34

520 33 4
                                    

Stał z zaciśniętą szczęką, wpatrując się w okno. Był odwrócony plecami do łóżka, na którym leżał Louis. Nie potrafił spojrzeć na omegę, która leżała niemal w letargu na posłaniu. Czuł się na to zbyt słaby, jakby miał rozpaść się na kawałki, widząc to, co działo się z Tomlinsonem. Wiedział, że to była jego wina. Ale jak miał zareagować? Zapytać tak, jakby chciał wiedzieć, na jaki smak chipsów Louis miał ochotę? To nie była łatwa sprawa, tym bardziej dla kogoś takiego jak on sam.

— Podałem mu coś na uspokojenie, prześpi kilka godzin w spokoju — powiedział cicho lekarz, który zawsze był do dyspozycji Harry'ego. — Nie wiem coś ty narobił, ale najchętniej wziąłbym go na badania. Pobrałem krew, tak dla pewności, jednak uważam inaczej.

— Pokłóciliśmy się.

— Harry, oglądałem go raz, chyba niecały tydzień temu. Był zestresowany do granic możliwości, ale przeżył porwanie i zabójstwo. Dzisiaj nie umiem nawet znaleźć słów, żeby to opisać. Widzę, że nie wiesz prawie nic o omegach, ale za to doskonałe wiesz, jak zrobić krzywdę. Nie mogę tego stwierdzić od tak, ale mogłeś uszkodzić w nim część omegi. Nie wygląda, jakby wyszedł z twojej rui z niespodzianką i to na całe szczęście przy tym, co mu zaserwowałeś.

Harry odwrócił wzrok, wracając do okna. Chciał uderzyć ręką w szybę, ale przymknął jedynie oczy, próbując powstrzymać swój gniew. Wszystko było jego winą.

— Omegi, niezależnie od tego, na jak silne wyglądają, naprawdę są bardzo delikatne. W napływie ogromnego boku fizycznego czy psychicznego właśnie tak się dzieje. Zapadają w taki stan, póki się nie uspokoją. Obecność alfy powinna pomóc, ale to ty byłeś prowodyrem, więc nie mogę ci nic więcej powiedzieć.

— Wyjdzie z tego?

— Tak, jutro powinien z tego wyjść, ale nie wyleczę ran, które zrobiłeś w jego sercu. Harry, co on takiego zrobił, że doprowadziłeś go do takiego stanu? Wiesz, że mógłbym zgłosić to, widząc ślady na jego szyi?

— Prowadził dziennik, gdzie zapisywał wszystko, co było związane ze mną i gangiem — odparł alfa, spoglądając przez krótki moment na lekarza. — Pierwsze, co przyszło mi do głowy, to że mnie oszukiwał i że jest kablem. Ale on robił to dla swojego bezpieczeństwa. Szukał dla siebie karty przetargowej.

— To by dużo wyjaśniało. Dlaczego wpadłeś w taki gniew. Ale Harry, to twoja wina. Do tego naruszyłeś świeże połączenie, więc Louis będzie mógł cię odrzucić. Jeżeli nacisnąłeś na nieodpowiednie nerwy, kto wie, jak to na niego wpłynie.

— Nie chciałem tego.

— To mogłeś pomyśleć wcześniej. Będę go obserwował, posłuchaj znam cię wiele lat, ale to jest tylko omega.

— Jest mniej bezbronny od połowy moich alf.

— A nie powinien. Przyjadę jutro, a ty zaopiekuj się nim, jeżeli ci na to pozwoli. Jeśli nie, zadzwoń po kogoś, komu ufa, będzie potrzebował stabilizacji i spokoju.

Podali sobie ręce i lekarz wyszedł, zostawiając Harry'ego samego z Louisem. Styles był wściekły na siebie. Że doprowadził do czegoś takiego i naraził na to swojego partnera, choć dosłownie jeszcze przed tym wszystkim myślał nad tym, w jak wiele miejsc chciałby go zabrać i jak bardzo cieszył się z możliwości tego, że przez choć cześć nocy będzie mógł mieć go w swoich ramionach.

Odwrócił się, spoglądając na pogrążonego we śnie Louisa. Gdyby mógł, cofnąłby czas o te dwie godziny, aby nigdy nie zajrzeć do tego cholernego pudła i nie znaleźć dziennika. O wiele bardziej wolał chyba niewiedzę.

Odwołał wszystko to, co planował tej nocy. Wiedział, że nie byłby w stanie myśleć, mając świadomość tego, że jego omega była sama w domu po czymś, co mu samemu przypominało jedynie załamanie. Obiecał sobie jednak, że kiedy dowie się o wiele więcej o omegach. Że nie pozwoli sobie na to, aby doprowadzić ponownie do tej samej sytuacji.

✓ |  The Art of SeductionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz