Po tamtym osłabieniu nie było już prawie śladu. Nadal nie czułam się w pełni silna, ale też nie na tyle marnie, żeby leżeć całymi dniami. Przez następne dni starałam się chodzić jak najwięcej. Po prawie dwóch tygodniach byłam w stanie już przejść do końca korytarza. Z powrotem już nie było tak łatwo. Jednak nie poddawałam się. Najwidoczniej nie tylko ja. Wracając z jednego takiego spaceru zauważyłam jak ktoś wchodzi do mojego pokoju. Zamarłam. Co on tutaj robi ?Myślałam, że wyraziłam się jasno kiedy kazałam mu wyjść. W sumie nie mówiłam, że ma nie wracać.
Mój błąd.
Dokuśtykałam do właściwych drzwi i przystanęłam na wejściu. Stał tyłem zwieszoną głową.
- Co ty tutaj robisz ? - zmarszczyłam brwi, bk kiedy się odwrócił zobaczyłam w jego rękach bukiet róż, czerwonych.
- Przyszedłem odwiedzić swoją żonę w szpitalu. Miała poważny wypadek i martwię się o nią
- Szkoda, że prawie dwa tygodnie siedziała tu sama... - odburknęłam
- W takim razie muszę to z nią nadrobić
- Przestań pieprzyć głupoty. Czego chcesz ?
- Porozmawiać
- Właśnie to robimy, czyż nie? - uniosłam brew
- Nie lubię jak tak robisz - on swoje zmarszczył
- Nie musisz. - westchnął. Widziałam, że tracił już cierpliwość.
- Chyba wolałem tą miłą i sympatyczną kobietę sprzed wypadku - zamurowało mnie na te słowa. Nie wspominał wcześniej o moim charakterze i szczerze mówiąc, nawet się nad tym nie zastanawiałam. Czułam, że teraz byłam po prostu sobą.
- Nie ma jej. Zniknęła tak jak moja pamięć
- Czy mogłabyś z łaski swojej przestać odzywać się do mnie w ten sposób ?! Jestem twoim cholernym mężem, a ty traktujesz mnie jak swojego wroga ! - wykrzyczał, tracąc kontrolę.
- Z naciskiem na chloerny...
Widziałam jak cały się napiął ze złości. Kwiaty trzymał teraz tylko w jednej ręce, która mocno zaciskał. Biedne kwiaty. Widział gdzie spojrzałam, a wtedy rzucił je z całą siłą w moją stronę. Skubany trafił prosto we mnie. Zachwiałam się ale nie odzyskałam równowagi. Z impetem upadłam na podłogę. Kurwa. Poczułam każdą moją kość. Bolało jak cholera i do tego zakręciło mi się w głowie. Kwiaty spadły razem ze mną i teraz leżały obok. On się nie ruszał. Patrzył na mnie z furią w oczach.
- Widocznie muszę znowu nauczyć Cię manier, droga żono. - powiedział to tak złowrogo, że przeszedł mnie dreszcz. To nie był kochający mąż, którego poznałam wcześniej... oj nie. Zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. - na to jednak przyjdzie czas... - ruszył w moją stronę pewnym krokiem. Myślałam, że pomoże mi wstać kiedy się do mnie nachylał, ale on tylko zbliżył usta do mojego ucha i szepnął - ...kochanie. - złożył delikatny pocałunek za uchem. Od razu się podniósł i powolnym, pewnym się nie krokiem odszedł w stronę wyjścia. Zmroziło mnie na te słowa. Już to gdzieś słyszałam...
Nie zdążyłam się nad tym dłużej zastanowić, bo usłyszałam za sobą znajomy głos.
- Mówiłem, że się jeszcze przydam - stanął z założonymi rękami i wyszczerzył zęby. Mina mu jednak zrzedła kiedy rozejrzał się po podłodze i napotkał moje przerażone spojrzenie. Zmarszczył brwi - Co się stało ? Kto Ci to zrobił ?
- Nie twój interes
- Masz rację. To narazie - machnął ręką i odwrócił się, żeby odejść.Kurwa.
Wiedziałam, że sama nie wstanę. Bolała mnie każda część ciała a nikogo nie było w pobliżu. W dodatku tyłek mi zmarzł od siedzenia na podłodze. Zacisnęłam zęby i przymknęłam oczy. Jedyna deska ratunku właśnie sobie odchodziła.
- Zaczekaj... - stanął w pół kroku, ale się nie odwrócił. Ja jednak widziałam, że się uśmiechnął pod nosem. - Mógłbyś... - odwrócił się z podniesioną brwią i czekał co powiem dalej. Myślałam, że się domyśli i zapewne tak zrobił, ale moje tortury sprawiały mu przyjemność, więc czekał na to co powiem - Mógłbyś... - zaczelam znowu - ... mi pomóc ? - uśmiechnął się
- W czym chcesz, żebym Ci pomógł ? - teraz założył ręce na biodra i uniósł lekko podbródek. Irytujący uśmieszek nie schodził mu z twarzy. Cholera, czemu on musi być taki wkurzajcy?
Przewróciłam oczami.
- W dostaniu się do łóżka, bo mój tyłek zamieni się zaraz w lodową skorupę - zaśmiał się
- Proponujesz mi coś ?
- Kurwa, czy ty musisz być taki wkurzający ?
- Chyba chciałaś powiedzieć seksowny
- Nie, nie chciałam - odparłam z grymasem i zmierzyłam go wzrokiem
No dobra może i chciałam. Ale to dlatego, że był ubrany cały na czarno, co do niego pasowało, a mi się cholernie podobało. Nie mogłam dać po sobie tego zobaczyć.
- Ta, jasne. No dobra, bo nie chce zanosić lodowej rzeźby. - teraz to ja się uśmiechnęłam.Podszedł do mnie i kucnął. Złapał mnie tak samo delikatnie jak ostatnio. Czując jego zapach przymknęłam powieki. Uspokajał mnie, a ja tego właśnie potrzebowałam.
- Tylko mi tu nie odleć - kiedy spojrzałam w górę, napotkałam zielone tęczówki. Przyglądał mi się. Poczułam jak zaczynają mnie piec policzki i od razu odwróciłam głowę. Jego ciało zadrżało, pewnie ze śmiechu.
Podszedł do łóżka, odłożył mnie i przykrył.- Musisz się roztopić. Zrobiłaś się cięższa, więc pewnie jednak twój tyłek zamienił się w lód. Jak chcesz to mogę tutaj zostać, żebyś mogła na mnie popatrzeć. W końcu jestem gorący - mrugnął do mnie, a ja parsknęłam śmiechem. Już nawet pomijając przytyk w moją stronę. On chyba na prawdę myślał, że jest jakimś bogiem. - masz ładny śmiech - sam też się zaśmiał. Cały czas patrzył na mnie. Zarumieniłam się i znowu odwróciłam twarz
- Chyba już czas na ciebie - dobiegł mnie głos z oddali. Drgnęłam. Nie uszło to uwadze nieznajomemu
- Myślę, że nie jesteś kimś, kto dysponuje moim czasem - odwrócił się do mnie tyłem - Ładnie tak zostawiać żonę na podłodze ? - założył ręce na siebie
- Myślę, że nie powinno Cię to interesować - widziałam jak się zdenerwował, wskazał palcem na mężczyznę, w drugiej ręce trzymał kubek z kawą - nie jesteś tu potrzebny. Zawsze tak było - oniemiałam. Czyli jednak się znali. - a teraz zostaw nas w spokoju i wyjdź
- Twoją żona twierdzi inaczej
- Moją żona to moja sprawa i nie wie co mówi.
- Słucham ?! - nie dowierzałam, jakim cudem przywłaszył mnie sobie
- Nie traktuj jej jak swoją własność. To jest twoja żona i należy jej się szacunek. - nie zwracali na mnie uwagi, toczyli właśnie pojedynek. I wyglądało na to, że przeszłość ma z tym coś wspólnego.
Teraz Joseph przeniósł swój wzrok na mnie. Zrobiło mi się zimno, mimo że byłam przykryta. Zwiesiłam głowę i okryłam się ramionami. Miał nade mną przewagę.
- Dziękuję Ci za pomoc. Myślę, że możesz już iść - powiedziałam, nie patrząc mu w oczy. Odwróciłam głowę ale czułam jego wzrok na sobie. Po chwili usłyszałam oddalające się kroki. Nie było go.Zostałam sama z potworem, czytaj moim mężem.
![](https://img.wattpad.com/cover/342587038-288-k229287.jpg)
CZYTASZ
Bez pamięci (zakończone)
RomantizmDwudziestopięcioletnia Daphne Jamerson ma poważny wypadek. Po wybudzeniu się z półrocznej śpiączki dowiaduje się, że ma męża. Przed nią ciężki okres. Musi przypomnieć sobie przeszłość, żeby zrozumieć teraźniejszość.