16 kwietnia 1986
Nie, nie, nie, to nie może być prawda! To musiało mi się przyśnić... Tak sobie powtarzam, ale coraz trudniej mi w to wierzyć. Coraz częściej przekonuję się, że to jednak prawda... Że Liliane już nie ma...
Cały czas myślę tylko o tym, co stało się wczoraj. To była zwyczajna sobota, całkiem ładna, choć nie mogłem z niej skorzystać. Musiałem siedzieć w domu i się uczyć, w końcu egzaminy już za rogiem. Choć teraz myślę, że to już bez znaczenia, kogo by teraz obchodziły jakieś tam egzaminy?
W każdym razie kiedy zadzwonił telefon, nie podejrzewałem, że mogłoby się stać coś takiego! Niemal odruchowo odebrałem, nie patrząc na to, kto dzwoni i rzuciłem do słuchawki:
— Halo?
— Daniel, to ty? — zapytał jakiś zaniepokojony głos.
— Pani Page? — zapytałem, rozpoznawszy ją.
— Tak, to ja... — odpowiedziała nadal tym roztrzęsionym tonem. — Dzwonię, bo musisz coś wiedzieć...
— Coś się stało? — Jej niepokój zaczął mi się udzielać.
— Liliane miała wypadek!
— CO?!
— Przyjedź jak najszybciej!
Podała mi tylko adres szpitala, po czym rozłączyła się, zanim w ogóle zdążyłem ją o cokolwiek zapytać. Wiedziałem tyle, że muszę jak najszybciej tam dotrzeć. Niemal w transie pozbierałem swoje rzeczy i poprosiłem tatę, by mnie tam zawiózł. Wbiegłem do szpitala, nie bacząc na nic, a tam zobaczyłem państwo Page. Pani Page była w okropnym stanie: makijaż się jej zupełnie rozmył, a oczy i nos miała zapuchnięte. Musiała dużo płakać. Pan Page nie wyglądał dużo lepiej, a boleść w jego minie była nawet bardziej porażająca. Jednocześnie chciałem wiedzieć, co się stało i nigdy tego nie usłyszeć. W końcu jednak się dowiedziałem.
Rodzice Liliane, choć z trudem, wyjaśnili mi, co się stało. Liliane akurat miała wolny dzień, a wiedząc, że ze mną się nie spotka, postanowiła wybrać się do przyjaciółki i spędzić z nią dzień. Ale na drodze zaskoczył ją pijany kierowca, a gdy ją potrącił, to drań uciekł! Nikt nie widział zajścia, a gdy jakiś przechodzień w końcu zadzwonił na pogotowie, jej stan był krytyczny.
Gdy tylko się tego dowiedziałem, przyszedł do nas lekarz. Powiedział... Powiedział, że nam bardzo współczuje, ponieważ Liliane... Nie, nawet nie umiem tego napisać. Już wystarczająco dużo o tym myślę. Ciągle odtwarzam ten moment w pamięci. Chcę zapomnieć, chcę, by to się nigdy nie wydarzyło! Gdyby tylko można było wyciąć wspomnienia, wyciąć serce, żebym już nic nie czuł!
17 kwietnia 1986
Rodzice wczoraj byli jacyś dziwni i już wiem, dlaczego.
Kiedy tylko usłyszeli o Liliane, bardzo się zmartwili, ale poza tym ciągle rzucali na siebie jakieś spojrzenia, jakby próbowali mi o czymś powiedzieć. W końcu mnie to zdenerwowało i wybuchnąłem:
— Powiecie mi, o co chodzi, czy będę musiał się domyślać?!
Ojciec wyglądał na zrezygnowanego. Odetchnął i odpowiedział:
— To, co chcemy ci powiedzieć, jest... Ja... Ja nie wiem, jak ci to wytłumaczyć, ale...
— Po prostu to powiedz — nalegałem.
— No dobrze... A więc, jest taka rodzinna legenda, powtarzana z pokolenia na pokolenie...
Według tej legendy pewna kobieta przed wiekami zakochała się w niezwykle czarującym mężczyźnie. Czuła jednak, że ma on sekret. Był niezwykle tajemniczy, a do tego czasem czuła, że jest z innego świata. Aż w końcu odkryła prawdę: jej ukochany był ucieleśnieniem samej Śmierci. Kiedy to odkryła, przeraziła się. Nie umiała zaakceptować tego, że zakochała się w Śmierci i porzuciła swoją miłość, po czym przyrzekła, że już nigdy nikogo nie pokocha.
CZYTASZ
Naturalny wróg. Księga 2: Strażnicy
FanfictionPo bitwie z Odnowicielami na drodze mistrza Fu i jego sojuszników staje odnowiony Zakon Strażników, który tak jak oni pragnie powstrzymać Odnowicieli przed zniszczeniem świata. Wspólnie podejmują wysiłki w celu odnalezienia Aurélie, ale także dotarc...