Prolog

4.2K 141 4
                                    

„Besties" – najlepsi przyjaciele.

Prolog

Connor

Podziękowałem komisji egzaminacyjnej i wyszedłem z sali. Korytarz wypełniony był elegancko ubranymi studentami, czekającymi na swoją kolej. Wszyscy wbili we mnie teraz swoje spojrzenia. Nie zdążyłem udzielić żadnych informacji. Ubiegł mnie przyjaciel, który nie mógł darować sobie, by nie towarzyszyć mi w tym dniu. Był ode mnie pięć lat starszy, dlatego wciąż uważał, że wie wszystko lepiej.

-Gratuluję panie magistrze – krzyknął, zrywając się z krzesła. Cały czas mi powtarzał, że obrona pracy magisterskiej jest kwestią formalną i rzeczywiście okazało się to prawdą. Właśnie zakończyłem swoją edukację na Uniwersytecie, a żeby to potwierdzić, poruszałem zawadiacko brwiami.

-Dzięki, stary – podałem mu dłoń, a drugą poklepałem go po plecach.

-Czas zacząć prawdziwe życie. Gotowy? – zapytał z podekscytowaniem. Nie mógł się doczekać tego dnia. Mieliśmy całą masę wspaniałych planów na przyszłość. Twierdził, że uratowałem mu życie, tylko dlatego, że istniałem. Chodziło o to, że byłem dla niego świeżym, może nawet orientalnym powietrzem, a także drzwiami do spełnienia marzeń. Pochodziliśmy z zupełnie różnych światów. Dysponowałem możliwościami, które już niedługo miałem mu ofiarować. Zamierzaliśmy wejść w spółkę, zbudować dochodowy biznes między Polską a Kalifornią, uderzyć na grubo, od razu wypłynąć na szerokie wody. Mierzyliśmy wysoko i odważnie. Przynajmniej tak twierdził Leon. Dla mnie to wszystko malowało się nieco bardziej przyziemnie. Tyle, że ja pochodziłem z Ameryki, a on z Polski. Ja znałem kontrast między tymi światami, Leon jeszcze nie. Prawda dla mnie wyglądała tak, że to on uratował moje życie. Zawdzięczałem mu... siebie.

I nie mogłem nawet podziękować.

Nie zrozumiałby...

Po tylu latach, wciąż niewiele o mnie wiedział...

Kiedy podawaliśmy sobie rękę pierwszy raz, nie miałem jeszcze nawet zarostu. On natomiast spodziewał się już córki.

Gdybym wtedy tylko wiedział, jak ten mały kajtek okręci mnie sobie wokół palca to... No cóż. Niczego bym nie zmienił. No może tylko nigdy nie nazwałbym jej kajtkiem. To jedno słowo stało się powodem potwornej histerii, gdy miała pięć lat. Ależ musiałem się nagimnastykować i nałgać. Wmówiłem jej, że Kajtek to zdrobnienie amerykańskiej wersji jej imienia. Trochę rzeczywiście tak mi się to kojarzyło, ale nie polemizowałem dalej. Zacząłem nazywać ją Katie. Dla mnie dalej brzmiało podobnie, dla niej zupełnie inaczej, lepiej. A teraz Katie miała już dziesięć lat...

-Okres studiów był zajebisty na tyle, że kusiło mnie pozostanie wiecznym studentem, ale coś czuję, że dopiero teraz zacznie się najlepsza jazda, wspólniku – potwierdziłem Leonowi w końcu swoją gotowość, by wdrożyć nasze plany w życie.

Nim udaliśmy się na parking, przyjąłem jeszcze gratulacje od swoich rówieśników i życzyłem im powodzenia.

Poluzowałem krawat i ułożyłem się wygodnie na fotelu pasażera. Wolałem być kierowcą, ale dzisiaj odpuściłem, ponieważ w drodze na obronę, musiałem się do niej przygotować. I tak w pół godziny przyswoiłem najważniejsze tematy, których powinienem był się nauczyć w ciągu minionych dwóch lat. Zamiast jednak kuć, bardziej skupiałem się na relacjach towarzyskich. Wierzyłem w pewną teorię. Mianowicie, uznawałem, że gwarancją sukcesu w przyszłości są dobre znajomości i pomysł. Miałem jedno i drugie. A teraz także tytuł magistra, który przed nazwiskiem wyglądał tak samo niezależnie od tego, czy po drodze do niego, leciało się na trójkach czy piątkach. Studenci zbierający najwyższe stopnie, robili to kosztem imprez. Zdecydowanie nie należałem do tej grupy. Płynąłem na fali, uznając zasadę, że wszystko powinno być wywarzone. Grunt to zaliczyć. A potem zapić, dlatego Leon podjechał pod sklep tysiąca alkoholi z całego świata.

BestiesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz