36 | ostatni

891 61 11
                                    

Przymknął oczy, kiedy usłyszał płacz. Czwarty raz tej nocy.

Westchnął, podnosząc się z łóżka i podchodząc do kosza Mojżesza ustawionego dosłownie dwa kroki dalej. Uniósł małą, ewidentnie niezadowoloną z czegoś małą omegę.

— I co ci znowu nie pasuje? Po kim ty jesteś taką paskudną marudą, co? Po tatusiu? Zgadzam się w zupełności. Po mnie możesz być jedynie doskonały, prawda?

I idealnie na wspomnienie o Harry, usłyszał zawodzenie, którego zdecydowanie nie chciał słyszeć. Tylko tym razem to wcale nie pochodziło od ich synka, który niemal od razu uspokoił się, kiedy miał swojego rodzica przy sobie. Zmarszczył brwi, nie mogąc sobie przypomnieć, dlaczego zgodził się na to, aby zatrzymał się na noc w drugim domu swojej alfy, gdzie częściej załatwiał swoje biznesy. Cholera by go wzięła, mógł jechać poza miasto, gdzie było cicho, spokojnie i gdzie nie było nic, co musiałoby go denerwować.

No cóż, może i pamiętał, kiedy wrócił zmęczony po odwiedzinach w klubach, którymi zarządzał. Był to jego prezent od Harry'ego, gdy zaczął marudzić, że siedzenie w domu mu nie służy. Okazało się za to, że na tym znał się całkiem nieźle, więc sprawował pieczę nad kilkoma lokalami. Oczywiście od razu odciął je od wpływów bruneta, choć to wcale nie było takie łatwe. Ileż to on się musiał namęczyć. Wymagało od niego udawanego płaczu, cichego dnia i uznania, że Styles wcale go nie kochał.

— Ten twój ojciec to jest głupi jak but. Ile razy ja mogę mu powtarzać, żeby zachowywał się cicho, kiedy próbuję położyć cię spać?

Chociaż był zdenerwowany, jego głos brzmiał miękko, a on uśmiechał się delikatnie, kiedy wpatrywał się w swoje dziecko. Kiedy Harry próbował go namówić ponad dwa lata temu na dziecko, Louis miał sporo wątpliwości. Jednak teraz, kiedy mógł trzymać swoje maleństwo w ramionach, już nie narzekał na to, że alfa próbował go przekonać do tego pomysłu. W końcu zgodził się na ten pomysł i chociaż to wcale nie były łatwe miesiące, ponieważ przeżył je całkiem ciężko, a kilka ostatnich tygodni spędził w szpitalu, to ten cały wysiłek był tego warty.

— Pójdziemy okrzyczeć tego dziada, że ma być cicho? Tak, chcesz pokrzyczeć na tatę? No jasne, masz moją krew. Musisz jeszcze nauczyć się, jak manipulować każdą alfą w okolicy, ale to poczekamy do trzecich urodzin, co? Nie możemy pozwolić, żebyś wygryzł mnie z tronu króla świata za szybko.

Poprawił swój szlafrok, nie zamierzając się specjalnie przebierać, tylko po to, żeby potem znów wracać do swojej piżamy. Razem z małym Edwardem ruszyli do odpowiedniego pokoju, który robić za gabinet służący do mniej przyjemnych rozmów. Louis, jeżeli mógł, omijał tamto miejsce szerokim łukiem.

W końcu jednak stanął przed drzwiami, słysząc kolejny jęk bólu. Harry był takim barbarzyńcą, aż nie potrafił uwierzyć, że w ciągu dnia był całkiem niezłym alfą (o ile słuchał się porad Louisa) i naprawdę dobrym ojcem (o ile nie chodziło o brązową bombę, która była poza paczką, wtedy przegrywał zupełnie na tym polu).

Nie kłopotał się z pukaniem, otwierając drzwi łokciem, pilnując, aby mały Eddy nie widział czegokolwiek, co działo się w gabinecie.

A przed nim stał Harry, który do tego momentu wpatrywał się w przywiązanego do krzesła człowieka. Louis odwrócił wzrok widząc sztylet wbity w jego dłonią. Na szczęście on w tym miejscu nie sprzątał.

Pomimo tylu lat razem, dalej nie był to dla niego przyjemny widok, jednak nie miał wyjścia. Musiał przywyknąć, choć na szczęście nie miał tego za wiele w codziennym życiu.

— Skarbie, co tutaj robisz? Nie śpisz jeszcze?

— Możesz rozmawiać z kolegą trochę ciszej? — zapytała omega, unosząc lekko brew. — Próbuję uspać twojego syna, na co mi nie pozwalasz.

✓ |  The Art of SeductionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz