Rozdział 29 - Bitwa o Miecz Yana

10 2 4
                                    

Przez parę bardzo długich sekund Pierre i Richard mierzyli się wzajemnie wzrokiem, aż wreszcie ten drugi uśmiechnął się szeroko.

— Co za wspaniała niespodzianka! — zawołał, chociaż jego głos wcale nie wyrażał szczerej radości. — Miałem tylko przejąć Miecz Yana, a nadarza mi się okazja, by pozbyć się ciebie raz na zawsze!

— Tu nie dostaniesz tego, czego szukasz — odpowiedział mu Pierre. Nawet jego samego zaskoczyła pewność w jego głosie. — Jesteś sam, a nas jest wielu. Odejdź.

— Kto powiedział, że jestem sam? — Richard cały czas się uśmiechał. — Ja jestem tylko komitetem powitalnym. Chłopcy, możecie się już pokazać!

Na ten sygnał zza pobliskich domów wychynęło paru ludzi ubranych w charakterystyczne peleryny Odnowicieli. Strażnicy, zorientowawszy się, co im grozi, próbowali rzucić się do ucieczki, ale Odnowiciele byli szybsi; wkrótce ich otoczyli. Pierre zrozumiał dwie rzeczy. Po pierwsze będą musieli walczyć. A po drugie, Odnowicieli było więcej, a chroniąc miecz i pana Flamanta, Strażnicy mieli ograniczone pole manewru. To stawiało ich w niekorzystnej sytuacji.

Pierre zrobił krok do tyłu i usłyszał słowa Albertiny:

— Przede wszystkim musimy stąd wydostać miecz i pana Flamanta. Musimy uciec, a niekoniecznie pokonać Odnowicieli.

Pierre wiedział jednak, że walki nie uniknie. Nie w momencie, gdy wśród Odnowicieli był Richard. Wiedząc, co zaraz nastąpi, postanowił uprzedzić wszystko, co jego przyrodni brat mógł zrobić i zaatakował pierwszy.

Richard najwyraźniej nie spodziewał się tak szybkiego ataku, bo ledwo uniknął ciosu. Szybko jednak zorientował się w sytuacji i nie pozostał Pierre'owi dłużny. Sam się zamierzył, lecz Pierre'owi udało się zablokować jego pięść.

Kolejne ciosy wymieniali coraz szybciej, tak że Pierre był przekonany, że zwyczajnemu człowiekowi byłoby trudno dotrzymać im kroku. Stopniowo zatracał się, wpadał w trans, tak samo jak to miało miejsce w wiosce Priski. Nie myślał nad tym, co robi, a dał się ponieść sercu.

Mimo że nie przegrywał, wiedział również, że nie ma nad Richardem żadnej przewagi. Znaleźli się w sytuacji patowej. Wygra ten, który dłużej utrzyma się na nogach. Wiedząc, że Richard ma zdecydowanie więcej doświadczenia, obstawiał, że to jemu przypadnie zwycięstwo. Chyba że w grę wejdzie jakiś inny czynnik... Pierre natychmiast pomyślał o mieczu, który zabrał Odnowicielowi przy belgijskiej granicy, ale ten obecnie spoczywał w plecaku, który miał na ramionach. Nie było opcji, żeby udało mu się sięgnąć po broń, nie przypłacając tego ruchu życiem. Że też nie miał już Miraculum Pająka! Mógłby się teleportować za plecy Richarda i go powalić...

Nie, miracula to już przeszłość — napomniał się. — Musisz polegać na sobie.

Walczył więc dalej, nadal gorączkowo myśląc, co mógłby zrobić. Trik z powaleniem tarczą nie zadziałał, bo Richard był na to doskonale przygotowany. Technika walki jego wroga była również dopracowana do perfekcji.

Nagle przypomniał sobie swoją wczorajszą rozmowę z Tigili. Mówiła mu, że powinien się strzec Richarda, ale jednocześnie wierzyła również w możliwości jego samego... Mówiła coś o przyjaciołach... Czyżby chodziło jej o to, że powinien walczyć z nimi bardziej ramię w ramię? Być może to była jego szansa?

Starając się nie wypaść z rytmu, odwrócił się tak, żeby zobaczyć, jak szło jego towarzyszom. Większość z nich mierzyło się z kilkoma przeciwnikami naraz. Aktywnie nie walczyli jedynie pan Flamant, rozglądający się z lekkim niedowierzaniem po walczących i Albertina, osłaniająca go magicznymi tarczami trochę podobnymi do tych Pierre'a, tylko że białymi.

Naturalny wróg. Księga 2: StrażnicyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz