16. Zakrapiany wieczór.

375 32 23
                                    



 Dawno nie była taka wściekła. W jednej chwili chęć bycia przy nim ustąpiła pragnieniu, by nie widzieć go wcale.
Dlatego po dotarciu na miejsce nie poszła do siebie, a skierowała swoje kroki prosto do medycznego pawilonu, w którym zwykle przebywała Ieiri.
Weszła do środka, kierując się prosto do jej gabinetu, a kiedy ich spojrzenia skrzyżowały się, skinęła głową na korytarz, przez który przeszła.

— Shoko, wychodzimy. — Oznajmiła, jakby nie brała nawet pod uwagę odmowy ze strony przyjaciółki.
I tak było w rzeczywistości. W końcu dawniej, w czasach licealnych zawsze mogły na siebie liczyć i nigdy sobie nie odmawiały.
Ieiri była zaskoczona, ale podniosła się od komputera i zsunęła z ramion lekarski fartuch, który nosiła w pracy.
Od samego początku było wiadomo, że przyjmie w ich strukturach rolę medyka. Używanie odwróconych technik było dla niej błahostką. Nawet Gojo nie był w stanie doścignąć jej w tej materii.

— Coś się stało? — Zapytała ostrożnie, sięgając po torebkę. Później zbliżyła się do rudowłosej i wzięła ją pod rękę, wyprowadzając prosto z pawilonu.
Koniec końców nigdy nie odmawiała lampki wina. Ewentualnie kilku.
A kiedy dochodziło do tego dobre towarzystwo, ploteczki i przede wszystkim potrzebująca przyjaciółka, w ogóle nie brała pod uwagę pozostania w pracy choćby pięć minut dłużej.
Już miały opuścić pawilon, ale Hanabi z daleka dostrzegła białowłosego, wchodzącego przez bramę szkoły.

— Zaczekaj... Niech przejdzie. Nie mam ochoty się z nim teraz konfrontować. — Poprosiła chowając się za shoji, żeby przypadkiem ich nie dostrzegł.
Shoko niewiele rozumiała z tego wszystkiego, ale wycofała się o krok i zgodnie z prośbą przyjaciółki, opuściły ambulatorium dopiero wtedy, kiedy Gojo zniknął z zasięgu ich wzroku.
Opuściły mury bazy i spacerkiem skierowały się w stronę metra uznając to, za najlepszą formę poruszania się na ten moment.
Gdyby zwerbowały do podwózki Nittę albo Ijichiego wszyscy dowiedzieliby się dokąd wyruszyły, a chciały ten wieczór spędzić wyłącznie w swoim towarzystwie.


 Jakiś czas później, siedziały w niewielkiej, przytulnej knajpce gdzieś na obrzeżach Tokio.
Znały ją sprzed lat, dawny właściciel nie sprawdzał dowodów osobistych, a więc pojawiały się tutaj, kiedy miały ochotę nieco narozrabiać.
Teraz sytuacja była zupełnie inna, obie były przecież dorosłe i nie musiały kryć się przed nikim, ale miło było odwiedzić miejsce pełne ich dawnych wspomnień.
Choć czarownicy jujutsu, nawet w czasach uczniowskich mieli mnóstwo obowiązków, a ich życie nigdy nie było proste, wciąż posiadali wspomnienia, do których miło było wrócić.

— A więc? Dlaczego właściwie unikamy Gojo? — Zapytała szatynka, wychylając łyk piwa z zielonej butelki.
Nie było mocne, ale z drugiej strony zamierzały spędzić tu trochę czasu, więc lepiej było pójść w tę stronę i nie upić się zbyt szybko.

— Uh... Od czego by tu zacząć. — Rudowłosa westchnęła ciężko i zaczesała za ucho kosmyk rudych włosów. Przesunęła opuszkiem palca po szyjce butelki zastanawiając się, jak to wszystko ubrać w słowa. Oczywiście brała pod uwagę fakt, że Shoko uzna ją za nadgorliwą i wyśmieje wściekłość, jaka nią toczyła, ale czy nie od tego byli przyjaciele, żeby sprowadzić człowieka na ziemię, kiedy reagował nadmiernie na błahe sprawy?

— Najlepiej od początku. — Odparła Shoko, przyglądając się poddenerwowanej dziewczynie.

— Niech będzie, więc... Jakiś czas temu, ja i Satoru mieliśmy wspólne zlecenie w Brazylii. Było paskudne, to prawda, ale jakoś poszło. No i tak jakoś wyszło, że wróciliśmy z niego jako małżeństwo. — Zielone oczy dziewczyny, skupiły się na twarzy towarzyszki, jakby chciała wywnioskować z jej miny czy wiedziała już o ich wybryku.

Gojo x Oc |PL| Zrozumieć KlątwęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz