Rozdział 46 (12.4)

214 12 3
                                    

Łzy księżniczki błyszczały na różowawych i pokrytych piegami policzkach, budząc w mężczyźnie uczucia, które wprawiały go w osłupienie. Nie była pierwszą kobietą, która przy nim płakała, ale to właśnie jej łzy odebrał jako osobistą porażkę. Dlaczego tak się działo? Dlaczego nie mógł przejść obojętnie wobec jej nastroju, skoro nie była dla niego nikim więcej niż klientką?

James bił się z myślami.

Był rozdarty między podpowiedziami trzeźwo myślącego rozumu, a sugestiami szaleńczo bijącego serca, które nakazywało mu, aby sam wymierzył sprawiedliwość. Zęby mężczyzny trzeszczały pod wpływem napiętych mięśni żuchwy, które były jedynym elementem powstrzymującym go od wypowiedzenia wielu niecenzuralnych słów, które cisnęły mu się na język. Kurczowo zaciskał pięści, gdyż te aż rwały się, by zafundować gruntowne przemeblowanie twarzy Austina, choć nie byłoby to w najmniejszym stopniu wystarczające, by zadośćuczynić wyrządzonym Amelie krzywdom.

Brak skrupułów moralnych Austina zdumiewał. James w swym życiu poznał od groma kanalii i nie sądził, że jeszcze coś go zaskoczy, ale mężczyzna ten swoimi czynami usytuował się w ścisłej czołówce. Jak podłym trzeba być, by zrobić takie świństwo kuzynce? I to takiej, która od urodzenia znajduje się w blasku fleszy?

– Teraz rozumiesz, dlaczego nic nie mówiłam? – zapytała wierzchem dłoni przecierając policzki mokre od łez. – Te zdjęcia... – zaczęła, ale zawahanie rozbrzmiało w jej głosie. – One wciąż krążą w sieci – dokończyła wstydliwie. – Nie chciałam, byś je zobaczył.

– Myślisz, że właśnie to bym zrobił? – odpowiedział jakby lekko urażony zwątpieniem Amelie. – Szukał ośmieszających cię zdjęć w Internecie?

Wzruszyła ramionami.

– Inni zapewne właśnie tak by zrobili – poinformowała smutno.

– Nie jestem jak inni, księżniczko – oświadczył bez cienia zawahania w swym tonie. – Myślałem, że zdążyłaś już to zauważyć.

Amelie miała trudności z przystosowaniem się do nowego Jamesa. Poważnego, opanowanego i nie rzucającego zgryźliwymi komentarzami czy sarkastycznymi odzywkami na prawo i lewo.

Nie szydził, że dała się podejść. Nie wytykał łatwowierności. Nie zakładał, że kłamała.

Zachowywał się jak... prawdziwy przyjaciel.

– Czyli nie utrzymywałaś z nim kontaktu od czasu incydentu?

– Nie.

– Dlaczego pojawił się teraz? Coś przychodzi ci do głowy? – dopytywał.

– Twierdzi, że chce wesprzeć mnie w trudnych chwilach – sparafrazowała słowa kuzyna, które ten wypowiedział w trakcie ich pierwszego spotkania po latach. – Odniósł się do nadchodzących zaręczyn i tego, że nienawidzę rozgłosu – sprecyzowała.

– Wierzysz mu?

– Ani trochę – odpowiedziała wymownie kręcąc głową. – Nigdy nie był dla mnie wsparciem i nie widzę powodu, dlaczego miałoby się to zmienić akurat teraz.

James przetarł usta dłonią, zawzięcie nad czymś myśląc.

Nie przeszkadzała mu. Wyjawiła swój sekret, otworzyła się przed nim. Teraz ruch należał do niego.

– Jeśli tego chcesz, mogę wybić mu z głowy pomysł wspólnego wyjazdu.

– I jak chcesz to osiągnąć?

– Potrafię być przekonujący.

– Nie wątpię, ale jestem w stanie założyć się, że ta wymuszona integracja to wymysł mojej matki, a ta z kolei jest uparta jak osioł.

Królewski ochroniarzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz