– Chcesz zagrać na pełne osiemnaście dołków? – zagadnął ją mężczyzna, gdy stanęli przy pierwszym z nich.
– Im więcej dołków, tym więcej czasu na poznanie się – odparła starając się brzmieć przekonująco w swej nowej roli.
– Podoba mi się twój sposób myślenia.
Mężczyzna zdawał się nie zauważać jej lekkiego niezdecydowania, co uznała za niewątpliwy plus. Nie chciała się tłumaczyć ani wychodzić na jędzę, którą z dnia na dzień się stawała, choć było to od niej niezależne. Wymagała tego sytuacja.
Rozkładając sprzęt, oceniła pobieżnie swojego przeciwnika, któremu humor wyraźnie dopisywał.
Aż tak bardzo uwielbiał tę grę? A może cieszyło go jej towarzystwo?
– Rozpocznę z czerwonego – oznajmiła Amelie wskazując na najdalszy obszar tee1.
– To część dla amatorów, wiesz o tym? – upewniał się.
– Tak, wiem – poinformowała wyciągając kołek z torby. – Choć mam wiele talentów – zaczęła nieskromnie – to golf się do nich nie zalicza.
William zaśmiał się słysząc jej żartobliwy ton.
– Nie grałaś więcej z ojcem? – dopytywał z zainteresowaniem opisując swoją piłeczkę2 czarnym markerem.
– Nie, zabierał mnie ze sobą góra raz w miesiącu. Chyba wolał spędzać czas sam, a ja i bez tego miałam masę obowiązków.
– Królewskie życie nie jest łatwe, co?
– Jestem tu, prawda?
– Słuszna uwaga – przyznał jej rację.
– Czym zajmują się twoi rodzice? – zagadnęła chcąc poznać mężczyznę nieco bliżej, ale także odkryć powód, dla którego to akurat jego kandydatura przeszła selekcję ojca.
– Moja rodzina od pokoleń zajmuje się produkcją stali. Dziwi mnie, że o niej nie słyszałaś.
W pierwszej chwili Amelie mogłaby uznać jego wypowiedź za przejaw zarozumialstwa, nie byłoby to niczym nowym w porównaniu do tego czego doświadczyła na poprzednich spotkaniach, ale wnet opanowała emocje i na dobre wyzbyła się podejrzliwości.
Kojarzyła jego nazwisko, choć gdy James wspominał je po raz pierwszy miała w głowie kompletną pustkę. Ale czy mogła się za to winić? Owszem, jego rodzina stanowiła ogromne szychy, ale przecież ona nigdy nie robiła z nimi interesów osobiście. Nie miała ku temu potrzeby. A nawet jeśli takowa by powstała, wówczas pałac dysponował gronem doradców wyspecjalizowanych w różnych dziedzinach, którzy z pewnością znali się lepiej na prowadzeniu biznesów niż ona sama.
– Nazywasz się Richardson, tak?
– Mhm – potwierdził przyglądając się kijom w swojej torbie.
– To twoja rodzina założyła „SteelRich"? – zapytała chcąc rozwiać wszelakie wątpliwości.
– Czyli jednak o mnie słyszałaś – odpowiedział wyraźnie uradowany jej lekko opóźnioną spostrzegawczością.
– Od lat wspieracie naszą fundację – zauważyła. – I doceniam grę słów – dodała po chwili, czym wywołała kolejny uśmiech na twarzy kandydata.
Nazwa była niczym innym jak zlepkiem słowa „stal" oraz pierwszych czterech liter nazwiska założycieli, które same w sobie tworzyły kolejne słowo. Całość tłumaczono jako „bogaty w stal". Nie mogła wyjść z podziwu dla tego pomysłu. Był zarazem prosty, jak i genialny.
CZYTASZ
Królewski ochroniarz
RomanceAmelie od najmłodszych lat przygotowywała się do tego, by w przyszłości objąć tron. Nie spodziewała się jednak, że przyjdzie jej mierzyć się z perspektywą aranżowanego małżeństwa i to w dodatku pod czujnym okiem jej nowego ochroniarza. Dziewięć rand...