Już od tygodnia Brigitte przygotowywała się psychicznie na powrót rodziców, ale w sobotę, kiedy mieli w końcu przybyć, stwierdziła, że nie czuje się ani trochę bardziej gotowa na spotkanie z nimi niż wcześniej.
Żałowała, że najpierw nie pojawi się Coline, pomimo tego, iż w teorii była bliżej, ale z jakichś bliżej niewyjaśnionych przyczyn nie mogła się zjawić przed poniedziałkiem, co wyjaśniła w liście do mistrza Fu. Brigitte uważała za nieco dziwne to, że z nią Fu kontaktował się listownie, dopóki nie dowiedziała się, że jej kwami było pod pewnym względem niezwykłe — nie potrafiło mówić, a do tego w przedziwny sposób Wayzz nie potrafił się z nim połączyć. Listy były jednak lepsze od telefonów, bo przez nie ktoś o złych intencjach mógłby z łatwością ich namierzyć. Nie, Brigitte wolałaby sobie nie wyobrażać, co by było, gdyby Odnowiciele ją znaleźli. Już i tak za dużo złego spotkało ją z ich strony.
— Głowa do góry — odezwał się Pierre u jej boku. — Nie będzie tak źle.
Brigitte nie spojrzała na niego; wzrok wbijała w swoje wysokie buty na koturnie. Westchnęła. Jej zmartwienie wyczuwali wszyscy, którzy spędzili z nią więcej czasu, ale właściwie nigdy nie ujęła go w słowa. Sama też nie miała pewności, co martwi ją najbardziej.
— Jak matka dowie się o wszystkim, to się wścieknie — powiedziała w końcu. — A nie dam rady się wyłgać.
— Skąd ta pewność?
— A czemu miałaby być zadowolona? — odpowiedziała pytaniem Brigitte. — Wiesz, że w tych kwestiach zawsze była przewrażliwiona. Zaraz będzie, że co ja sobie myślałam i w ogóle... W sumie to nie myślałam — stwierdziła po chwili namysłu. — No tak.
— Przecież jesteś dorosła — przypomniał jej Pierre. — Nawet jeśli twoim rodzicom nie będzie się to podobać, nie mogą ci nic zrobić.
— Ale co, jeśli będą mieli rację? — martwiła się nadal Brigitte.
Pierre położył dłoń na jej ramieniu. W końcu na niego spojrzała: spokój na jego twarzy sprawił, że odrobinę się odprężyła.
— Zamartwianiem się na zapas nic nie załatwisz, tylko zepsujesz sobie to spotkanie — stwierdził. — Jestem z tobą, nic się nie stanie — dodał jeszcze uspokajającym tonem.
Brigitte uśmiechnęła się lekko. W tym samym momencie rozległ się donośny głos ze znajdujących się wszędzie głośników. Większości komunikatów na dworcu nawet nie słuchała, ale teraz wychwyciła w nich nazwę „Hawr", więc stwierdziła, że musi on dotyczyć właściwego pociągu.
— Zaraz będą — odezwał się Pierre, co potwierdziło jej podejrzenia.
Oczywiście państwo Monteil mogliby przylecieć z Australii do Paryża samolotem, lecz Estelle panicznie bała się wysokości i aby oszczędzić jej strachu, woleli wybrać dłuższą, acz wygodniejszą drogę. Brigitte rzadko przyznawała się do tego, że sama również odczuwała lekko niepokój, gdy znalazła się bardzo wysoko, lecz wtedy tylko zaciskała zęby i to wytrzymywała. Nie mogła sobie pozwolić na słabość.
Po jeszcze paru chwilach oczekiwania na peron w końcu wtoczył się pociąg. Nie robił jakiegoś specjalnego wrażenia, ot, zwyczajny elektryczny pociąg, ani nowy, ani stary. Brigitte bardziej przejmowała się, że w nim, jeśli wszystko się powiodło, znajdowali się jej rodzice. Już nie odwlecze tego spotkania...
— Wszystko będzie w porządku — mamrotała do siebie. — Nic się nie stanie, nic się nie stanie...
Z pociągu wysypał się tłum podróżnych. Brigitte i Pierre cofnęli się nieco, by dać im przejść, a poza tym przeciskanie się pomiędzy ludźmi nie miało sensu, bo w ten sposób nie odnajdą właściwych osób. Po paru minutach zrobiło się nieco luźniej. Zaczęli się rozglądać wokół siebie, w nadziei, że w końcu ich zauważą. Ale nikogo nie dostrzegli.
CZYTASZ
Naturalny wróg. Księga 2: Strażnicy
FanfictionPo bitwie z Odnowicielami na drodze mistrza Fu i jego sojuszników staje odnowiony Zakon Strażników, który tak jak oni pragnie powstrzymać Odnowicieli przed zniszczeniem świata. Wspólnie podejmują wysiłki w celu odnalezienia Aurélie, ale także dotarc...