Rozdział 5

944 42 0
                                    

Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że będę się uczyć chodzić dwa razy w życiu, to bym nie uwierzyła. A jednak.
Lekarz poinformował mnie, że od tej pory będę się poruszać o własnych nogach. Z balkonikiem.
Twierdzi, że to klucz do późniejszej rehabilitacji. Nie było nawet mowy o kłótni. Jeśli chciałam chodzić, musiałam się słuchać lekarzy. Mam miesiąc, żeby ich przekonać, że potrafię sobie dać radę.

Tak zaczęła się przygoda z chodzeniem. Na początku było trudno. Parę razy próbowałam ubłagać pielęgniarkę żeby mnie zawiozła do łazienki. Widocznie były już przyzwyczajone do tego typu podstępów. Za każdym razem powtarzały, że jak mnie zawiozą to cała praca pójdzie na marne. Jeden jedyny raz zlitowała się nade mną Samantha. Dzięki Bogu bo bym tam zeszła.
- Tylko ten jeden raz, bo widzę, że twoja twarz zlewa się że ścianą - zastrzegła, unosząc palec

To był ciężki dzień i faktycznie wyglądałam jak truposz. Uważam, że ten kto wymyślił lustra w szpitalnych pokojach powinien je kiedyś przetestować. Nie ma nic gorszego, niż zobaczyć się rano w momencie, kiedy wszystkie krwinki z ciebie uleciały. Prawie zemdlałam i to nie dlatego, że źle się czułam. Zobaczyłam ducha. W lustrze.

Jak na ironię, na korytarzu spotkałam mój koszmar na jawie. Ostatni raz widziałam go parę dni temu. Wtedy też ostatni raz widziałam mojego męża. Ale to nie Joseph mi się śnił po nocach.
Podczas kiedy moja głowa walczyła z grawitacją, on siedział na jednym z krzeseł na korytarzu. Jak zwykle nie nagannie ubrany. W przeciwieństwie w do mnie. Miałam powyciąganą koszulkę i leginsy, a na nogach kapcie. Byłam przygotowana na jego pogardliwe spojrzenie czy cokolwiek innego, równie wkurzajcego. Zobaczyłam jednak... współczucie ? Zmarszczyłam brwi. Pewnie mi się przywidziało. Mijając go, do moich nozdrzy wdał się zapach wanilii. Dziwne, że tu wgl siedział, ostatnio spotkałam go przecież dalej, za zakrętem.
- Jesteśmy - pstryknęła mi przed oczami pielęgniarka

Zamrugałam parę razy wracając do rzeczywistości. Byłyśmy w łazience.
Samantha pomogła mi tak samo jak za pierwszym razem, tylko że teraz wgl nie mogłam stać na nogach. Podziwiam tą kobietę.

Gdy wróciliśmy na salę, miała małe problemy z ułożeniem mnie na łóżku. Syknęła z bólu kiedy próbowała mnie podnieść.
- Wszystko w porządku ? - przejęłam się, że to może moja wina. W końcu już kilka razy musiał mnie podnosić, a sama była raczej drobna.
- Tak, jest okej. Po prostu ból w plecach czasami wraca niespodziewanie
- W takim razie nie zgadzam się na przeniesienie mnie do łóżka. Nie możesz dbać o moje zdrowie kosztem swojego.
- A jak w takim razie masz zamiar wejść na łóżko ? Ledwo siedzisz...
- Może mogę pomóc ? - zapytał męski głos. Stał w drzwiach i opierał się o framugę z założonymi rękoma - akurat przechodziłem i usłyszałem, że mają Panie impas - zielone tęczówki spojrzały najpierw na pielęgniarkę, a później na mnie
- Nie trzeba, damy sobie radę - machnęłam ręką
- Chciałbym to zobaczyć.
- To... - nie dokończyłam, bo przerwała mi Samantha
- W sumie, skoro nie chcesz mojej pomocy i sama też nie dasz rady się wspiąć, to może jednak przyjmiesz pomoc ? - uśmiechnęła się niepewnie, na co zmrużyłam oczy

Po chwili wahania się zgodziłam. Moja broda co jakiś czas obijała się o klatkę, dając mi znak, że długo już tak nie wytrzyma.
- Dobra niech będzie. - przewróciłam oczami i zwiesiłam ramiona zrezygnowana

Nieznajomy uśmiechnął się triumfalnie. Odepchnął się i opuścił ramiona. Pielęgniarka ustąpiła mu miejsca, kiedy ten podchodził. Nachylił się i złapał moje nogi jedną ręką. Drugą objął mnie mocno w talii i lekko podniósł. Moje ręce automatycznie powędrowały na jego szyję, a głowa bezwładnie opadła na jego ramię. Czułam jak cały się napina pod moim dotykiem. Zaciągnęłam się jego zapachem. Chyba to zauważył. Jeden kącik ust uniósł triumfanlnie lekko do góry. Zrobił trzy kroki, nachylił się nad łóżkiem i odłożył mnie tak delikatnie, jakbym była z porcelany. Jedynie kolor się zgadzał. Wysunął rękę spod nóg, a dopiero potem zabrał tą z talii. Odsunął się, a jego mina mówiła "proszę bardzo".
- Dziękuję - mówiłam tak cicho, że nie byłam pewna czy mnie usłyszał.
- Polecam się na przyszłość
- Raczej nie skorzystam - zaśmiał się na te słowa i pokręcił głową
- Nigdy nie mów nigdy.

Schował ręce do kieszeni, odwrócił się napięcie i wyszedł z sali. Ja już byłam półprzytomna. Dłużej już nie mogłam walczyć z sennością. Poddałam się i zamknęłam oczy. Ostatnie co widziałam to wielkie ze zdziwienia oczy Samanthy.

Przez te kilka dni sporo się do siebie zbliżyłyśmy. Zaczęłyśmy mówić do siebie po imieniu. Łatwiej nam się wtedy rozmawiało. Okazało się, że jest starsza ode mnie o pięć lat. Mieszka sama, nie ma dzieci ani męża. Jej rodzice mieszkaja kilkaset kilometrów stąd i niea tu nikogo bliskiego. Wyjechała na studia oraz praktykę pielęgniarska. Od tamtej pory widywała się z rodziną głównie przez kamerkę. Parę razy odwiedzili się w święta. Twierdzi, że już dawno nie spotkała nikogo, z kim tak dobrze by jej się rozmawiało. Musiałam przyznać jej rację. Ja też nie miałam do kogo się odezwać, zwłaszcza po tym jak wygonilam Josepha.

Tak więc plotkowałyśmy sobie o pacjentach z oddziałów. Ona mogła się wtedy wymigać od pracy, a ja lubiłam słuchać co się dzieje poza moją salą.

Bez pamięci (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz