Rozdział 32 (9.3)

245 18 1
                                    

Ochłonięcie zajęło Amelie kilka dobrych minut. Nie wystarczyły one, by wymazać z pamięci krzywdzące słowa Eleanor, ale pozwoliły jej na powrót przywdziać maskę opanowania, której nie lubiła ściągać w gronie obcych. Rzadko kiedy ją traciła, ale ostatnimi czasy zdarzało się to znacznie częściej, w większości za sprawą Jamesa, choć tym razem to nie on zawinił. Wstydziła się przyznać, że mężczyzna ma na nią aż tak ogromny wpływ. Wiele by dała, by móc się z niego wyswobodzić.

Z zewnątrz znów mogła uchodzić za opanowaną, ale wewnątrz aż dygotała. Czekała z niecierpliwością aż ktoś wreszcie zabierze głos, bo ona sama nie chciała być pierwszą osobą, która to milczenie przerwie. W obecnej sytuacji nawet James był dziwnie milczący, czego nie uznała za dobry znak.

– Możecie dać nam chwilę? – Usłyszała niespełna minutę później głos ochroniarza, ratujący ją przed dłużącymi się sekundami niezręczności. – Na osobności – dodał, a wówczas całe zgromadzenie posłusznie skierowało się w stronę wyjścia, w najmniejszym stopniu nie kwestionując jego polecenia.

Czy jego postawa wyrażała aż tak silny autorytet, by ślepo mu się podporządkować?

Gdy zostali sami, Amelie w skupieniu zaczęła obserwować jego poczynania. Niespiesznie podszedł do stołu, na którym wciąż piętrzyły się próbki materiałów i od niechcenia zaczął je przeglądać. Wyglądało na to, że robił to automatycznie, nie przywiązując większej wagi do żadnej z nich, w odróżnieniu od Amelie, która wciąż z utęsknieniem wpatrywała się w przepiękne barwy, których z pewnością nie przyjdzie jej przywdziać. Na pozór nic nie przykuło jego uwagi, ale jeden z materiałów został w jego dłoniach dłużej niż pozostałe. Była to piękna satyna w odcieniu butelkowej zieleni, o której mogłaby jedynie pomarzyć.

– O co chodzi? – zagadnęła, nie mogąc dłużej znieść ciszy między nimi, ale także pragnąc poznać powód, dla którego ten wyprosił przeszło tuzin osób z pomieszczenia.

– Co to było? – James zadał pytanie niby od niechcenia, ale widziała, że to tylko pozory. Od kiedy przejął posadę Richarda, każdy jego krok był starannie przemyślany. Nie pozostawiał miejsca na przypadek.

Chciałaby móc odpowiedzieć, ale w głowie miała absolutną pustkę. Do czego nawiązywał? Czy wyjdzie na głupią, jeśli się do tego przyzna?

Mężczyzna nie popędzał jej, jedynie niedbale przysiadł na krawędzi stołu, jakby dłużące się oczekiwanie go znużyło. Świdrował ją przenikliwym wzrokiem, co sprawiło, że czuła na sobie rosnącą presję.

– Musisz wyrażać się jaśniej – zakomunikowała, wiedząc, że nie udzieli żadnej odpowiedzi bez ówczesnego doprecyzowania pytania.

– Od kiedy jesteś tak uległa? Nie zauważyłem tego w naszych rozmowach – wyjaśnił krzyżując ręce na piersi.

Amelie prychnęła w odpowiedzi i teatralnie przewróciła oczami, co wywołało subtelny uśmiech na twarzy mężczyzny. Nieczęsto go widywała, dlatego powstrzymanie przemożnej chęci odwzajemnienia go, było trudniejsze niż się spodziewała.

– Widzę, że masz choć na tyle przyzwoitości, by szydzić ze mnie bez widowni – stwierdziła jadowicie, wyrzucając na mężczyznę negatywne emocje, które nagromadziły się w niej przez różnicę zdań z Eleanor.

– Masz o mnie aż tak niskie mniemanie? – zapytał, a Amelie w mgnieniu oka wychwyciła nutę urazy w jego głosie. Czy mu się dziwiła? Niekoniecznie.

– Znam cię, James, nie przegapisz okazji – ciągnęła, nie mogąc się opanować. Dlaczego nie mogła powstrzymać chęci krzywdzenia go? Czy podświadomie pragnęła, by ktoś czuł się tak samo źle jak ona sama?

Królewski ochroniarzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz