Kiedy Pierre otworzył oczy, ukazała mu się ciemność.
Przez chwilę nie bardzo wiedział, gdzie jest i co tu robi, ale w końcu sobie przypomniał, że przecież wrócił do domu państwa Monteil. Odwrócił głowę w stronę budzika stojącego na szafce nocnej. Wskazywał godzinę na kilka minut przed szóstą, co go wcale nie zdziwiło. W końcu do pracy w dojo wstawał o podobnej godzinie, więc musiał się już do tego dosyć przyzwyczaić. Poza tym wiedział, że i tak nie będzie spał długo — choć spędził w tym domu lata, to jednak wrócił tu po długim czasie. Tak długim, że nawet spanie w prawdziwym łóżku, choć przyjemne, wydało mu się dziwne.
Choć było tak wcześnie, niespecjalnie chciało mu się spać, więc się podniósł i wyszedł z pokoju. Idąc do łazienki, a później do kuchni, starał się zachować ciszę, aby nie obudzić Brigitte, choć podejrzewał, że i ona wcale nie będzie spać specjalnie długo. Miał jednak nadzieję, że w końcu uda się jej odpocząć. Zasługiwała na to.
Niemal bezwiednie przyrządził śniadanie z rzeczy, które wzięli razem z Brigitte z domu mistrza Fu, po czym niespecjalnie skupiał się na jedzeniu. Bardziej zajęty był rozmyślaniem o tym, co im się przydarzyło. To wszystko wydawało się tak odległe... Wcale nie chciało mu się wierzyć, że rodzice Brigitte byli kolejnymi, którzy zniknęli. W tych wszystkich zniknięciach Pierre'a najbardziej niepokoiło to, że Odnowiciele stali się tak silni, że teraz pozwalali sobie na wszystko i sukcesywnie rozbijali całą ich drużynę. Najpierw Aurélie, teraz Aaron i Estelle... Kto będzie następny? Biedronka, Czarny Kot, Coline? A może on sam? Albo...
Nie, nie pozwolę im dorwać Brigitte – obiecał sobie.
Kiedy z jego talerza zniknęło już wszystko i posprzątał po sobie, narzucił na ramiona sweter, założył buty i wyszedł w chłód poranka. Wzdrygnął się lekko i pomyślał, że może warto byłoby wrócić po kurtkę. Po chwili jednak zrezygnował z tego pomysłu, założywszy, że wkrótce będzie mu wystarczająco ciepło. Skierował się ku tylnej części ogrodu, która była wystarczająco duża do jego celów, a do tego przy płocie rosły gęsto drzewa, co zmniejszało ryzyko tego, że ktokolwiek go zobaczy. Idealnie.
Zaczął od krótkiej rozgrzewki, przez co jego myśli powędrowały do paryskiego dojo. Pamiętał, że gdy właściciel po raz pierwszy zgodził się na treningowy sparing, nakazał mu najpierw się rozgrzać.
— Rozgrzać? — powtórzył Pierre zaskoczony.
— Nie zaniedbuj rozgrzewek, bo inaczej może ci się coś stać — napomniał go mężczyzna.
Pierre uśmiechnął się na to w duchu. Gdyby złoczyńcy dawali mu czas na rozgrzewkę, byłoby wspaniale... Zwykle jednak nie byli tak łaskawi.
Teraz natomiast miał okazję, więc postanowił ją wykorzystać. Poświęcił kilka minut na rozgrzewkę, po czym zabrał się do ćwiczenia ruchów właściwych. Chociaż nie spędził wcale tak dużo czasu na treningach z właścicielem dojo, to zaczynał już czuć, że coś dają — miał wrażenie, że jego ruchy już nie są tak bezładne jak wcześniej. Był zadowolony ze swoich ciosów, które zadał marcowemu powietrzu, a także z uników przed trafieniami przez nieistniejącego wroga. To jednak było za mało. Nie mógł liczyć na pokonanie Odnowicieli samą siłą fizyczną.
Skupił się na walce i przypomniał sobie ostatni raz, gdy zdołał użyć mocy — tę noc, kiedy zmierzył się po raz drugi z Richardem. Wtedy nie myślał o tym, by jej używać, chciał tylko odeprzeć wroga. Chciał ochronić siebie i przyjaciół...
Ujrzał przed sobą fioletowy błysk i uśmiechnął się zadowolony.
— O to chodziło — powiedział na głos.
CZYTASZ
Naturalny wróg. Księga 2: Strażnicy
FanfictionPo bitwie z Odnowicielami na drodze mistrza Fu i jego sojuszników staje odnowiony Zakon Strażników, który tak jak oni pragnie powstrzymać Odnowicieli przed zniszczeniem świata. Wspólnie podejmują wysiłki w celu odnalezienia Aurélie, ale także dotarc...