Rozdział 2

1.2K 49 1
                                    

Joseph Jemerson. Te dwa słowa dźwięczały mi w uszach po wyjściu lekarza. Kiedy zostaliśmy sami, spoglądał na mnie niepewnie, jakby nie wiedział od czego zacząć. Po chwili usiadł na krzesełku na którym wcześniej siedział.
- A więc nic nie pamiętasz ? - zapytał
- Przykro mi - odpowiedziałam, zwieszając głowę. Naprawdę było mi przykro, że nie pamiętałam nawet męża.
- To nic. Lekarz mówił, że pamięć może wrócić. Z drugiej strony... Może to i lepiej że nie pamiętasz tego wypadku. - podniosłam głowę i zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc. Zauważył to i dodał - no bo wiesz... To nic przyjemnego, zwłaszcza, że to był okropny wypadek. Nadal nie mogę w to uwierzyć. - pokrecil głową
- Co się tak właściwie stało ? - musiałam się w końcu dowiedzieć.
- Wracałaś od swojej przyjaciółki, Megan. Prawdopodobnie wypiłaś z nią kilka drinków, a później prowadziłaś samochód. - opuścił ramiona i westchnął - Już nieraz Ci się to zdarzyło ale nigdy z takim skutkiem. - dodał, a ja nie mogłam uwierzyć, że byłam aż tak nieodpowiedzialna. - A ja tyle razy Ci powtarzałem... - znowu pokrecil głową i zakrył twarz dłońmi.
Nie wiedziałam, co mam na to powiedzieć. I dlaczego Megan mnie nie zatrzymała, skoro wiedziała że piłam? W końcu była moją ponoć przyjaciółką.
- Joseph... - odezwałam się - czy... - zawahałam się, nie wiedziałam czy chce to usłyszeć ale nie dawałoby mi to spokoju - czy ktoś tam jeszcze był? W sensie... Czy podczas wypadku ucierpiał ktoś jeszcze ? - przełknęłam ślinę, bo wielką gula stanęła mi w gardle.
Nie odezwał się od razu. Dla mnie to była wieczność, czas jakby zwolnił. Po wielu długich chwilach zdołał spojrzeć mi w oczy.
I wtedy już wiedziałam.
Ktoś też tam był. I ten ktoś w najlepszym wypadku został ranny, nie wspominając o najgorszym...
- Tak - wydusił w końcu, a ja zakryłam usta dłonią - było późno i ciemno, w dodatku była ulewa, a drogą, którą ty jechałaś akurat przejeżdżał jeszcze jeden samochód. Wpadłaś w poślizg na zakręcie, a przez wypity alkohol miałaś spowolnione reakcje i nie zdążyłaś wykonać manewru, więc zderzyłaś się z autem z naprzeciwka. Kierował nim młody chłopak, miał zaledwie siedemnaście lat. Jego nie udało się uratować, ponieważ ratownicy zbyt późno go znaleźli. Jego samochód stoczył się do rowu. - ból w jego oczach był nie do zniesienia - to był syn mojej siostry, Amandy. Miał na imię Peter...
To były ostatnie słowa jakie usłyszałam, bo zemdlałam.

Obudziły mnie podniesione głosy z korytarza.
To Joseph i doktor Wilson rozmawiali.
- Nie może jej Pan atakować takimi informacjami od razu po przebudzeniu... Che ją Pan z powrotem wpędzić w śpiączkę ?! - to był głos lekarza
- Nie moja wina, że chciała wiedzieć. Co miałem jej powiedzieć ? Że nic się nie stało? Że nikogo nie zabiła?! - te słowa wypowiedział mój mąż. Nie spodziewałam się usłyszeć takiej pogardy. Z drugiej strony nie mogłam mu się dziwić.
W końcu zabiłam jego siostrzeńca.

Poczułam ból w klatce i automatycznie powędrowała tam moja ręka. Ale to nie był ból spowodowany wypadkiem. Miałam wyrzuty sumienia. Łzy stanęły mi w oczach.
- Panie Jamerson, rozumiem Pańską sytuację ale proszę się uspokoić. Jeśli chce Pan przekazywać żonie informacje na temat wypadku, to proszę to robić małymi krokami, albo najlepiej narazie o nim nie wspominać. - lekarz mówił już teraz spokojniej - Pana żona nic nie pamięta, myślę że doprym pomysłem byłoby, gdyby jej Pan opowiedział o was i o waszym wspólnym życiu. - dodał.
- Nie wiem czy jestem w stanie mówić o naszym wspolnym życiu po tym wszystkim. - zabolało.
- Musi Pan chociaż spróbować.
- Dobrze, postaram się. - powiedział zrezygnowany.

Drzwi do sali się otworzyły i stanął w nich mój mąż. Odgoniłam szybko łzy, które chciały się wydostać. Ból cały czas był widoczny w jego oczach. Podszedł do mnie i przysiadł, tym razem na łóżku.
- Jak się czujesz ? - zaczął, zadając znów to pytanie. Chyba będę je często słyszeć
- Lepiej, dziękuję - zmusilam się do lekkiego uśmiechu
- Lekarz twierdzi, że jeśli wszystkie wyniki będą w porządku, a twoje postępy będą efektywne, to za miesiąc  pewnie wrócisz do domu - również się lekko uśmiechnął, ale w jego ochach tego nie widziałam, zupełnie jakby nie był z tego faktu zadowolony. - oczywiście będzie potrzebna rehabilitacja, ale to już załatwiłem.
- Gdzie tak właściwie jest nasz dom ? - pominęłam fakt rehabilitacji. Ciekawiło mnie gdzie mieszamy i jak wygląda nasz dom.
- Na obrzeżach Santa Cruz, niedaleko Uniwersytetu Kalifornijskiego
- Oh - tylko na tyle było mnie stać. I tak nie wiedziałam gdzie to jest
- Spokojnie, jak tylko wyjdziesz to wszystko Co pokażę - zapewnił
- Dobrze. A więc jesteśmy małżeństwem? - Przytaknął
- Od trzech lat
- To ile ja właciwie mam lat? - zastanowiłam się
- Dwadzieścia pięć - odpowiedział, po czym dorzucił - ja mam dwadzieścia sześć.
- Czyli wychodzi na to, że w wieku dwudziestu dwóch lat wyszłam za mąż ? - dopytwalam będąc w szoku - dlaczego tak szybko ? - na moje pytania tylko się zaśmiał, ale tylko delikatnie i przez chwilę
- Chodziliśmy do jednego liceum, ja chodziłem do klasy wyżej. Pierwszy raz Cię spotkałem, kiedy na zakończeniu twojego pierwszego roku uderzylas mnie w tył głowy, bo myślałaś, że to ktoś inny - znów się uśmiechnął, tym razem jakby szczerze - Kiedy się odwróciłem, zobaczyłem twoją wkurzoną minę, którą od razu przerodziła się w przerażoną. Pewnie się zorientowałaś, że to nie ten kogo szukałaś. Od razu zaczęłaś mnie przepraszać i nie ukrywam, że byłem wkurzony i zirytowany twoją paplaniną. Kiedy już po raz setny chyba mnie przeprosiłaś odwróciłaś się na pięcie i uciekłaś. Nie widziałem Cię przez całe wakacje, ale ty nie chciałaś wyjść z mojej głowy. - pokrecil głową na to wspomnienie - a kiedy Cię zobaczyłem znowu we wrześniu, oszalałem. Zarywałem do ciebie tak długo, aż w końcu się zgodziłaś ze mną umówić. Na początku miało to być w ramach przeprosin. Już po pierwszej randce wiedzieliśmy, że chcemy być razem już zawsze. - zrobił pauzę. Wzrok miał wbity gdzieś w ścianę. Jego myśli były teraz w liceum. - Więc kiedy skończyliśmy szkołę, zaczęliśmy planować ślub, pewni swoich uczuć.

Zatkało mnie. Nie sądziłam, że nasza historia potoczy się tak szybko. Mam nadzieję, że kiedyś sobie wszystko przypomnę i będę mogła cieszyć się tymi chwilami razem z Nim.
- To piękne - powiedziałam w końcu z uśmiechem na twarzy
- Tak - spuścił wzrok i jakby posmutniał.
- O co chodzi ? - czułam, że jest coś jeszcze. Westchnął ciężko i potarł twarz dłonią
- Myślę, że na dzisiaj wystarczy informacji. Lekarz nie kazał Ci się przemęczać. Powinnaś odpocząć. Spróbuj zasnąć. - pokiwałam tylko głową. W sumie i tak czułam się już zmęczona nadmiarem informacji.
- Będziesz tu kiedy się obudzę ? - zapytałam z nadzieją
- Postaram się ale nie obiecuję, mam kilka ważnych spraw do załatwienia. Jeśli nie dzisiaj, to przyjdę jutro. Dobranoc - i wyszedł.

Normalnie wyszedł. Liczyłam... Ehhh. Sądziłam, że może chociaż będzie chciał mnie pocałować w policzek albo coś w tym stylu. Ale nie. On po prostu wstał i wyszedł. Nawet się nie obrócił. Niby był moim mężem ale czułam, że jest zdystansowany. Czegoś mi nie mówił. Musiałam się tylko dowiedzieć czego.
Nagle zakręciło mi się w głowie i przymknęłam powieki. W jednej chwili zrobiły się strasznie ciężkie. Udało mi się je na chwilę uchylić.

I wtedy Go zobaczyłam.

Stał za drzwiami i patrzył prosto na mnie przez szybę. Nie był to Joseph. Oj nie. Poznałabym go. Był to ktoś inny. Nie zdążyłam się przyjrzeć, bo powieki domagały się odpoczynku. Zapadłam w głęboki sen.

Bez pamięci (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz