Rozdział 27

1.1K 73 0
                                    


Connor

To się nazywało zacząć dobrze dzień. Ledwo otworzyłem oczy, a już się śmiałem. Dzikuska – pomyślałem tak o Katie nie pierwszy raz. Uwielbiałem to w niej. Kiedyś myślałem, że to typowo dziecięce zachowanie, a z czasem zrozumiałem, że ona miała być taka nieśmiała już zawsze. I nic bardziej mnie nie budowało, kiedy otwierała się właśnie przede mną. Nie wszyscy mogli to dostać. Poczucie bycia szczęściarzem było jak narkotyk. Chciałem odzierać Katie z tych warstw, za którymi się chowała, by być jedynym właścicielem prawdziwej jej. Wiedziałem, że to było samolubne i nieco niepokojące, ale nic nie mogłem na to poradzić. To działo się z resztą tylko w mojej głowie, nie zamierzałem nikomu zwierzać się z chorej obsesji. A już na pewno nie Emily – pomyślałem, widząc smsa od niej.

Emily: Witamy w Kalifornii. Tęsknię. Zadzwoń, jak tylko otworzysz oczy.

Postanowiłem nie robić tego, ani nawet jej nie odpisywać, dopóki nie znajdę się w bezpiecznej od Katie odległości. Na razie nie chciałem, by usłyszała rozmowę z moją dziewczyną.

Zarzuciłem na siebie wczorajszą koszulkę i dresowe spodenki. Wyszedłem wprost do salonu, awizując się głośnym ziewnięciem. Katie siedziała na kanapie, ustawionej tyłem do mnie.

-Cześć dzikusko – przywitałem się, siadając koło niej.

-Przepraszam... Pomyślałam, żeby cię obudzić, a jak otworzyłeś oczy to się przestraszyłam – wyrzuciła z siebie tak szybko, że mogłem się założyć, iż układała ten tekst przez ostatnie minuty.

-Muszę zatem wyglądać naprawdę strasznie, bo prawie zapaliła się za tobą podłoga – droczyłem się.

-O boże – sapnęła, przysłaniając oczy dłonią. -Nie wiem, dlaczego to zrobiłam. Możesz o tym zapomnieć?

-Luz. Byłaś na śniadaniu?

-Nie jestem głodna – rozbawiła mnie. Minęła trzynasta. Na pewno była głodna. Wyjąłem telefon i przekręciłem na kuchnię.

-Cześć, tu Connor. Przygotujcie mi, proszę śniadanie dla dwóch osób. Z dostawą do mnie – złożyłem zamówienie.

-Jakieś życzenia specjalne?

-Nie. Umieramy z głodu, więc cokolwiek przygotujecie, będzie wspaniałe.

-Się robi.

-Dzięki – rozłączyłem się i uniosłem się z kanapy. -Wezmę szybki prysznic, ale jakbym się nie wyrobił to otworzysz drzwi? – stanąłem przed Katie, by uważnie zlustrować jej twarz. Uświadomiłem sobie, że miała ją na wysokości mojego krocza, dopiero kiedy spuściła wzrok. Poczułem się kurewsko niezręcznie. Zauważyłem, że i jej powietrze ugrzęzło w płucach. A jednocześnie policzki pokryła czerwień.

-Mhm... – potwierdziła, że otworzy drzwi.

Powinienem w końcu zebrać się na odwagę i jakimś cudem zmusić ją do szczerej rozmowy. Nie było innej opcji. Musiałem ją przecież dobrze zrozumieć, żeby nie zdeptać jej uczuć i pomóc sobie z nimi poradzić. Nie miałem pojęcia, jak to zrobię, skoro nie umiałem nawet nazwać uczucia, które przed chwilą ogarnęło mnie samego.

Odchrząknąłem nerwowo i poszedłem do łazienki. Już miałem wejść pod prysznic, kiedy rozdzwonił się mój telefon. Emily. Szybko wyciszyłem połączenie, ale po chwili zdecydowałem się je odebrać.

-Oddzwonię do ciebie, dobrze? – rzuciłem do słuchawki.

-Poważnie? Aż tak się stęskniłeś? – usłyszałem jej śmiech.

-Bardzo. Ale mam problem – postanowiłem, że powiem jej o nim, gdy się spotkamy.

-Okej. Może w takim razie wpadnę i mi o nim opowiesz?

-Ja przyjadę do ciebie.

-Jestem u twojej mamy – nie zaskoczyła mnie. Miały bardzo zażyłe stosunki.

-Wieczorem – sprecyzowałem.

-Och... Nie widziałam cię ponad dwa tygodnie i każesz mi czekać aż do wieczora?

-Wynagrodzę ci to – szepnąłem niby konspiracyjnie, a tak naprawdę starałem się, by nie usłyszała mnie Katie.

-Dopilnuję, by tak się stało. Zostaniesz na noc – poinformowała, dając jasno do zrozumienia, żebym nawet nie próbował odmówić. Nieczęsto zdarzało mi się nocowanie poza kurortem. Można powiedzieć, że byłem pracoholikiem.

-Zadzwonię później.

-Zadzwoń później. Lecę, mamcia mnie potrzebuje – zakończyła połączenie, a ja zmyłem w końcu z siebie ostatnią dobę.

Brudną bluzkę wrzuciłem do wiklinowego kosza przy pralce, a z łazienki wyszedłem w samych spodenkach. Katie akurat odbierała w drzwiach jedzenie od mojego pracownika.

-Cześć, Connor – Gerry zauważył mnie, gdy przemykałem do sypialni. W ustach miałem szczoteczkę do zębów, więc jedynie uniosłem dłoń na przywitanie. Zgarnąłem z walizki czysty t-shirt i wróciłem do łazienki, by wypłukać usta.

Byłem odświeżony zewnętrznie, ale w głowie miałem jeden wielki syf, kiedy znów spojrzałem w te niebieskie oczy. Kurwa... Ona mnie kochała, widziałem to. Niczego sobie nie uroiła. Naprawdę to czuła. Pragnęła mnie. To była tragedia. Nie mogłem jej stracić. Ale nie mogłem jej dać siebie.

Wzdrygnąłem się na samą myśl, że miałbym ją dotknąć. To nie tyle zboczone, co pedofilskie. Cały czas pamiętałem dziewczynkę, którą karmiłem z butli. Tylko dlaczego wyglądała teraz, jakby chciała włożyć do tych ust co innego. KURWA! Moje myśli mnie przerażały.

-Zimno ci? – jej głos wyrwał mnie ze szponów tego rejonu mojego umysłu, w który nigdy nie powinienem się zapuszczać.

-Co? – zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc, ale zaraz uświadomiłem sobie, że musiała zauważyć, jak się wzdrygnąłem. -Nie – odpowiedziałem. -Musimy porozmawiać, Katie – wypaliłem, siadając. Jeszcze kilka minut temu myślałem, że czekała mnie rozmowa z dzieckiem, a teraz zdałem sobie sprawę, że miałem dać najprawdziwszego kosza, który niczym się nie różnił od tych, jakie daje się dorosłym kobietom. Z tym wyjątkiem, że Katie była dla mnie najważniejszą osobą w życiu. To jakiś absurd. Dlaczego musiałem znaleźć się w takim położeniu? Dlaczego musiała się we mnie zakochać? Najgorsze było to, że nie chciałem, by przestawała. Nie wyobrażałem sobie, by kochała kogoś innego. Rozszarpałbym...

-O czym?

-Zjedzmy najpierw – pokręciłem głową, chcąc strącić wszelkie myśli i z roztargnieniem chwyciłem torbę ze śniadaniem.

BestiesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz