18

648 38 3
                                    

Louis nie lubił wielu rzeczy.

Ale to chyba jak każdy. Najbardziej jednak nienawidził nudy i stagnacji. I to nie tak, że oczekiwał nagle wybuchów i ucieczek jak w filmach. Nie, nie, nie. Nie przesadzajmy. On chciał raczej po prostu robić coś ciekawego, móc robić to, na czym najlepiej się znał.

Nadal jednak nie mógł robić nic. Całe, cholerne nic.

Co gorsza jednak nie miał nawet kogo denerwować. Niall i Nick byli odporni, Zayn odpadał z wiadomych względów, a Payne był zbyt nudny. A gdzie w tej całej ankiecie kogo denerwować był Styles? Louis nie wiedział. I to dosłownie nie wiedział. Bowiem alfa zdawał się zniknąć. Nie pojawiał się w klubie, nie męczył Tomlinsona w domu. Nic. Przepadł i wydawało się, że już nie miał się znaleźć.

I to nie tak, że szatyn specjalnie się martwił czy przejmował. Bez przesady, on ledwo znosił jego obecność. Chodziło jedynie o to, że z dnia na dzień szalał w pracy z nudy coraz mocniej. Próbował rozmawiać z Nickiem oraz z szefem, oczywiście osobno. Ale tak jak Grimshaw dawał mu wolną rękę, tak ten drugi robił problemy. Ponieważ skoro Styles chciał jego towarzystwa, to Louis miał być gotowy.

— Ale Nick nie ma z tym problemu. Zresztą kiedy Styles był tutaj ostatni raz? Jak nic siedzi już w jakimś kiciu — burczał Tomlinson, próbując przekonać resztę do swojej racji. Bo wiedział, że ją miał.

— Posłuchaj, Louis. Wiem, że może się nudzisz, ale nadal dostajesz za to tyle samo pieniędzy.

— Nie rób mnie w chuja, szefuńcu. Kiedy nie mam napiwków, dostaję o wiele mniej kasy. Zresztą, po co ja tutaj przychodzę, skoro go nawet nie ma od dłuższego czasu? Może Styles już nie żyje?

— Pan Styles płaci z góry, więc nie musisz być tutaj na wszelki wypadek. Nie możemy więc pozwolić na obrażenie tak ważnego dla nas gościa.

— Może wy nie możecie, ale ja nie mam z tym problemu — burknął Louis, zakładając ręce na piersi. Mówił poważnie, mógł powiedzieć alfie wszystko prosto w twarz. — Może najlepiej wezmę wolne przez te dni albo się zwolnię? Co za różnica, skoro i tak będę miał zapłacone.

Oczywiście próbował się kłócić, mówiąc, że on już tyle czasu siedzi na dupie, to miał czekać jak dobra żona? Czy oni mieli go za durnego?

Najwyraźniej tak, bo dosłownie kilka chwil później wyszedł wściekły z gabinetu, naprawdę zaczynając rozważać założenie własnej, jednoosobowej działalności. W końcu mógł zarabiać tak samo, ale nie mieć nikogo nad głową. I okej, może taka forma mogłaby być nieco bardziej niebezpieczna, jednak naprawdę miał już dość bycia skazanym na łaskę i niełaskę alfy. Louis był kimś więcej niż tylko durną omegą, która tańczyła, jak się jej zagrało.

Czuł, że zaczynał tracić już nawet swoją renomę, co powodowało, że denerwował się jedynie mocniej. Nie po to pracował na nią tak długo, aby teraz jakaś alfa nim dyrygowała. Bo Louis zawsze uważał, że niezależnie od wszystkiego, to ostateczne zdanie powinno należeć do omegi.

Siedział tego dnia w klubie do zamknięcia, chociaż zamiast kręcić się po samym lokalu, zamknął się w swojej małej garderobie, idąc spać. Powiedział o tym Nickowi, tak w razie czego, a ten kiwnął jedynie głową. Co innego miał do roboty? W końcu jeżeli miał okazję wyspać się teraz, to zamierzał z tego skorzystać. Dzięki temu z rana będzie pełen sił i, kto wie, może nawet nareszcie posprząta w łazience, do czego zabierał się od kilku dni.

I kiedy obudził się o szóstej, czuł się całkiem okej. Co prawda nie podniósł by się sam tak wcześnie, ale zadzwonił do niego Nick, że ostatnie osoby wychodzą, więc i oni powinni powoli zacząć się zbierać. Louis trochę pomarudził, ale finalnie udało mu się ogarnąć.

✓ |  The Art of SeductionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz