Rozdział 35 (10.2)

123 7 0
                                    

Amelie nie była w stanie dłużej analizować słów Jamesa, gdyż z rozmyślania wyrwało ją donośne trąbienie wydobywające się gdzieś zza ich pleców, a w następnej chwili biały meleks przeciął im drogę. Zaskoczona tym wydarzeniem, wolną dłonią złapała się za klatkę piersiową i głośno wciągnęła powietrze. Ledwo hamowała przemożną potrzebę, by przekląć kierowcę za jego lekkomyślne zachowanie i brawurową jazdę, ale powstrzymała się, widząc, że pojazd zatrzymał się tuż przy nich. Ściągnęła brwi w niezadowolonym grymasie, który równie dobrze mógł uchodzić za reakcję na prażące słońce i przyjrzała się mężczyźnie, który zaciągał hamulec jakby przygotowując się do opuszczenia czteroosobowego meleksa.

Jego potargane wiatrem i muśnięte słońcem blond włosy układały się w subtelne fale, eksponując wyraźną linię szczęki pokrytą zadbanym zarostem. Uśmiech, który im posłał, zapewne był w stanie powalić na kolana dziesiątki kobiet, ale Amelie nie dała się zwieść urokowi osobistemu, który mógł być złudny niczym fatamorgana. Mężczyzna emanował pewnością siebie, której Amelie w pierwszej chwili mogłaby mu pozazdrościć, ale im bliżej nich się znajdował, tym większą wrażliwość wykrywała w jego szmaragdowo-zielonych tęczówkach. Miały w sobie jakiś zagadkowy błysk i jedynie czekały, aż ktoś podejmie się jego odkrycia.

William, kolejny kandydat na męża, którego rozpoznała z opóźnieniem, zrobił na niej pozytywne pierwsze wrażenie, choć nie chciała uchodzić za płytką osobę, dla której liczył się jedynie wygląd zewnętrzny. Z każdym kolejnym krokiem mężczyzny i zmniejszającym się między nimi dystansem, podekscytowanie Amelie malało, a gdy ten stanął obok niej, to kompletnie wyparowało. Był mikry. Nie założyła butów na obcasie, gdyż z pewnością zostałaby okrzyknięta największym bałwanem w historii golfa, a już bez nich przewyższała go o kilka centymetrów. W porządku, może stała na drobnym wzniesieniu, ale pozbywając się go co najwyżej mogłaby wyrównać ich wzrost.

Mężczyzna przywitał się z nią kulturalnie i swą uwagę przeniósł na ochroniarza, który w milczeniu wycofał się o kilka kroków. Przyjaźnie wyciągnął do niego dłoń, ale James nie wysilił się, by odwzajemnić ten drobny gest. William niezręcznie odchrząknął, chowając ręce za plecami.

– Wybacz mu, jest nieśmiały przy obcych – palnęła Amelie chcąc zdjąć zawstydzenie z barków nowego kandydata, a James jedynie w niedowierzaniu uniósł jedną brew.

– Grałaś kiedyś w golfa? – zwrócił się do niej nowoprzybyły.

– Kilka razy – przyznała.

– Czyli nie muszę tłumaczyć zasad? – zapytał, a ta przecząco pokiwała głową. – Kamień z serca, bo kompletnie nie mam do tego talentu.

– Od jak dawna grasz? – zagadnęła przyjaźnie na rozluźnienie napiętej atmosfery.

– Od dziecka – poinformował. – To ulubiony sport mojego ojca.

– Naprawdę? Mojego ojca również.

– Miło wiedzieć, że już na starcie mamy ze sobą coś wspólnego – odparł przyjaźnie.

– Nie my, tylko nasi ojcowie – odparowała, ale wnet zdała sobie sprawę jak nieprzyjemnie zabrzmiały jej słów. – Nie tak chciałam to ująć – wyjaśniła speszona swą gafą.

– Nie martw się, nie wziąłem tego do siebie – pocieszył ją. – To jak? Gotowa zabrać się za pierwszy dołek?

Odpowiedziała twierdząco, a w kolejnej chwili poprawiła torbę na ramieniu i skierowała się w stronę pojazdu.

– Pozwól, że ci pomogę – zaproponował zatrzymując ją w pół kroku i wskazując na jej ciężką torbę. – Wrzucę to na tył, a ty w tym czasie możesz zająć miejsce – poinformował podchodząc do Amelie i chwytając za wrzynający się w jej ramię pasek zabrał od niej ciężki pakunek.

Królewski ochroniarzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz