Rozdział 10 (4.5)

293 17 1
                                    

Po okolicy poniósł się przerażający w jej ocenie warkot, który nie zwiastował niczego dobrego. Gardło jej się zacisnęło, a poziom adrenaliny niebezpiecznie podskoczył.

Chwyciła się rączek zamocowanych przy siedzisku z tyłu i motocykl ruszył. Przymknęła na moment oczy, bo przez jej głowę przeleciały same makabryczne scenariusze. Bała się.

James chyba wyczuł jej zdenerwowanie, bo odezwał się, gdy trochę zwolnili:

– Odpręż się, księżniczko. Nic ci się nie stanie – poinformował, ale w niczym to nie pomogło.

Łatwo było mu mówić. Na motorze James wydawał się być w swoim żywiole i skłamałaby, gdyby powiedziała, że jej to nie imponowało. Choć czasami miała ochotę rwać włosy z głowy w jego towarzystwie, nie mogła mu odmówić tego, że prowadził jak zawodowiec i przy tym dbał o jej komfort.

Podejrzewała, że w samotności naruszał dziesiątki przepisów ruchu drogowego, ale jadąc z nią stosował się do każdego z nich.

Obezwładniający lęk zawładnął księżniczką dopiero wtedy, gdy wjechali na drogę szybkiego ruchu i mężczyzna zaczął przyspieszać. Wiele razy pokonywała tę trasę na tylnym siedzeniu samochodu, ale bez metalowej obudowy chroniącej jej przed obrażeniami i wpływami warunków atmosferycznych, czuła się niebywale krucho. Chciała krzyczeć, aby wyładować kłębiące się w niej emocje, ale powstrzymała się, aby nie wzbudzać dodatkowej paniki u kierowcy.

Na krawędzi panowania nad sobą znalazła się wtedy, gdy James wszedł w ostry zakręt. Pisnęła przerażona, bo w głowie widziała obrazy ich ciał spadających z jednośladu. Nie zważając na nic, mocno objęła mężczyznę w pasie i przylgnęła do jego ciała, na co ten nieznacznie się spiął, ale nie puszczała go dopóki nie znaleźli się w bliskiej odległości pałacu.

Z całych sił starała się wypierać to jak jego mięśnie brzucha pracowały przy najdrobniejszych zmianach pozycji, a sądząc po ich twardości, były równie dobrze wyrzeźbione co jego ręce. Amelie była tak skupiona na miejscach, w których ich ciała się stykały, że nawet nie zarejestrowała momentu, w którym motor się zatrzymał. Wciąż kurczowo trzymała się mężczyzny jakby ten stanowił jej ostatnią deskę ratunku. Ocknęła się dopiero wtedy, gdy James lekko odchrząknął jednocześnie ściągając kask.

– Nie zapytałaś mnie o pozwolenie – oznajmił wskazując na jej stalowy chwyt.

Kobieta niczym poparzona rozluźniła uścisk i odsunęła się od niego na bezpieczną odległość.

Doceniła nawiązanie do jej wcześniejszej odzywki, ale nie zmieniło to faktu, że jej policzki zapłonęły z zażenowania. Podziękowała w duchu wszystkim tym, którzy nad nią czuwali, że jeszcze nie pozbyła się tego jakże stylowego nakrycia głowy, wobec czego jej rozpalona twarz pozostawała w ukryciu.

– Zatem jesteśmy kwita – odpowiedziała nonszalancko i zabrała się do rozpinania kasku.

Nie spieszyła się za bardzo, chcąc pozostawić sobie dłuższą chwilę na dojście do siebie. Widziała, że mężczyzna bacznie ją obserwował, dlatego też odwróciła się do niego plecami i przeszła do dalszej części swych zmagań.

Gdy wreszcie uwolniła się z niewygodnego kawałka sztucznego tworzywa, odetchnęła z ulgą i wstrząsnęła ulizane włosy. Oddała mężczyźnie kask, nawet nie spoglądając mu w oczy i ruszyła w stronę pałacu.

– Gdzie idziesz? – usłyszała.

– Do pałacu.

– I uważasz, że tak po prostu puszczę cię samą?

– Znam drogę, James – wymamrotała pod nosem.

– To dobrze, bo tak się składa, że jestem jej aż nazbyt ciekawy.

Zagryzła zęby i wreszcie zdecydowała się zerknąć w jego stronę. Miała po dziurki w nosie jego wyniosłej postawy i cwanego uśmieszku. Nie była głupia, bardzo dobrze wiedziała do czego dążył. Chciał poznać sposób, w który wydostała się na zewnątrz i nie przyciągnęła przy tym niczyjej uwagi.

– Myślisz, że tak po prostu ci ją pokażę? – zapytała pełna oburzenia, bo nie chciała pozbawiać się jedynej furtki ku wolności.

– Masz też drugą opcję, w której zaalarmuję wszystkie straże, a ty zostaniesz przyłapana na wymykaniu się bez ochrony. Wybieraj.

Czy on mówił poważnie? Naprawdę byłby do czegoś takiego zdolny?

– Nie tylko ja będę miała problemy – zaznaczyła chcąc nieco go nastraszyć. – Ty również.

Sądziła, że strach przed utratą posady na niego zadziała, ale i tym razem ją zaskoczył.

– I tu się mylisz, księżniczko.

– Doprawdy?

– Przypomnę, że nie jestem teraz w pracy, więc moja obecność tutaj wynika jedynie z czysto altruistycznych zapędów, które na pewno zostałyby docenione przez twoich rodziców. Może nawet odznaczyliby mnie za wybitne zasługi.

W zdziwieniu otworzyła szeroko oczy, bo nawet ona nie miała w sobie tyle pewności siebie co on, a przecież była księżniczką.

– Twoje niedoczekanie – prychnęła i przewróciła oczami, bo tym razem nie mogła się powstrzymać.

– Zatem prowadź – powiedział, po czym gestem nakazał jej iść przodem.

Znowu był górą i nie miała zielonego pojęcia jak to robił, że był przygotowany na każdą ewentualność. Gdyby nie była jego celem, to z pewnością by jej zaimponował, ale teraz wręcz wychodziła z siebie.

Jedyne na co miała ochotę to spuścić głowę w rezygnacji, ale ostatkami sił nakazała sobie utrzymać ją w pionie. Postanowiła, że nie da mu tej satysfakcji i wyjdzie z tego z twarzą.

Po cichu otwierała kolejne drzwi i uprzednio rozglądając się na wszystkie strony przemierzała korytarze. Ostrożnie stawiała każdy krok, aby wyeliminować możliwość wykrycia. Z tego powodu też szli w całkowitych ciemnościach, ale Amelie znała pałac na tyle dobrze, by nie stanowiło to dla niej większego wyzwania. James płynnie dotrzymywał jej kroku, a poruszał się z taką gracją, że o mały włos nie zapomniałaby o jego obecności.

W głowie już starała się wymyślić inne opcje na wymknięcie się, bo znając Jamesa, wkrótce i tak zgłosi jej wybryk i o obecnej drodze ucieczki będzie mogła jedynie pomarzyć. Gdyby nie jej impulsywność, wciąż miałaby tę w zanadrzu, ale nie wiedzieć czemu chciało jej się zabawić w szpiega. Wyrządzone szkody bolałyby mniej, gdyby chociaż udało jej się czegoś dowiedzieć, ale na ten moment jej ochroniarz wciąż stanowił dla niej jedną wielką tajemnicę.

Mężczyzna odprowadził ją pod same drzwi i sądząc po przytłumionych krokach, które rozbrzmiały dopiero kilkanaście minut później, przeczekał przed jej drzwiami pewien czas, aby upewnić się, że nie postanowi wymknąć się jeszcze tej samej nocy. Jego troska była niemal rozczulająca, ale przeczuwała, że działał wyłącznie we własnym interesie. Co chciał tym zyskać? Tego jeszcze nie wiedziała. 

Królewski ochroniarzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz