Rozdział 39 (11.2)

120 9 0
                                    

Nim mężczyzna zdążył odpowiedzieć, Amelie postanowiła wylać całą swoją frustrację na następnym serwisie, który z zawrotną prędkością posłała w kierunku przyjaciółki. Piłka śmignęła obok jej ucha, nie trafiając kompletnie w pole, a Olivia ledwo uchyliła się przed strzałem prosto w czoło, gdyż kompletnie nie spodziewała się tak gwałtownego zagrania. Prawdę powiedziawszy w ogóle nie spodziewała się takiego zagrania, gdyż to nawet nie była jej kolej na serw, ale w napływie emocji nie myślała logicznie.

– Amelie! – krzyknęła upominająco Olivia.

– No co? – zapytała wyrzucając ręce na boki. – Chyba mam prawo wiedzieć dlaczego tu jest, prawda?

– A nie mogłabyś skupić się na grze? Wolałabym, aby wszystkie elementy mojej twarzy zostały w nienaruszonym stanie.

– Odpowiedz – poleciła całkowicie ignorując koleżankę, po czym zmierzyła mężczyznę morderczym wzrokiem.

– Przyszedłem podziwiać twoje liczne talenty – oznajmił kpiąco rozsiadając się wygodnie na jednym z krzeseł nieopodal.

– To skoro już sobie popodziwiałeś, to możesz iść.

– Właściwie to nic jeszcze nie zaprezentowałaś, więc chyba zostanę – stwierdził rozjuszając Amelie jeszcze bardziej.

– Bo mnie dekoncentrujesz! – zrzuciła winę na niego. – Przed twoim pojawieniem się gra szła nam znakomicie.

– Mam na ciebie aż tak ogromny wpływ? – zapytał z wyzywającym uśmiechem.

– W twoich snach – syknęła.

– W moich snach nasze interakcje wyglądają zupełnie inaczej, księżniczko – rzucił zaczepnie, a Amelie poczuła gorąco wpełzające jej na policzki i to wcale nie za sprawą intensywnego wysiłku. Olivia natomiast zaśmiała się głośno, co spotkało się z silnym niezadowoleniem drugiej kobiety.

– Jesteś o wiele atrakcyjniejszy, gdy nie mówisz – warknęła chcąc zamknąć mu tym usta.

– Czyli przyznajesz, że jestem atrakcyjny?

– Ani trochę – odparła niemal natychmiast. – Odpowiesz teraz na moje pytanie?

– Miałem wolną chwilę przed naszym wyjazdem, więc postanowiłem spędzić ją z moją ulubioną podopieczną – wyjaśnił nie szczędząc przy tym sarkazmu.

W ich dzisiejszych planach faktycznie znajdował się wyjazd na turniej łucznictwa, w którym udział miał brać Nolan, ale do tego zostało im jeszcze przynajmniej kilka godzin.

– A mógłbyś tę chwilę spędzić w innym miejscu?

– Obawiam się, że w innym miejscu nie będzie ciebie.

– Wspaniale – odburknęła przewracając oczami.

– O co chodzi z Austinem? – zapytał tym razem wracając do poważnego tonu. – Jeśli w jakimś stopniu ci zagraża...

– Nie zagraża. Sprawy między nami zostały zamknięte bardzo dawno temu – skłamała, gdyż po nieprzyjemnościach nie pozbierała się nawet do teraz.

– Czy to prawda? – zwrócił się bezpośrednio do Olivii, która nerwowo obracała rakietę w dłoniach pod oceniającym wzrokiem Jamesa.

– Cóż... – zaczęła, jednakże powstrzymała się widząc wwiercające się w nią spojrzenie Amelie. – Można tak powiedzieć – zakończyła niepewnie.

– Widzisz? Nie masz powodów do zmartwień – podsumowała zabierając się za następny serw.

Gdy spostrzegła, że pomyliła kolejność, nie miała na tyle odwagi, by się do tego przyznać. Olivia najwyraźniej również jej nie miała, bo w skupieniu czekała na rozegranie. Uprzednio odgarniając czubkiem buta zalegający na linii początkowej czerwony piasek, podrzuciła piłkę w powietrze i wykonała zamach rakietą. Ta pomknęła z głośnym świstem przez powietrze, omijając swój cel o kilka centymetrów.

Sfrustrowana zacisnęła zęby i wzmocniła uścisk na rękojeści, która mimo lepkiej owijki, zaczynała jej się ślizgać w dłoni. Musiała opanować targające nią emocje, bo inaczej ośmieszy się po raz kolejny. Na szczęście zasady gry umożliwiały jedno chybienie, w związku z czym nie miała aż tak ogromnych wyrzutów sumienia. Zawodowym graczom także zdarzało się zepsuć pierwszą zagrywkę, choć zazwyczaj wiązało się to z trafieniem w siatkę, a nie minięciem piłki.

Gdy udało jej się wykonać prawidłowe uderzenie, piłka pomknęła ku polu jej przyjaciółki. Ich wymiana trwała zalewnie kilkanaście sekund, w trakcie których to Olivia zdobyła punkt. Księżniczka nie mogła się skupić, gdyż jej wzrok co rusz uciekał w stronę ochroniarza, który z kpiącym uśmieszkiem śledził ich grę. Rozpraszała ją jego luźna postawa, jego kształtne usta, które co rusz gładził palcem wskazującym, a także materiał marynarki ciasno opinający jego muskularne ramiona, której dotyk na skórze znała bardzo dobrze.

– Uważaj! – wydarła się Olivia, wyrywając Amelie z zamyślenia.

Jej ostrzeżenie nie wystarczyło, by uniknąć piłki, która uderzyła Amelie w ramię aż to odskoczyło. Jęcząc z bólu i rozmasowując trafione miejsce wzrokiem znów wróciła do Jamesa, który teraz wlepiał swoje brązowe tęczówki prosto w nią, a rozbawienie dotarło nawet do jego oczu.

– Co cię tak bawi? – zapytała tracąc resztki opanowania, ale mężczyzna nie zaszczycił ją odpowiedzią.

– Tak bardzo cię przepraszam! – kwiliła Olivia zasłaniając dłońmi usta. – Nic ci nie jest?

– W porządku – zapewniła przyjaciółkę, która całą sytuację brała do siebie zbyt mocno.

– Nie chciałam w ciebie trafić. Myślałam, że jesteś przygotowana.

– Olivio, naprawdę nic się nie stało – powtórzyła. – Jak już ci mówiłam, to wina Jamesa.

– Jamesa? – zapytała z niedowierzaniem. – A co on ma z tym wspólnego?

– Mówiłam, żeby sobie poszedł to nie posłuchał i teraz widzimy konsekwencje.

– Może gdybyś poświęciła tyle samo uwagi piłce co mnie, to ta by cię nie trafiła.

– Nie patrzyłam na ciebie, nie pochlebiaj sobie – zmarszczyła nos udając obrzydzenie. – Zapatrzyłam się na niebo – wymyśliła na poczekaniu. – Chyba zanosi się na deszcz – palnęła odruchowo.

– Czyżby? – zapytał mężczyzna nie siląc się nawet na podniesienie wzroku.

Niebo dzisiejszego dnia było bezchmurne i nic nie wskazywało na to, by w najbliższym czasie miało to ulec zmianie. Amelie zganiła się w myślach, że nie udało jej się wymyślić wiarygodnej wymówki. Dlaczego prowadząc rozmowy z Jamesem wychodziła na osobę niespełna rozumu?

– Może nie widać tego na pierwszy rzut oka, ale czuję to w kościach – próbowała wybrnąć, choć w praktyce pogrążała się jeszcze bardziej. – To przeczucie nigdy mnie nie zawiodło.

– Oczywiście, księżniczko – odpowiedział zachrypniętym głosem, podszytym lekko kpiącą nutą.

– Możemy grać? – zwróciła się bezpośrednio do koleżanki, starając się ignorować mężczyznę obok.

Olivia złapała piłkę, odbiła ją kilka razy od podłoża, a następnie podrzucając w górę wykonała zamach rakietą. Amelie tym razem była przygotowana na jej zagranie, gdyż postanowiła wyrzucić z umysłu obecność Jamesa. Liczyła, że ten wkrótce znudzi się siedzeniem bez celu i wreszcie ich opuści, ale było to jedynie myślenie życzeniowe. Ochroniarz rozsiadł się wygodniej, oglądając sportowe zmagania kobiet.

Z każdym kolejnym zagraniem, poziom irytacji w krwi Amelie rósł. Z całych sił próbowała się go pozbyć lub choćby zminimalizować, ale wysiłek ten poszedł na marne. Nie potrafiła panować nad sobą, gdy w grę wchodził James. Zalazł jej za skórę niczym permanentny tatuaż, którego nie sposób pozbyć się nawet zaawansowanymi zabiegami laserowymi. Ślad po nim zostanie już na zawsze, o tym była przekonana.

Zagryzając policzek od wewnątrz wzięła głęboki wdech. Policzyła w myślach do dziesięciu, wiedząc, że to jej ostatnia szansa na uspokojenie się, a następnie wypuściła wstrzymywane powietrze. Spróbowała przypomnieć sobie materiał, który wałkowała na licznych warsztatach, ale bezskutecznie. Jako następczyni tronu powinna radzić sobie w stresowych sytuacjach. Wychodzić z twarzą z najróżniejszych trudności. Radziła sobie bardzo dobrze.... do czasu. Dlaczego jeden mężczyzna potrafił zrujnować jej starannie utkany wizerunek?

Królewski ochroniarzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz