy Louis przejmował się tym, że ten widział go nago? Niekoniecznie, bo wiedział, że to będzie najwięcej, co Styles od niego dostanie.
Louis jednak nie myślał o tym za wiele, łapiąc jedynie za colę — i to wcale nie zimną, pyszną colkę z lodówki, co uznał za zbrodnię — i otwierając ją. Szybko się napił, krzywiąc się, jakby ktoś dawał mu syrop z cebuli albo inne gówno, połykając wcześniej tabletki, które leżały obok aluminiowej puszki. Dopiero po tym całym zabiegu podniósł się z łóżka, dziwiąc się, kiedy na zegarze zobaczył czternastą. Nie spodziewał się, że spał aż tak długo, ale finalnie nie narzekał. Jego ciało najwyraźniej właśnie tego potrzebowało.
Po krótkiej wizycie w łazience, gdzie narzucił na siebie swój szlafrok i opłukał twarz wodą, postanowił, że nadeszła pora, aby zacząć dzień. No okej, może uznał, że zacznie go za kilka minut. Bo najpierw przeszedł się po mieszkaniu, jednak nie było nigdzie ani śladu obecności alfy. Zmarszczył brwi, ale nie narzekał. Nie wiedział, jakby zachował się w starciu z Harrym, który, na przykład, w samym fartuszku smażyłby mu naleśniki. Po wczorajszym miał w sobie wiele dziwnych, sprzecznych ze sobą uczuć. Oczywiście, że był nadal w pewien sposób przerażony tym, z jaką łatwością alfa był w stanie zrobić komuś krzywdę. Z drugiej jednak strony siedział z nim przez wiele godzin, znosząc wszelkie zachcianki i złośliwości ze strony Louisa, co zdecydowanie było wyzwaniem. Bo zły albo smutny Louis był największą cholerą, na jaką można było trafić.
CZYTASZ
✓ | The Art of Seduction
FanfictionKlub mienił się światłami, a wraz z nimi mienił się Louis. Louis, który był specjalistą w swojej pracy Zwodził i uwodził, wyciągając wiele pieniędzy od mężczyzn, którzy łaknęli jego uwagi ponad wszystko inne. A on uwielbiał widzieć, jak te bogate al...