7.Kłopoty w faweli.

430 35 8
                                    



Dom Josuei De Limy, choć z zewnątrz właściwie nie różnił się od innych posiadłości zbudowanych na dziko w faweli, wewnątrz był wykończony dość nowocześnie i komfortowo.
Nim jednak wpuścił gości do środka, rzucił im pod nogi czarny proch, a następnie podpalił go, powodując wybuch, który miał symbolicznie — bądź też faktycznie, oczyścić oboje ze złych duchów.
Po małym przedstawieniu Satoru wszedł do środka jakby nigdy nic, ale Hanabi przez chwilę stała w bezruchu, sama nie wiedząc, co tak naprawdę właśnie działo się z jej ciałem.
Choć w myśli miała postąpić krok do przodu i przekroczyć próg, nieznana siła całkowicie obezwładniła jej mięśnie.
Jouse widząc efekt swojego działania, uśmiechnął się z zadowoleniem.
Nie miała pewności czy na właśnie taki efekt liczył, ale jeśli tak było... Udało mu się osiągnąć cel.

— Hanabi? Chodź do mnie. — Odezwał się Satoru, wyciągając rękę przez próg. I dopiero jego głos sprawił, że mogła zadziałać, choć wciąż czuła się jak we śnie, w którym nie do końca wszystko zależało od niej.
Wyciągnęła dłoń przed siebie z cichą nadzieją, że Gojo ją chwyci. Tak też się stało. Białowłosy bez zastanowienia złapał jej rękę i pociągnął ją przez próg.
I dopiero w chwili, kiedy przekroczyła miejsce, w którym czarny proszek buchnął płomieniami, odzyskała pełnie władzy i umysłu.
Była zdumiona, nigdy wcześniej nie czuła się podobnie. W dodatku działania kapłana nie odniosły względem Satoru żadnego efektu, a ją zwyczajnie sparaliżowało.
Nie dawało jej to, co prawda odpowiedzi na to, kim była, ale teoria o byciu klątwą czy też opętanym przez klątwę człowiekiem, miała tu najwięcej sensu.

— Faktycznie jest dość grzeczna jak na klątwę. — Oznajmił De Lima. — Złe duchy zwykle popadają w szał po takim powitaniu.

— Jak już mówiłem. To nie jest zwykła klątwa, a moja osobista. Nazywam się Gojo Satoru. — Białowłosy przedstawił się, nieco mocniej zaciskając dłoń na ręce dziewczyny.
Sama Hanabi nie wiedziała, z czego to wynika. Bał się, że zaraz naprawdę wpadnie w szał i zniszczy wszystko wokół? A może zwyczajnie nie chciał, by kapłan wystawiał ją na kolejne próby. Istniała też opcja, że zwyczajnie wolał ją pokrzepić w chwili, gdy rozmawiali o niej jak o najzwyczajniejszym przedmiocie.
Sama nie wiedziała czym był spowodowany jego gest, ale przyjmowała go z ulgą. Bo kto w jego otoczeniu nie czułby się bezpieczny?

— Wiem kim jesteś chłopcze. — Odparł Josue i wprowadził ich do obszernego salonu, który właściwie od podłogi, aż po sufit wyłożony był białymi kaflami. Łatwo było zrozumieć takie rozwiązanie w kraju, w którym wilgoć i temperatury bywały naprawdę nieznośne. W dodatku w dzielnicach biedoty raczej nikt nie mógł pozwolić sobie na klimatyzację.
Tylko niewielki wiatrak zapewniał cyrkulacje powietrza, choć ta nadal nie była taka, jakby mogli to sobie wymarzyć.
Gospodarz wskazał na stół, przy którym stały krzesła, więc Satoru pociągnął dziewczynę w ich stronę, po czym oboje usiedli obok siebie.

— Jesteś całkiem znany w nadprzyrodzonym światku, złociutki. Obyście tylko okazali się warci swojej ceny. No, ale chcielibyście pewnie przejść do rzeczy. — De Lima wyciągnął z niewielkiego barku stos zdjęć i cisnął je na stół.
Hanabi rzuciła okiem na te, które były z wierzchu i skrzywiła się mimowolnie, bo widok był raczej nieprzyjemny.
Widziała wiele okrutnych skutków działania klątw. W końcu obcowała z nimi, odkąd pamiętała, ale mimo wszystko brutalność, ilość krwi, jaka znajdywała się na fotografiach, nawet dla niej była odstraszająca.

— Co my tu mamy... — Mruknął białowłosy i sięgnął po zdjęcia, przyglądając się dokładnie każdemu z nich. Jednemu po drugim, odrzucając je później ponownie na blat stołu.

Gojo x Oc |PL| Zrozumieć KlątwęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz