Rozdział 22 - Błędy z przeszłości

13 2 56
                                    

Zdecydowanie nie mogli wybrać gorszego miejsca na nocleg.

Chociaż Pierre zasnął stosunkowo szybko, to niestety równie szybko się obudził. Sprawcą tego przebudzenia było nieustanne dudnienie dobiegające z góry. Początkowo, tylko na pół przytomny, nie zorientował się, co to było, ale po chwili zrozumiał. Ktoś najzwyczajniej w świecie zorganizował sobie przyjęcie w czasie ciszy nocnej! Czy w tym miejscu nie obowiązywały zupełnie żadne zasady?

Przewracał się z boku na bok, nie umiejąc ponownie zasnąć, aż w końcu, w wyniku desperacji, obrócił się na brzuch, a poduszkę położył na głowie. To w końcu mu pomogło, chociaż był raczej zdania, że nie przez wytłumienie dźwięków, a ograniczenie dostępu do tlenu.

Wreszcie, kiedy już dłużej tak nie mógł, wyłonił się z pościeli i dostrzegł, że przez brudne okno do środka pokoju wpadają promienie słońca. Czyli był już ranek... Pierre zerknął na posłanie Coline. Kobieta leżała na plecach i najwyraźniej jej dźwięki nocnej imprezy wcale nie przeszkadzały. Chłopak, nie chcąc jej budzić, postanowił najpierw załatwić własną toaletę. Starając się, aby drzwi nie skrzypiały za bardzo, udał się do łazienki. Ta niestety była wspólna dla całego piętra, ale jak się okazało, nikt obecnie w niej nie przebywał. Pozostali pewnie teraz odsypiali noc... Ale nie powinien narzekać, prawda?

Po toalecie obejmującej szybki prysznic, ogarnięcie zamieszania na głowie i przebranie się do czystych ubrań wrócił do pokoju. Gdy tylko to zrobił, Coline akurat podniosła się ze swojego materaca.

— Przepraszam — wymamrotał Pierre. — Pewnie cię obudziłem...

Coline jakby dopiero teraz go zauważyła. Sięgnęła do ucha, po czym wyjęła z niego... woskową zatyczkę.

— Mówiłeś coś?

Ach, to wiele tłumaczyło... Dzięki zatyczkom Coline pewnie w ogóle nie zdawała sobie sprawy, że nie wszyscy przestrzegali ciszy nocnej.

— Nie, nic — odpowiedział szybko i ponownie przysiadł na materacu.

— Wyglądasz okropnie — stwierdziła nagle Coline bez ogródek. — Może chciałbyś dłużej pospać?

— Spanie tutaj to ostatnia rzecz, której bym chciał. Wynośmy się stąd jak najszybciej.

Coline nie protestowała. Sama się również ogarnęła, chociaż w jej przypadku dochodziło jeszcze pełne umalowanie się i wystylizowanie włosów. Pierre nie do końca rozumiał, dlaczego kobiety tak wiele czasu poświęcały na makijaż, skoro bez niego też potrafiły być zjawiskowe. Uznał jednak, że nie będzie głośno nic mówił, aby przypadkiem nie urazić pani Voler. Ona jednak dostrzegła jego spojrzenie.

— Przepraszam, że się tak wlokę, ale po prostu już tak się przyzwyczaiłam — powiedziała. — Lepiej się wtedy czuję.

Pierre nie kontynuował tego tematu, jedynie pokiwał głową na znak, że zrozumiał. Kiedy w końcu jego towarzyszka była gotowa, pozbierali rzeczy i starannie zamknąwszy drzwi pokoju, udali się na dół.

— Nie wiem, czy nie będziemy jeszcze zostawali na noc w Ostendzie, ale błagam, bylebyśmy nie zatrzymywali się tu więcej — poprosił Pierre. — Wolę już spać pod namiotem.

— Bywały gorsze miejsca — odparła Coline. — Ale zgoda, niech będzie.

Podeszła do recepcjonisty, który nie wyglądał ani trochę lepiej niż wczoraj, aby oddać mu klucz. Tymczasem Pierre jak najszybciej opuścił budynek i zaczekał chwilę, aż Coline do niego dołączy.

— Dobra, to co teraz? — zapytała. — Mówiłeś wczoraj, że nie masz za bardzo pomysłów, ale dobrze by było, jeśli byśmy mieli jakiś trop.

Naturalny wróg. Księga 2: StrażnicyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz