Rozdział 51 (13.2)

115 8 2
                                    

Po skończonym wykładzie, udali się w miejsce, w którym owoce poddawano obróbce. James zdawał się ignorować szczegółowe wywody Benedicta, czego momentami mu pozazdrościła. Nie wiedzieć dlaczego, księżniczka odnosiła wrażenie, iż na koniec wycieczki czeka ją pisemny egzamin ze zdobytej wiedzy, gdyż jej obecny towarzysz zbyt poważnie podchodził do swojego zadania.

Początkowo była pozytywnie nastawiona, ale z każdym mijającym kwadransem, jej chęci drastycznie malały. Jak długo można udawać zainteresowanie? Nawet wprawieni gracze w końcu osiągają swój limit.

– Jak zbieracie winogrona? – zagadnęła na wejściu.

– Praktykujemy zbieranie ręczne, które przeważnie odbywa się w nocy – wyjaśnił wyraźnie zadowolony z tego, że Amelie postanowiła zadać mu pytanie. – Niższe temperatury spowalniają uwalnianie się związków aromatycznych z owoców.

– Dlaczego ręczne? Nie byłoby szybciej, gdybyście zautomatyzowali ten proces?

– Zapewne, choć wówczas nie moglibyśmy dokonać wstępnej selekcji. Maszyna nie wychwyci pękniętych owoców, które szybciej tracą świeżość, brązowieją i nabierają gorzkiego smaku. Nie chcemy tego w naszych winach.

– Tak, to zrozumiałe.

– Zebrane kiście winogron umieszcza się w tym młynie – palcem wskazał na pokaźnych rozmiarów urządzenie ze zbiornikiem w kształcie leja – by oddzielić grona od szypułek i liści, a następnie rozgniata się je na pulpę, zwaną moszczem. Dawniej winiarze nie mieli do dyspozycji tak zaawansowanej technologii, wobec czego owoce rozgniatano stopami. Niektórzy stosują tę metodę po dziś dzień, twierdząc, że gwarantuje ona najlepsze efekty i pragną kultywować starą tradycję.

– Fascynujące – odrzekła na wpół sarkastycznie, gdyż wizja picia wina, które przelewało się między czyimiś palcami u stóp, była delikatnie mówiąc odpychająca. – Co dzieje się dalej?

– Moszcz pompuje się do prasy pneumatycznej lub zbiornika.

– A od czego zależy do którego z nich trafia ten msocz?

– Moszcz – poprawił ją niczym nadgorliwy nauczyciel. – Wszystko zależy od rodzaju wina – wyjaśnił najwyraźniej zadowolony z jej zaangażowania. – Moszcz na białe wino musi być przetłoczony natychmiast, aby zapobiec przedostaniu się do niego barwnika ze skórek. Inaczej proces ten wygląda przy produkcji wina czerwonego, gdyż to właśnie dzięki barwnikom ze skórek trunek ten zyskuje swój niepowtarzalny kolor. Przydatnym terminem, który możesz zapamiętać, jest maceracja, oznaczająca namaczanie skórek w pulpie. I to z tego powodu moszcz na wino czerwone trafia wpierw do zbiornika.

Amelie nie zamierzała nic zapamiętywać, choć informację tę przyjęła jako interesującą ciekawostkę. Przyjrzała się maszynie do wyciskania soku, która swym wyglądem przypominała trochę bęben od pralki, jednakże w znacznie większej skali. Urządzenie to świeciło się, jakby dopiero co odebrano je z fabryki.

Zastanawiała się czy pomieszczenie to przeznaczono jedynie w celach pokazowych, a maszyn nigdy nie odpalano, czy też aż tak dbano o czystość.

– Czyli prasa wyciska sok, a ten już bezpośrednio trafia do beczek? – spróbowała zgadnąć.

– Nie – odpowiedział sucho mierząc ją oceniającym spojrzeniem, pod wpływem którego lekko się zgarbiła. Teraz nie był już nauczycielem, a wykładowcą piętnującym każdego studenta, który nie przykładał się do prezentowanych materiałów. – Niezupełnie – poprawił się, a jego twarz odrobinę złagodniała. – Sok najwyższej jakości uzyskuje się, gdy ten spływa, zanim prasa w ogóle zacznie działać i zbiera się go osobno, by nie połączył się z tym tłoczonym.

– A jakie to ma znaczenie?

– Prasa może doprowadzić do zmętnienia soku poprzez rozgniecenie pestek, choć używane przez nas modele są na tyle zaawansowane, by uniknąć tego z niemal stuprocentową pewnością. Pestki zawierają w sobie także gorycz, która nie jest pożądana w wysokiej jakości winie, a samociek⁠1 gwarantuje zarówno klarowność, jak i słodycz soku.

– Rozumiem – odpowiedziała, choć prawdę powiedziawszy, odrobinę się zagubiła.

– Tłoczony moszcz musi zostać poddany procesowi sedymentacji, w celu wytrąceniu zmętnień – tłumaczył dalej. – Ciesz pozostawia się w zbiorniku na kilkanaście godzin, by wszelkie zanieczyszczenia od pestek, drobinki skórek, fragmenty miąższu czy szypułek opadły na dno. Dopiero wtedy płyn poddawany jest fermentacji.

– W beczkach? – zagadnęła chcąc choć raz trafić z jakąś informacją.

– W przypadku wina czerwonego.

– A białe? – dopytywała.

– To może fermentować w dowolnej kadzi czy zbiorniku ze stali nierdzewnej – oznajmił wskazując rząd równo ustawionych baniaków.

– Interesujące – skomentowała, z tą różnicą, że teraz już sarkazm nie zagościł w jej tonie.

Amelie doceniła wiedzę mężczyzny i to jak skomplikowanym procesem okazało się wytwarzanie tego szlachetnego trunku, jakim było wino. Teraz, ilekroć sięgnie po kieliszek, przed oczami będzie miała całą drogę, którą przebył ten aromatyczny płyn.

– I to już koniec? Stąd wino trafia do butelek?

– Nie. Po fermentacji wino poddaje się klarowaniu i filtrowaniu, gdzie zlewa się je znad osadu.

– A nie twierdziłeś, że ma to miejsce wcześniej? W trakcie destylacji?

– Mówiłem o sedymentacji – mruknął nieuprzejmie, jakby lekko karcąco. – Destylacja to inny proces.

Czy mężczyzna nie brał swojego zadania nazbyt poważnie? Rozumiała jego zamiłowanie, ale to wcale nie oznaczało, że ona musiała odbierać je z podobnym entuzjazmem. Jeśli w taki sam sposób traktował pozostałych gości, wątpiła czy napływ turystów utrzyma się na stałym poziomie.

– Klarowanie i filtrowanie ma na celu pozbycie się resztek osadów z owoców i obumarłych komórek drożdży, które osiadają na dnie zbiornika w trakcie fermentacji – kontynuował starannie wyuczone formuły. – Dopiero wtedy poddaje się je leżakowaniu, które może trwać nawet kilka lat. W trakcie, gdy wino dojrzewa, zdarza się też, że proces klarowania jest powtarzany, by podnieść jego jakość.

– I stąd do butelek – podsumowała z uśmiechem pstrykając palcami w kierunku Benedicta.

– Tak – odpowiedział na pozór bez emocji, ale Amelie dostrzegła jedną pionową zmarszczkę między czarnymi brwiami mężczyzny.

Tak, zdecydowanie mógłby wyciągnąć kij, który utkwił mu tam gdzie słońce nie dociera.

– Ile winogron potrzeba, by wyprodukować jedną butelkę wina?

– Około półtora kilograma dla standardowej pojemności.

A ile wynosiła standardowa pojemność? Postanowiła nie zadawać tego pytania, by nie wychodzić na kompletnie niezorientowaną w temacie. Przecież widywała w swoim życiu wiele butelek. Dlaczego nigdy nie zwróciła uwagi na ich pojemność? Wówczas nie musiałaby wstydzić się swojego braku wiedzy.

Tylko czy miała ku temu jakieś przesłanki? Przecież nie trzeba być specjalistą w każdej dziedzinie.

Fakt, niektóre rzeczy warto wiedzieć, choćby to, że dotknięcie rozgrzanego do czerwoności metalu grozi poparzeniem a polanie tego miejsca ciepłą wodą w niczym nie pomoże. Ale przecież wytwarzanie wina nie należy do dziedzin ratujących życie czy tych ułatwiających codzienne funkcjonowanie, prawda?

W myślach odliczała minuty do zakończenia spotkania, ale prawdę powiedziawszy nie była pewna, ile ono potrwa. Z rozmarzeniem zaczęła rozmyślać o czekającej ją degustacji, podczas której będzie mogła odrobinę znieczulić się alkoholem zawartym w winie. Ze znanych jej napojów alkoholowych to właśnie wino stanowiło jej ulubiony trunek, bo nie gryzło w gardło i miało przyjemny dla podniebienia smak, czego nie mogła powiedzieć o innych alkoholach.

1 Samociek - moszcz oddzielony od miazgi jeszcze przed procesem tłoczenia.

Królewski ochroniarzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz