10. To, co wyczekiwane.

445 42 22
                                    



  Lisia powłoka zaczęła powoli wchłaniać się z powrotem w jej ciało, by po chwili całkowicie zniknąć w jego wnętrzu.
Kiedy była sobą na powrót, oboje ruszyli do dzieci pozostawionych u progu wcześniejszego terytorium.
Kilkoro z nich wciąż pozostawało nieprzytomne, część łkała, a niektóre wymagały skomplikowanych odwróconych technik, aby pozbyć się zainfekowania klątwą.
Najważniejsze było jednak, że zły duch nie zdążył jeszcze pożywić się wszystkimi.
Odtransportowanie dzieciaków do domu De Limy zajęło trochę czasu, ale koniec końców najważniejsze było to, że zlecenie zostało zakończone dwoma sukcesami.
Nie tylko pozbyli się klątwy, ale i zdołali uratować kilka istnień.
W domu szamana opatrzono twarz Satoru i przy okazji sfinalizowali umowę, dzięki czemu mogli zacząć myśleć o powrocie do Japonii.


Do domu swoich gospodarzy wrócili brudni, zmęczeni, ale jednocześnie bardzo zadowoleni z wykonanej przez siebie roboty.
Przystanęli na tarasie, by nieco odsapnąć. Pogoda w tym miejscu potrafiła zmieniać się z minuty na minutę. I tak też było w tej chwili.
Choć jeszcze chwilę wcześniej słońce prażyło niemiłosiernie, teraz było zasnute gęstymi, ciemnymi chmurami i ewidentnie zbierało się na burzę.
Powietrze, aż ciężkie było od wzbierającej duchoty.

— Jak to możliwe, że dałeś się trafić takiemu słabeuszowi. — Mruknęła, spoglądając na mężczyznę, który opierał się właśnie o murowaną balustradę.
Porywisty wiatr rozwiewał jego jasne włosy, poszarpywał za ubrudzony gdzieniegdzie T-shirt.
W końcu dzieciaki, które dźwigali do domu Josue, przetrzymywane były w urągających człowieczeństwu warunkach. Oboje więc upaskudzili się bardziej, niż by tego chcieli.

— O mały włos klątwa nie rozerwała cię na strzępy. Musiałem cię osłonić. — Odparł, zresztą zgodnie z prawdą. Wiedział natomiast, że w momencie przeobrażenia Hanabi nie była w stanie zarejestrować tego, co działo się wokół niej, więc nie dziwił się, że nie zapamiętała chwili, w której został ranny.
Przyglądał się jej z założonymi na piersi rękoma. Miał ochotę na nią nawrzeszczeć, zakazać używania tak ryzykownej techniki. Mogła pozbyć się klątwy czymś mniej spektakularnym za to znacznie bezpieczniejszym.
Jednak, zamiast strzępić język, odbił się od murku i zbliżył do niej bez słowa więcej, chowając ciemne okulary do kieszeni spodni.

Chwycił delikatną twarz dziewczyny w dłonie i pochylił się nad nią, by bez żadnego ostrzeżenia pewnym ruchem wpić się w jej wargi.
I bynajmniej nie był to przyjacielski gest. Wszak ta krótka pieszczota, zawarła w sobie wszystkie szalejące w nim w ostatnim czasie emocje.
Złość, żal, tęsknotę, pragnienie. Wszystko to, co skrywał głęboko pod maską uśmiechu. Wszystko to, co miał ochotę wykrzyczeć, ale zamiast tego... Sięgnął po bardziej desperacką próbę okazania emocji.
W pierwszej chwili ciało dziewczyny po prostu zamarło w bezruchu. Duże, zielone oczy rozwarły się szeroko w zdumieniu, które zalało jej umysł.
W pewnym momencie jednak jej drobne dłonie dotknęły jego torsu. Przez myśl przemknęło mu nawet, że może zostać odepchnięty, ale tak się nie stało.
Zamiast tego drobne palce Hanabi zacisnęły się na materiale koszulki.

Nie potrzebował bardziej oczywistej zachęty, czy werbalnej zgody. Zamiast tego przylgnął do niej mocniej, pogłębiając niespieszny, acz żarliwy pocałunek.
I w tym momencie, niepewna i wycofana do tej pory dziewczyna odwzajemniła pieszczotę, muskając wargami jego usta w sposób tak słodki i nieśmiały, że miał ochotę pójść o krok dalej, byle tylko zobaczyć, jak w zawstydzeniu przekracza kolejne jej granice.
Palce wplótł między rude kosmyki włosów i naparł na jej ciało w sposób zdecydowany, niepozostawiający wątpliwości.
Wiedziona jego krokami w pewnym momencie uderzyła plecami w chłodną, pomarańczową ścianę budynku.
Oparł przedramię tuż nad jej głową i na krótką chwilę oderwał się od kuszących, zaróżowionych z powodu pocałunków ust.
Jego ciężki oddech muskał wrażliwe od pieszczot wargi. Doskonale czuła, jak policzki pieką ją od rumieńców i serce galopuje na oślep, pompując krew jak szalone.
Rozchyliła niespiesznie usta, jakby chciała coś z siebie wyrzucić, ale nie pozwolił jej na wypowiedzenie choćby jednego słowa.
Zamiast tego, kolejny raz przylgnął do jej kuszących warg i zatopił się w nich zapamiętale, z takim oddaniem, jakby czekał na ten moment niewypowiedzianie długo.
Długie, ciepłe palce jednej dłoni sunęły po jej policzku, szczęce, szyi, przy której zatrzymał się na dłuższą chwilę.
Serce kotłowało się w jego piersi jak nigdy wcześniej. Poczuł ulgę, bo w końcu sięgnął po to, czego pragnął, a jednocześnie pożądanie tylko wezbrało, do tej pory trzymane na krótkiej smyczy.

Gojo x Oc |PL| Zrozumieć KlątwęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz