Rozdział 14 (6.2)

306 18 1
                                    

Gdy tylko znalazła się poza zasięgiem wzroku jej ojca, roztrzęsiona pobiegła do swojego pokoju, w którym przepłakała długie godziny. Okazało się bowiem, że obawy, z którymi mierzyła się ostatnimi dniami były niczym w porównaniu z bombą, którą zrzucił na nią jej ojciec.

Miała znaleźć sobie męża? W jakim celu?

Jakby tego było za mało, miał czelność wkręcać w swoją intrygę Jamesa, który już i bez tego cyrku działał jej na nerwy. Podejrzewała, że nie przegapi okazji do wykpienia jej i nabijania się z położenia, w którym się znalazła.

Zaszlochała ponownie i przetarła mokre policzki wierzchem dłoni. Chciała, by z mężczyzną, z którym przyjdzie jej wymienić przysięgi, łączyło ją coś więcej niż układ stworzony na potrzeby marnego widowiska. Pragnęła miłości z prawdziwego zdarzenia i głęboko wierzyła, że kiedyś ją znajdzie. Problem leżał jednak w tym, że jej czas nieustannie się kurczył, bo do dwudziestych szóstych urodzin zostały jej niespełna trzy miesiące.

Jak sobie z tym poradzi? Przecież nie będzie mogła jawnie zignorować rozkazów króla, co oznacza, że przyjdzie jej zmierzyć się z przydzielonym jej zadaniem. Czy będzie w stanie spojrzeć w twarze wszystkich tych mężczyzn bez uprzedzeń? I czy w ogóle będzie w stanie pokochać któregoś z nich?

Doprowadzając się do porządku zdecydowała, że nie pozwoli na to, by postawiona na jej drodze przeszkoda do tego stopnia ją sparaliżowała. Była księżniczką, następczynią tronu, więc poradzi sobie z tym z uniesioną głową i uśmiechem na ustach.

Pospiesznie zeszła na dół i niczym burza gradowa wparowała do pomieszczenia, w którym służba spędzała swój wolny czas. To także dotyczyło ochrony, która co pewien czas robiła sobie drobne przerwy na odpoczynek. Liczyła, że spotka tam tego, którego szukała.

Pierwszym co rzuciło jej się w oczy po wejściu do pomieszczenia, był olbrzymi podłużny stół, przy którym siedziało kilku mężczyzn odzianych w garnitury. Jej wzrok od razu odnalazł tego jednego, dla którego tu przyszła.

– Chciałabym, abyście zostawili nas samych – poleciła na wstępie nie zawracając sobie głowy zbędnymi powitaniami.

Zebrani jakby czytając jej w myślach od razu zniknęli w innych częściach pałacu. A może to fakt, że ciskała gromami w stronę swojego prywatnego ochroniarza podziałał na jej korzyść?

Gdy w środku nie został nikt inny prócz Amelie oraz Jamesa, zdecydowała się rozpocząć rozmowę.

– Nie wstajesz? – zapytała na wstępie, choć to wcale nie był temat, na który pragnęła dyskutować.

Będąc z nim nie dbała o bezsensowne konwenanse, ale chyba podświadomie pragnęła odwlec nieuniknione.

– A dlaczego miałbym wstawać w trakcie jedzenia? – zapytał jednocześnie nadziewając na widelec kolejny liść sałaty.

Amelie pomyślała, że to bardzo ciekawy wybór posiłku biorąc pod uwagę jego sylwetkę. Zakładała, że będzie opychał się mięsem, aby dostarczać do niego jak najwięcej białka.

– Zasady etykiety mówią, że...

– Nie znam zasad etykiety, więc pozwól, że zostanę przy swoich własnych – przerwał księżniczce wiedząc doskonale, że tym samym łamie kolejną z nich. Znał je bardzo dobrze, ale uwielbiał działać na nerwy tej oto kobiecie i testować jej granice.

– Nie powinieneś mi przerywać – oznajmiła brnąc dalej, a mężczyzna mimowolnie się uśmiechnął, bo dokładnie tego się po niej spodziewał.

– Ale przerwałem – skwitował. – Co mi za to grozi? Stryczek? – zapytał sarkastycznie i był niesamowicie wręcz ciekawy reakcji księżniczki.

– Już od kilku setek lat nie praktykuje się takich metod.

Mężczyzna miał ochotę przekręcić oczami w odpowiedzi, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Była taka przewidywalna, że to aż niezdrowe. Tylko czego innego oczekiwał? Równie sarkastycznego podsumowania jego idiotycznego żartu? Najwidoczniej lata spędzone w pałacu skutecznie pozbawiły ją poczucia humoru, a te jego drobne przebłyski nie były niczym innym jak błędem w jej idealnie wykreowanej postawie. Prawdę powiedziawszy nie przewidywał niczego innego.

– Zatem mam szczęście. Co cię do mnie sprowadza?

– Mam pytanie – wyrzuciła z siebie i mimowolnie wyprostowała się, choć jej postawa jak dotąd była nienaganna.

James wiedział już, że robiła to w chwilach zdenerwowania, aby dodać sobie odwagi, co oznaczało, że i tym razem była zestresowana.

– Zamieniam się w słuch – odpowiedział i rozsiadł się wygodniej na krześle, jednocześnie krzyżując ramiona na piersi.

Kobieta dała sobie chwilę, aby przemyśleć słowa, które wypowie. Nie chciała bowiem zmarnować szansy. Odchrząknęła, uniosła podbródek i zebrała się w sobie, aby wypowiedzieć te kilka dręczących ją słów.

– Nie donosisz mojemu ojcu.

– To nie jest pytanie – zauważył mężczyzna i pytająco uniósł brew.

Amelie nie chciała przyznać, ale ochroniarz wprawiał ją w niezbyt komfortowe zakłopotanie. To ona była księżniczką, ona miała władzę a mimo tego czuła się przy nim jak mała dziewczynka, która czeka na wymierzenie kary.

– Dlaczego do niego nie donosisz? – zapytała.

– A powinienem?

– W jego ocenie owszem.

– A co ty uważasz?

– Ja?

– Tak, ty, księżniczko. Nikt nigdy nie zapytał cię o zdanie?

W chwili, gdy James zadał to pytanie, wiedział już, że był ostatnim kretynem. W obliczu ostatnich wydarzeń, których był świadkiem, zrozumiał wreszcie, że pytanie to było niczym strzał w kolano, ale nie było już szansy go cofnąć.

Amelie natomiast nie wiedziała jak powinna zareagować.

– Moje zdanie się nie liczy – odparła smutno starając się przekonać też samą siebie. – Powinieneś dostosować się do postawionych wytycznych – wyjaśniła głosem wypranym z emocji, jakby recytowała jakąś wyuczoną formułkę.

James nie odpowiedział. Niespiesznie wstał z miejsca, poprawił poły marynarki, zapiął górny guzik jednym wprawnym ruchem, po czym obszedł stół i stanął niespełna metr od księżniczki, która nieprzyzwyczajona do takiej bliskości odruchowo wykonała krok w tył.

Mężczyzna świdrował ją przenikliwym wzrokiem, sprawiając że poczuła się nieswojo, ale nie dała tego po sobie poznać. A przynajmniej tak zakładała. Uczono ją jak radzić sobie w stresujących sytuacjach i właśnie zamierzała wykorzystać całą zdobytą wiedzę.

– Nie zatrudniono mnie w celu szpiegowania cię i donoszenia o twoich potknięciach, a jedynie do zapewnienia ci bezpieczeństwa – wyjaśnił rzeczowo. – Jeśli twój poprzedni ochroniarz na ciebie donosił, to wiedz, że była to tylko i wyłącznie jego własna decyzja, bo w naszej umowie nie znajdują się wpisy, które by to regulowały.

Zmarszczyła brwi i mrugnęła kilka razy zdezorientowana.

– I coś mi mówi, że to nie jest jedyna rzecz, po którą tu przyszłaś – powiedział.

James znów ją rozgryzł. Powoli zaczęła godzić się z faktem, że temu mężczyźnie nic nie umknie i że będzie musiała nauczyć się z tym żyć.

– Otrzymałeś już listę kandydatów?

– Myślałem, że nigdy nie zapytasz – odpowiedział z drwiącym uśmiechem.

Królewski ochroniarzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz