Rozdział 8 (4.3)

339 18 0
                                    

Miała ochotę sama się skarcić, że w przypływie irytacji nie pohamowała swojej reakcji. Może wtedy wzrok jej ochroniarza nie przeszywałby jej teraz na wskroś.

- Dobrze mi tu gdzie jestem, dziękuję - odpowiedziała sucho i już miała zamiar znów odwrócić się do niego plecami, ale wtedy mężczyzna przybliżył się do niej jeszcze bardziej i posłał jedno z najbardziej morderczych spojrzeń w swoim arsenale.

- Nie przyszłam tu dla ciebie, więc możesz mnie już zostawić – kontynuowała. – Chciałam spędzić czas w miłym towarzystwie.

- Dlaczego więc siedzisz sama?

- Bo do tej pory nie udało mi się nikogo poznać, a przez twoją postawę najpewniej już się to nie zmieni.

- Wielka szkoda – odparł sarkastycznie.

- W rzeczy samej. Mógłbyś zostawić mnie samą? Nie jestem w nastroju na przekomarzania.

James mocno zacisnął wargi, po czym księżniczka poznała, że ma kłopoty i przełknęła głośno ślinę ze zdenerwowania. Całe szczęście, że muzyka grała dostatecznie głośno, by zagłuszyć oznakę jej słabnącej woli. Inaczej spaliłaby się ze wstydu. Sądziła, że wygra, że uda jej się go zmylić tak jak każdego innego, z którym miała do czynienia, ale ten był nieprzejednany.

- Nie lubię się powtarzać, ale dla ciebie zrobię wyjątek - oznajmił niskim głosem, od którego po jej ciele przebiegł nieprzyjemny dreszcz. - Wychodzimy czy ci się to podoba, czy nie. Wolałbym jednak, żebyś nie zmuszała mnie, bym siłą zaciągnął cię do pałacu.

- Nie zrobiłbyś tego - odparła dumnie, ale zwęziła powieki bacznie skanując jego twarz.

Mężczyzna z jednej strony uznał to za zabawne, ale nie chciał też zajmować się nią dłużej niż to konieczne. Mógł udawać, że jej obecność w barze przeszła całkowicie niezauważona, ale wówczas nie mógłby żyć w zgodzie sam ze sobą. Przez resztę wieczoru rozważałby wszelakie scenariusze, również takie, w której Amelie grozi niebezpieczeństwo, a on angażował się w swoją pracę jak nikt inny.

- Sprawdź mnie - rzucił wyzwanie w odpowiedzi, a w jego oczach zatańczyły psotne ogniki.

Przez chwilę toczyli zaciętą walkę na spojrzenia. Amelie podniosła nieznacznie podbródek, aby zaznaczyć swą wyższość i zbić mężczyznę z tropu. Każdy ochroniarz w pałacu momentalnie miękł i pozwalał jej przejąć kontrolę.

Jakież było jej zdziwienie, gdy w odpowiedzi na ten gest zauważyła, że lewa brew Jamesa powędrowała ku górze. Wciąż ciskał w nią gromy i wydawał się być kompletnie nieporuszony.

- Czy on ci się naprzykrza? - usłyszała głos dochodzący z jej lewej strony.

Spojrzała na lekko chwiejącego się mężczyznę, któremu powoli zaczęły doskwierać skutki nadużycia alkoholu. Jej teza potwierdziła się, gdy poczuła silną woń wódki. Zmarszczyła lekko nos.

- Nie, nic się nie dzieje - oznajmiła i uniosła ręce starając się wywalczyć dla siebie dodatkową przestrzeń. - Dziękuję.

- Wystarczy jedno słowo a się nim zajmę, maleńka - dodał bełkotliwie i złapał się krawędzi baru, aby nie upaść.

- Odejdź stąd, póki jeszcze możesz - wtrącił się James, na którego twarzy zaczęło wykwitać coraz to silniejsze rozdrażnienie.

- Ale po co te nerwy? - kontynuował nieznajomy i znalazł się tak blisko niej, że ledwo wytrzymywała paskudny odór alkoholu. Spróbowała się cofnąć, ale nie miała na to wystarczająco miejsca.

- Odsuń się - polecił mężczyźnie.

James znajdował się na skraju panowania nad sobą i nie uszło to uwadze Amelie. Nie wiedziała tylko jak zapobiec ich potyczce, bo nie chciała urządzać dodatkowych scen.

Królewski ochroniarzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz