21

663 40 1
                                    

Kiedy wracali do mieszkania Louisa, omega czuła się tak samo niezręcznie jak kilka tygodni wcześniej, kiedy pojawiła się sprawą z detektywem. Okej, może był nieco spokojniejszy niż za pierwszym razem. Teraz wydawało się, że nie miał się o co bać. Policja na pewno nie będzie szukała zamordowanego gangstera czy sprawcy tego całego wydarzenia. Uznają, że zginął w porachunkach i na tym by zakończyli. Nie wiedział, w jaki sposób Styles planował pozbyć się ciała, ale domyślał się, że ten zrobi wszystko, aby tylko go nie odnaleziono.

Może było to szalone, że właśnie tak myślał. Czuł się tak, jakby wypił zdecydowanie za dużo i nie potrafił racjonalnie myśleć.

Bo nadal poziom brutalności; tego z jaką łatwością Harry to robił... To wszystko zdawało się go przerażać i przerastać jednocześnie. A to zdecydowanie nie było dobre połączenie i zdawał sobie z tego sprawę.

Co jeśli jednego dnia to właśnie Louis znajdzie się pod materiałem, który pozbawi go życia? Albo lufa pistoletu znajdzie się na jednej linii z jego czołem?

Wydawało się, że teraz była to rzecz, której obawiał się najmocniej. Louis nie znał go aż tak dobrze i chociaż Styles wydawał się podchodzić do niego zupełnie inaczej, to miał z tyłu głowy, że wystarczył jeden jego zły krok, a i on stanie się wrogiem alfy. Balansował na cienkiej, napiętej lince, gdzie z jednej strony był półświatek i wszystkie jego niebezpieczeństwa, a z drugiej zemsta i ucieczka przez całe życie.

I żadna z tych opcji nadal nie wydawała się być dla omegi dobra. Louis jedyne co chciał, to cofnąć czas, aby odmówić za wszelką cenę spotkania z gangsterem. Wiedział, że jakaś dziwna siła, która ich połączyła, sprawiłaby również, że w końcu ich drogi skrzyżowałyby się ze sobą. Ale może wolałby poznać bruneta, nie znając go ani trochę.

Prawdę mówiąc jednak, nie przeszkadzały mu tajemnice, które miał Harry. Louis nie chciał ich nawet wszystkich odkrywać. Póki nie były one bezpośrednio powiązane z nim, nie miał zamiaru naciskać i pytać, aby dowiedzieć się o czymś, co spędzałoby jedynie sen z jego powiek. Czytał nawet artykuły o mafii i wolał nie umierać z krzyżem wyciętym na ustach jako papla czy cholera wie jeszcze jak.

Kiedy dojechali pod znajomy blok, Harry wydawał się nieco niepewnie stać pod drzwiami mieszkania omegi. Louis spojrzał na niego, może nawet z lekkim wyczekiwaniem. Nadal miał na sobie sukienkę, nie czując się ani na siłach, ani w ochotach, aby to zrobić. Miał długi płaszcz alfy, który idealnie go zakrywał. Nie wstydził się swojego ciała, ale wolał nie prowokować wścibskich sąsiadów.

— Wchodzisz czy nie? — zapytał Tomlinson, a brunet zaraz wybrał tą pierwszą opcję, zamykając za sobą drzwi. Widział, że z omegą działo się coś niepokojącego.

Ruszył za omegą, jednak przystaną w salonie, gdy szatyn buszował w kuchni. Ten wrócił po chwili i Louis od razu otworzył sobie piwo, opadając na kanapę, opierając łokieć o podłokietnik, a dłoń służyła za podpórkę dla jego czoła. Nadal siedział w pełni swojej gracji i piękna, ale szklana butelka oraz ciche beknięcie zdecydowało psuło ten obrazek.

— Chciałeś porozmawiać — zaczął Harry. Chociaż zwykle był bardzo pewny siebie, to jeżeli chodziło o Louisa to często wydawało mu się, że błądził po omacku.

— No chciałem, ale już nie wiem, czy chcę — odpowiedział ten, pociągając kolejny łyk piwa. Dlaczego nie mógł mieć normalnego życia jak większość młodych omeg?

Styles usiadł obok niego, a szatyn pozwolił sobie opuścić nieco swoje bariery. Być może nie powinien tego robić, ale podobnie jak wcześniej czuł się tak rozstrojony i nerwowy, że obecność Harry'ego paradoksalnie działała na niego nieco lepiej. Sięgnął po jedną z poduszek, rzucając ją na uda alfy, aby po chwili ułożyć na jego głowę. Piwo nadal było w jego ręce i nie sądził, że tylko na tym jednym się skończy.

✓ |  The Art of SeductionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz