Rozdział 47 (12.5)

110 7 1
                                    

– Zacząłem się niecierpliwić – rzucił zaczepnie Austin, gdy Amelie znalazła się w zasięgu wzroku.

Księżniczka policzyła w myślach do pięciu, aby nie wszcząć bezsensownej kłótni.

– Przykro mi to słyszeć – odparła beznamiętnie, hamując niegrzeczne słowa cisnące się na język.

Wiele ją to kosztowało, gdyż nie darzyła kuzyna absolutnie żadnym szacunkiem. Stracił go w dniu, w którym postanowił wytoczyć najcięższe działa w jej stronę. Niemniej jednak była zmuszona przeżyć kilka kolejnych godzin w jego towarzystwie, wobec czego musiała stworzyć plan obronny. Ignorowanie okazało się być pierwszym, co przyszło jej do głowy.

– Po co właściwie tam jedziemy? – zagadnął z lekko niezadowolonym grymasem, a Amelie mocno zacisnęła zęby, gdyż kompletnie nie była w nastroju na prowadzenie z nim dyskusji.

– Właśnie, Austin... po co? – Oparła ręce na biodrach w wojowniczej pozie. – Znam swój cel, ale twój jest mi kompletnie nieznany. Może zechcesz mnie oświecić?

– Powinnaś zapytać Eleanor – odpowiedział jakby od niechcenia. – Strzelam, że to jakaś jej pokrętna wizja na pojednanie między nami.

– A ty nie masz swojego zdania? – zarzuciła mu. – Nie mogłeś jej odmówić? – drążyła, pragnąc zrozumieć nielogiczne w jej ocenie zachowanie mężczyzny.

– Dlaczego miałbym to zrobić?

– Nawet nie chcesz tam być – wypomniała. – Po co się męczyć?

Próbowała go zniechęcić, ale bezskutecznie. Jakich argumentów powinna użyć, aby przekonać go do zmiany decyzji? Czy w ogóle było to wykonalne?

– Tego akurat nie powiedziałem.

– Nie będę miała ci za złe, jeśli zrezygnujesz.

– Byłoby ci to na rękę, co? – kpił. – Chyba jednak się wybiorę.

– Jak chcesz – warknęła pod nosem jednocześnie żwawym krokiem podchodząc do tylnej części samochodu. Nim dotarła do drzwi pasażera, na swej drodze napotkała kuzyna, który swym ciałem odgradzał jej przejście do drzwi pasażera.

– Możemy porozmawiać? – Ton jego głosu zmienił się. Przybrał znacznie poważniejszą barwę.

– A możemy wpierw wyjechać? – zapytała próbując wyminąć go, ale ten nagle zastąpił jej drogę. – Niewiele brakuje byśmy się spóźnili – oznajmiła rzeczowo.

– I niby czyja to wina?

– Naprawdę zamierzasz się teraz o to sprzeczać? – zapytała zadzierając podbródek, by móc spojrzeć mu w oczy. – To ty zagradzasz mi przejście.

– Nie sprzeczam się, jedynie pytam – wyjaśnił patrząc na nią z góry. – Rozumiem, że w twoim towarzystwie nie mogę zadać pytania, które nie zostanie odebrane jako bezpośredni atak?

– Dlaczego jesteś tym tak zaskoczony?

Czy on do reszty stracił rozum? Czy naprawdę będzie zmuszona tłumaczyć mu tak prostą rzecz?

– Co mogę zrobić abyś mi wreszcie wybaczyła? Ile razy mam przepraszać?

– Myślisz, że to takie proste? Wymazać lata upokorzeń? – wyliczała ledwo panując nad emocjami, które aż w niej buzowały. – To nie dzieje się od tak – wyjaśniła wymownie pstrykając palcami.

– Tego nie powiedziałem.

– Byłam pośmiewiskiem – wydukała nie kontrolując swego głosu. – Nie umiem zapomnieć, a wierz mi, że bardzo bym tego chciała. Twoje naciski niewiele tu pomogą.

Królewski ochroniarzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz