Rozdział 44

976 57 2
                                    

Katie

Zupełnie znikąd pojawiła mi się przed oczami twarz Connora. Pomyślałam, że to piękny sen, ale naraz zbombardowały mnie wspomnienia jak z koszmaru. Głowa łupała tak bardzo, że nie byłam w stanie jej unieść. Dusił mnie też ostry odór, przez który wszystko podchodziło mi do góry. Lepiłam się, a stawy miałam tak sztywne, że najmniejszy ruch wywoływał sprzeciw całego ciała. Jednak nie to okazało się kompletną katastrofą. Najgorsze były obrazy Connora pokrytego śladami czerwonej szminki oraz fakt, kto je na nim zostawił. Największym szokiem okazała się dla mnie... Emily. Poznałam ją tak dawno temu. Cholerna Królewna Śnieżka i cycata blondyna w jednym. Kręciłam się koło niej niczego nieświadoma. Oboje robili ze mnie idiotkę.

Miałam nadzieję, że wczoraj poszłam grzecznie spać, bo nie byłam w tym momencie zdolna, by znieść dodatkową porcję wstydu. Pamiętałam rozmowę z Connorem, jego uśmiech, kiedy obejmował Śnieżkę, te straszne odciski ust, a potem własną ucieczkę z hotelu. I czat z ojcem. O kurwa! Samolot. Nagle wstąpiła we mnie potężna dawka adrenaliny. Raptownie rozejrzałam się w poszukiwaniu zegarka, ale zapomniałam o wszystkim, widząc koło siebie Connora. Natychmiast przekręciłam ciężką głowę na drugą stronę. Na pewno wyglądałam okropnie. A nagły atak kaca moralnego był jeszcze gorszy. Co ja narobiłam?

– Jak się czujesz? – zapytał twardym tonem. O Boże. Był zły.

– Która... godzina? – Ledwo dałam radę wydusić, tak byłam zachrypnięta. Przez to mój niepokój dodatkowo się spotęgował. Zaczęłam dyszeć.

– Możesz jeszcze zdążyć – poinformował. Chyba miał na myśli lot. Aktualnie nie byłam zła na ojca, że mnie wydał. Ucieszyło mnie bowiem rozczarowanie słyszalne w głosie Connora. Wywnioskowałam, że nie był na mnie zły za upicie się, ale za powrót, który zaplanowałam w tajemnicy przed nim. Nie rozumiałam jednak, czego się spodziewał. Że zostanę? Że będę pozwalać jemu i jego dziewczynie deptać swoją godność? Gołym okiem widać było, że sama umiałam ją doskonale zbrukać. Ta refleksja naszła mnie, kiedy uświadomiłam sobie, że czuję wilgoć w obrębie krocza. Zesztywniałam z przerażenia. O Boże... okres... Nie zamierzałam się podnosić, by to potwierdzić w obecności Connora. Zamknęłam oczy, żeby ukryć łzy, które wezbrały pod powiekami. Modliłam się, żeby wstał i wyszedł, bo sama nie byłam w stanie tego zrobić. Bałam się, że zaraz zwymiotuję na siebie i na niego. A po takim czymś musiałabym się chyba zabić. Już teraz wydawało się to jedynym dobrym rozwiązaniem. Nigdy nie czułam się gorzej. Żałowałam każdej kropli wypitego alkoholu i tego, że obżarłam się jak prosiak. O Boże... Rozmawiałam z jakimiś ludźmi na plaży. Miałam nadzieję, że mnie nie pamiętają i nigdy więcej nie zobaczą, bo nawet nie rozpoznałabym ich twarzy. Zaczęły się pojawiać przebłyski wydarzeń. Obrazy migały mi przed oczami niczym flesze. Michael tu był. I Emily. O Boże... Kojarzyłam, że siedziałam na ubikacji i łkałam żałośnie.

– Musisz się umyć bez względu na to, czy zamierzasz wsiąść do tego samolotu, czy nie. Pomogę ci, złap się. – Connor chwycił moje giętkie ręce i pociągnął je do swojego karku. Nie zacisnęłam ich jednak, w efekcie czego z powrotem opadły bezwładnie na materac. Byłam wycieńczona, a dodatkowo paraliżował mnie wstyd. – Odkręcę ci wodę... – westchnął. Zamierzałam się podnieść, gdy wyjdzie, ale zbierał się tak długo, że zdążyła ze mnie zejść adrenalina. Przez to osłabłam jeszcze bardziej i poczułam się sto razy gorzej...

Miałam wrażenie, że nie zdążyłam nawet mrugnąć, a już wrócił. Chyba przysnęłam, bo rozlanie wody i soku do szklanek trwa nieco dłużej, a on właśnie wyciągnął w moją stronę dwa naczynia do wyboru. Kiedy spojrzałam na pomarańczowy płyn, odstawił wodę na szafkę. Następnie wsunął wolną ręką za moje plecy, by pomóc mi usiąść. O Boże. Było ze mną bardzo źle... Kręciło mi się w głowie, która okazała się tak ciężka, że szyja nie dawała rady. Do tego wszystkiego okropnie chciało mi się pić. To było jednak złudne – gdy tylko wzięłam łyk, zawładnęły mną nudności. W panice zerwałam się z łóżka, ale potknęłam się o własne nogi, kiedy tylko na nich stanęłam. Szczęście w nieszczęściu, że odbiłam się od ściany. Przynajmniej nie runęłam jak długa i się nie zarzygałam. Ani Connora, który właśnie do mnie doskoczył.

BestiesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz