29

457 33 2
                                    

Nie miał pojęcia, czy Harry wiedział już o jego zniknięciu. Miał nadzieję, że tak i że już teraz jego pionki szukają go po całym mieście. Louis chciał być optymistą i liczył na to, że ktoś zauważył moment, kiedy go porwali, więc będzie mógł szybko wrócić do swojego domku.

Minął na pewno jeden cały dzień. Może i jego obliczenia nie były precyzyjne, bo nie miał szans, aby w jakikolwiek sposób dowieść prawdy, ale wiedział, że minęło więcej niż godzina czy dwie. Durny przecież nie był. Siedział na obrzydliwym materacu, nawet na moment udało mu się zasnąć.

Mówiąc ogólnie: robił wszystko, co nie było ucieczką, więc marnował każdą cenną chwilę.

Czas zaczynał działać na jego niekorzyść, więc musiał zabrać się do działania, zanim na terenie pojawi się więcej osób. O ile już ich tutaj nie było. Zgadywał jednak, że było za cicho, a na dodatek jeszcze nie ucierpiało nic innego prócz jego dumy oraz czoła, kiedy dostał w łeb.

Co było w tej całej sytuacji najgorsze, nie wiedział dokładnie, ale miał silnych kandydatów na pierwsze miejsce. Porwanie było jednym, uderzenie go drugim, a siedzenie w ciemnym, śmierdzącym pomieszczeniu, gdzie raz czy dwa dostrzegł pająka — Tomlinson ledwie powstrzymywał pisk. Za co takie coś musiało spotkać właśnie jego? Nie mogli porwać sobie Harry'ego?

Przynajmniej rozwiązali jego ręce, dzięki czemu jego dłonie mogły chociaż trochę odetchnąć. I to przynajmniej zabrało mi problem, z którym męczył się wcześniej.

Na szczęście jednak miał prowizoryczną toaletę, która nie była wiadrem. Chyba by się zapłakał, gdyby trafił na coś takiego. W myślach tak bardzo wyklinał Stylesa, że w końcu aż przerodziło się to w myśl, że był już tak zestresowany, że chciał po prostu znaleźć się w jego ramionach.

I kiedy zdał sobie sprawę ze swoich myśli, zaraz zaczął spychać omegę w głowie na dalszy plan, aby ta nie przeszkadzała mu w myśleniu. Czekał aż pojawi się jeden z porywaczy. Skoro chcieli za niego jakikolwiek okup, na razie musieli utrzymać go przy względnym życiu i w nienaruszonym stanie, co nieco pocieszało Louisa. Zdziwił się jednak, że nie próbowali poddenerwować Stylesa od razu. A może nawet chcieli, aby ten umierał z niepewności, co działo się z Tomlinsonem. Cholera ich wiedziała, a szatyn na swoje nieszczęście nie miał umiejętności, która pozwalałaby mu na czytanie w myślach.

W końcu jednak zjawił się jeden z nich. Oczywiście skoro pech zadziałał raz, to musiał działać stale, ponieważ gościem w jego luksusowych komnatach był nie kto inny, jak ten mniej przyjemny kolega. Louis spojrzał na niego, mrużąc delikatnie oczy, kiedy trafiło w niego nagłe źródło światła. Czy on prosił, aby ktokolwiek je włączał?

Chwilę później w jego stronę poleciała butelka wody oraz zapakowane hermetycznie kanapki, których nie zamierzał zjeść tak samo jak poprzednich. Super, właśnie tego chciał. Bardzo wykwintny posiłek, pomyślała sobie omega, pięć na pięć gwiazdek to za mało, aby ocenić ten doskonały serwis. Ucieszył się może nieco w duchu, że żart nadal się go trzymały, nawet pomimo nieciekawej sytuacji. Pamiętał, że miał swoją małą broń, którą podwędził temu drugiemu i na szczęście nie miał skrępowanych rąk. Na razie nie chciał jednak rzucać się na napastnika. Musiał poznać jego słabe strony, zanim wbije się gdziekolwiek z nożem.

— Jeszcze zetrzemy ten uśmieszek z twojej twarzy, omego — warknął ten, a Louis uniósł jedynie brew, wyglądając tak, jakby miał zaraz wybuchnąć śmiechem. Nie wiedzieli przecież, że on sam był od nich o dwa kroki do przodu. A przynajmniej on sam uważał, że był lepszy od nich.

— Tylko bez siniaków na twarzy, proszę. Wiesz, ile czasu poświęcam na pielęgnację?

Alfa spojrzał na niego groźnie, ale Louis był przyzwyczajony do takich spojrzeń, więc nic sobie z nich nie zrobił. Chociaż obiecał sobie, że uda biedną i wystraszoną omegę, to jednak jego bezczelność nie mogła przejść obojętnie obok takich durnych komentarzy.

✓ |  The Art of SeductionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz