Rozdział 9 (4.4)

328 17 0
                                    

Pożegnawszy się z Olivią odeszła od stolika i ruszyła w stronę wyjścia. James i tym razem szedł za nią krok w krok. Nie chciała myśleć o tym jak groźnie musiał wyglądać w tym momencie, bo tłum sam się przed nimi rozstępował tworząc swobodne przejście

- Gdzie twój samochód? - zagadnęła, gdy znalazła się już na zewnątrz.

- Nie przyjechałem samochodem - poinformował głosem wypranym z emocji, wyprzedził ją, a Amelie odruchowo podążyła za nim, bo podejrzewała, że właśnie o to mu chodziło.

Zjęła miejsce u jego boku i tak szli w milczeniu, aż nie znaleźli się na jednaj z bocznych uliczek. Było na tyle późno, że nie minęli praktycznie nikogo. Zdecydowana większość musiała już dawno spać, a ci, którzy postanowili spędzić ten czas na zabawie, pozostali w barze.

Nie było to duże miasto, nawet mimo tego, że stanowiło stolicę. Dopiero teraz zaczynało to do niej docierać na jaką głupotę się zdecydowała. James miał rację, że nie powinna wychodzić sama, ale do tego nigdy się nie przyzna. Zapewne odkrycie jej tożsamości było kwestią czasu, a ona naiwnie liczyła, że przejdzie niezauważona. W całości nie pomogła sytuacja z Danielem, która jedynie utwierdziła ją w przekonaniu, że naraziła się bez potrzeby.

Była tak pogrążona we własnych myślach, że nawet nie zauważyła, że James przystanął na krawędzi chodnika. Majstrował coś przy pojeździe zaparkowanym tuż obok, ale ku jej niezadowoleniu, nie był to samochód.

- To jest motor - oznajmiła podejrzliwie przypatrując się pojazdowi we wściekle czerwonym kolorze.

- Jesteś niezwykle spostrzegawcza, księżniczko - odburknął sarkastycznie.

- Chyba nie chcesz tym jechać, prawda? - zagadnęła zdezorientowana.

- A jak inaczej chcesz wrócić?

- Możemy zamówić taksówkę - zaproponowała.

Posłał jej pełne niedowierzania spojrzenie.

- Wiem, to nie jest najlepszy pomysł, ale nie zamierzam wsiadać na motor.

Nie żartowała mówiąc to. Nigdy na żadnym nie jechała i nie sądziła, by czuła się bezpiecznie. Dodatkowo musiałaby znaleźć się blisko Jamesa, a na tę bliskość nie mogła sobie pozwolić.

- Wsiądziesz - oznajmił i chwycił za jeden z dwóch kasków, które leżały na górze.

Nie bał się ich tu zostawiać? Co prawda mieli jeden z najniższych współczynników kradzieży w mieście, ale wciąż mógł trafić się ktoś, kto bardzo chętnie przywłaszczyłby sobie takie znalezisko.

Poza tym był więcej niż jeden, co oznaczało, że James zabrał ze sobą towarzystwo.

Momentalnie pomyślała o zgrabnej dziewczynie, która towarzyszyła mu w barze i poczuła powracający do niej niezrozumiały okruch zazdrości.

- Nie przyjechałeś sam?

Milczał.

- Słyszysz mnie?

- Tak, ale postanowiłem ci nie odpowiadać - odparł kpiąco kopiując wcześniejszą wypowiedź Amelie.

Kobieta zacisnęła zęby w złości, ale starała się przybrać niczym niezmąconą maskę spokoju. Zazwyczaj jej to wychodziło, ale nie wiedziała jaki efekt udało jej się osiągnąć tym razem. Już sam fakt, że ten mężczyzna oddycha wprawiał ją w irytację.

- Jesteś niegrzeczny.

- Zatem skarć mnie za to - rzucił prostując plecy i przyjmując wojowniczą pozę. - Ale coś mi mówi, że nie jesteś dość odważna, by to zrobić - dodał wyzywająco.

Królewski ochroniarzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz