Rozdział 48

997 60 0
                                    

Connor

Wyleciałem z siłowni jak z procy, ale zatrzymałem się przy wyjściu z hotelu. Widziałem stąd bungalow Michaela. Pierwszy raz w życiu się bałem, że mógłbym zrobić mu coś poważnego, dlatego walczyłem z samym sobą, by nie pokonały mnie emocje. Gdy nie dostrzegłem nigdzie Katie, naszła mnie myśl, że to tylko kolejny głupi żart mojego brata. Lepiej dla niego, żeby tak się sprawy miały. W głębi serca nie wierzyłem, że mógłby zrobić mi takie świństwo, ale z drugiej strony... był do tego zdolny.

Głupiec ze mnie, że dałem się tak podejść. Trzy dni temu zamieniłem się w chodzącą bombę niezdolną do koncentracji. Katowałem na siłowni swoje ciało, by choć przez chwilę nie myśleć o Kate. Z Emily nie miałem tego problemu. Dopiero Michael przypomniał mi o jej istnieniu. Nie odezwała się do mnie, odkąd kazałem jej opuścić bungalow. Kiedy Miki wkręcił mnie, że dziewczyna chciała przyprawić mi rogi, ucieszyłem się w duchu, że to nie ja jestem nie fair. Podczas naszej rozmowy pierwszy raz poczułem się dobrze. Wyluzowałem się. Tylko z Mikim pozwalałem sobie na wygłupy i głupie teksty. Zwierzyłem mu się pół żartem, pół serio. A na koniec brat wbił mi tępy nóż w plecy i przekręcił. Myśl, że Katie mogła usłyszeć rozmowę na tak niskim poziomie, niemal mnie paraliżowała.

Teraz jednak naszło mnie nagłe przeświadczenie, że jednak do niczego nie doszło, dlatego z jakimś dziwnym spokojem ruszyłem do niego. Chciałem to tylko potwierdzić i może wyskoczyć z Mikim na piwo. Serce boleśnie mi się ścisnęło, gdy stanąłem przed drzwiami bungalowu. Bałem się, że zobaczę tam Katie, a Michael okaże się największą gnidą świata.

Powoli nacisnąłem klamkę. Na moment wszystko zwolniło, jakby od następnej sekundy zależało moje być albo nie być.

Przestałem być...

Moje spojrzenie skrzyżowało się z przerażonym wzrokiem dziewczyny. W pierwszej chwili miałem ochotę doskoczyć do niej i zamknąć w ramionach. Tęskniłem za nią. Planowałem iść do niej po siłowni i przeprosić za ciche dni. Teraz jednak wszystko się zmieniło.

Krew odpłynęła mi z ciała, serce przestało bić. Przez głowę przewinęły się wszystkie bluźnierstwa, które wypowiedziałem podczas rozmowy telefonicznej. Wstyd wyparł inne uczucia. Moje oczy samoistnie uciekły w kierunku Michaela. Tyle wystarczyło, żebym mógł na powrót oderwać stopy od ziemi.

Przestałem czuć wściekłość. Byłem tak potwornie zawiedziony, że chciałem zniknąć. Nawet nie zamknąłem za sobą drzwi. Po prostu odwróciłem się i niczym zbity pies ruszyłem przed siebie bez celu.

Głos nawołującej mnie Katie rozwalał mi serce, a kiedy usłyszałem Michaela, zerwałem się do biegu. Ruszył za mną, ale nie zamierzałem pozwolić mu się dogonić...

– Zatrzymaj się i spuść mi łomot! – wydarł się. Bardzo się mylił, jeśli myślał, że obicie mu mordy wszystko naprawi. Chciałbym, żeby to było takie proste.

– Nie istniejesz dla mnie – wydyszałem, pędząc wzdłuż nabrzeża. To go usadziło. Kiedy odbiłem w prawo zauważyłem, że się zatrzymał. Miałem gdzieś, czy zrozumiał, jak wielki błąd popełnił. Miałem kompletnie w dupie całą jego parszywą postać.

Ominąłem hotel, by użyć służbowego wejścia od strony parkingu. Wyciszyłem telefon, który nie przestawał dzwonić.

Nie mogłem zdecydować, co dalej – czy zrobić to samo co Katie kilka dni temu, czy wrócić na siłownię, by wyżyć się na worku, a może wsiąść w auto i pojechać przed siebie... Na schodach wpadłem na pomysł, żeby wziąć chłopaków z ochrony i wypierdolić Michaela na zbity pysk, krzycząc przy tym, że nie jest już moim bratem. Nie mogłem uwierzyć, że naprawdę mi to zrobił.

Zatrzymałem się przed drzwiami mojego awaryjnego pokoju. Emily posiadała do niego kartę i przestraszyłem się, że mógłbym ją tu zastać. Nie dałbym sobie rady z dodatkowymi komplikacjami. Dla bezpieczeństwa powinienem iść spać. Najlepiej przywiązany pasami, bo nie mogłem ręczyć za to, że nie zamorduję kogoś na śpiocha. Nigdy nie czułem się bardziej rozwalony. Nie mieściło mi się w głowie to wszystko, co się działo między mną a Katie.

Nogi same zaprowadziły mnie na parter. Wszedłem na zaplecze baru. Chciałem zgarnąć butelkę czystej, ale ostatecznie było mi wszystko jedno, dlatego chwyciłem pierwszy lepszy trunek.

Minąłem hol i stanąłem na piasku z whisky w ręku. Nie rozglądałem się. Przeciwnie. Dotarłem przed bungalow ze wzrokiem wbitym w buty i czym prędzej otworzyłem drzwi. Michael miał zapasowy klucz, dlatego na wszelki wypadek nie zapalałem światła. Nie chciałem ujrzeć jego parszywej mordy.

– Mam ochotę strzelić ci między oczy – wycedziłem z pogardą. – Jeśli tu jesteś, to masz pięć sekund na wyjście. Po tym czasie roztrzaskam ci ciężką butelkę na łbie i z przyjemnością odsiedzę wyrok, jeśli cię to zabije. Cztery, trzy... – zacząłem odliczać. Gdy dotarłem do zera, włączyłem światło. Odetchnąłem głośno z ulgą, widząc, że wszystko jest tak samo, jak wcześniej zostawiłem. Zamknąłem za sobą drzwi, a w zamek wcisnąłem klucz, blokując tym samym możliwość otwarcia ich od zewnątrz.

Z rykiem frustracji opadłem na kanapę. Byłem spocony po siłowni, ale przed prysznicem musiałem znieczulić głowę.

Wziąłem spory łyk. Zdjąłem koszulkę.

Wlałem w gardło nieco więcej.

Rozwiązałem sznurówkę.

Znów przechyliłem butelkę.

Zsunąłem adidasa.

Przełknąłem palący napój.

I tak kontynuowałem...

Po jakimś czasie byłem już goły, ale alkohol nie zdążył jeszcze mnie trzepnąć.

Odezwał się za to głos rozsądku. Nie zamierzałem nawalić się jak świnia, tylko pomóc sobie zasnąć. Schowałem trunek do lodówki i poszedłem do pokoju po świeże bokserki.

Alkohol w końcu zadziałał uśmierzająco. W połączeniu z prysznicem osiągnął, powiedziałbym, nawet spektakularny efekt, bo teraz zamierzałem sprawdzić wiadomości od Katie. Nie była niewinna. Przeciwnie. Była kurewsko winna, ale skręcało mi kichy, bo wiedziałem, że cierpi. Kochałem ją bezwarunkowo i bez względu na wszystko. Może jednak była niewinna...

Z ręcznikiem na biodrach podążyłem do salonu, by odnaleźć spodenki. Wyjąłem z kieszeni telefon i uśmiechnąłem się, widząc dwadzieścia dziewięć nieodebranych połączeń. Nie powinienem się cieszyć, ale nic nie mogłem poradzić na ten fakt. Pragnąłem Katie, pragnąłem, żeby mnie kochała. I pragnąłem tego wszystkiego nie pragnąć.

Jednym przyciskiem skasowałem zawartość skrzynki od Michaela i wszedłem w tę od dziewczyny.

Katie: Przepraszam...

Katie: Porozmawiaj ze mną.

Katie: Connor, błagam. To boli.

Katie: Proszę...

Przesuwałem palcem od SMS-a do SMS-a, aż dojechałem do ostatniego.

Katie: Czy ja powinnam się ciebie bać?

Zaśmiałem się pod nosem.

– Aleś ty głupia, Katie... Nikt bardziej cię nie kocha niż ja. Jestem ostatnią osobą na świecie, której powinnaś się bać – wymamrotałem, jednocześnie wystukując zupełnie inną odpowiedź. 

BestiesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz