Wędrując po wiosce, Pierre, Coline i Icy nie natknęli się na nic, co mogłoby się wydać jakkolwiek niezwykłe czy magiczne. Domki, chociaż wyglądały na porządnie zbudowane, gdzieniegdzie były zaniedbane; z części odpadał tynk, gdzie indziej można było dostrzec wybitą szybę czy okiennicę smętnie zwisającą z zawiasów. Wyglądało to zupełnie tak, jakby...
— Ta wioska jest zupełnie opuszczona — zauważyła Coline. — Co tu się mogło stać?
Przeszli obok kolejnego domku, pomalowanego na pastelową czerwień. Przed nim wisiały bieliźniane sznury, na których znajdowały się jakieś brudne tkaniny.
— Mieszkańcy musieli uciec stąd w pośpiechu — stwierdziła Icy, wskazując pranie. — Ale to musiało być już jakiś czas temu...
— Myślicie, że wykurzyło ich stąd coś magicznego? — zapytał Pierre. — Bo to wcale nie wygląda, jakby była tu jakaś magia... W Górach Skandynawskich, gdy znaleźliśmy Shouyi, wszędzie dało się czuć magię, a tutaj zupełnie nic. — Zamilkł na chwilę, po czym wpadł na pewien pomysł. — A może poprosimy Shouyi o pomoc?
— Nie — zaoponowała Icy. — Detektory się zwykle nie mylą, a skoro wykrył jakąś silną energię magiczną, to powinniśmy być ostrożni. Jeśli ktoś wyczułby energię Shouyi, mógłby się nami niepotrzebnie zainteresować.
— I tak możemy wzbudzać zainteresowanie — powiedziała Coline. — Wyglądamy jak turyści, a jaki turysta chciałby zwiedzać miejsce takie jak to?
— Właśnie, jaki? — odezwał się nagle jakiś głos za ich plecami.
Pierre odwrócił się gwałtownie i ujrzał zakapturzoną postać, która wyłoniła się z jednego z domków. Zbliżyła się do nich, a zanim się obejrzeli, zewsząd zaczęły napływać kolejni. Nie zdążyli zareagować, a już byli otoczeni. Pierre rozglądał się niespokojnie, ale nic nie wskazywało na to, by mogli wydostać się z kręgu Odnowicieli. Dotarł do niego głos Icy — że to pułapka. Choć szykował się już do tego, aby przedrzeć się przez wrogów siłą, zatrzymała go jedna z postaci. Zdjąwszy kaptur, utkwiła swoje jasnobrązowe, niemal pomarańczowe oczy w Strażnikach. Pierre mógłby przysiąc, że tlił się w nich najprawdziwszy ogień.
— Rousseau? — zapytał, zanim zdążył się powstrzymać. Nie mógł uwierzyć, że spotka go akurat tutaj...
Rousseau zmarszczył brwi, a wtedy Pierre uświadomił sobie, że właściwie to w normalnych warunkach nie powinien znać jego imienia. W końcu tylko dzięki Aurélie wiedział, kim ten jest...
— Poddajcie się — rozkazał Rousseau. Pierre'a zaskoczyła stanowczość w jego głosie, nie wyglądał bowiem na kogoś, kto byłby w stanie dowodzić. — Oddajcie nam miracula i nie próbujcie żadnych sztuczek, a potraktujemy was łagodnie.
— A jeśli się nie poddamy? — zapytała Icy wojowniczo.
— Mamy przewagę liczebną — ostrzegł ją Rousseau. — Jeśli spróbujecie walczyć, nie przeżyjecie tego starcia.
Dosyć tego — pomyślał Pierre. A na głos powiedział:
— Założymy się?!
I zaatakował. Nie bardzo myślał nad tym, co robi, lecz czuł, że robi dobrze. Rousseau, zaskoczony szarżą Pierre'a, odskoczył, lecz kiedy ten skierował się w jego stronę, chłopak zreflektował się i utworzył przed sobą ścianę ognia. Pierre cofnął się, by uniknąć spopielenia i rozejrzał się wokół. Coline musiała się przemienić, bo miała teraz na sobie niebieski strój Meduzy. Poruszała się szybko, tak że walcząc z kilkoma Odnowicielami naraz, można było dostrzec jedynie błękitne smugi i powiewające za nią paski jej kostiumu. Tymczasem Icy skupiła się na Rousseau — wysłała w jego stronę lodowe pociski, lecz te, stopione jego płomieniem, nie zrobiły mu żadnej krzywdy.
CZYTASZ
Naturalny wróg. Księga 2: Strażnicy
FanfictionPo bitwie z Odnowicielami na drodze mistrza Fu i jego sojuszników staje odnowiony Zakon Strażników, który tak jak oni pragnie powstrzymać Odnowicieli przed zniszczeniem świata. Wspólnie podejmują wysiłki w celu odnalezienia Aurélie, ale także dotarc...