15

20 4 48
                                    

Wróciłam na imprezę, jakby nigdy nic się nie stało. Susan się mnie pytała, czy wiem, gdzie jest Judy, odpowiadam, że się wiem. Teraz ostatni etap planu. Rozpacz. Po tym, jak się dowiadujemy o jej śmierci, udajemy rozpacz.

Dochodziła już trzecia nad ranem, postanowiłam, że będę już wracać do domu. Kiedy miałam już wychodzić za bramy domu dziewczyny, usłyszałam głos, przez który dostawałam gęsiej skóry.

-Victoria?

Odwróciłam się i zobaczyłam Aidena, zaczęłam się rozglądać i patrzeć czy gdzieś nie ma jego debilnych kolegów. Nigdzie ich nie widziałam.

-Czego?

-Idziesz już do domu? - zapytał chłopak, jakby to nie było oczywiste.

-Ta. - mruknęłam i zaczęłam dalej iść.

-Stój! - usłyszałam, znowu się odwróciłam. - Victoria, mogę odprowadzić cię?

Zdziwiło mnie to, bo przecież on mnie nie lubił także, po co miałby mnie odprowadzać do domu. Jeszcze do tego chciała się na mnie zemścić.

-Nie.

Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony, jakby nie spodziewał się takiej odpowiedzi i rozłożył ręce.

-Czemu? - zapytał. - Inne dziewczyn zgodziłyby się od razu.

-Ale ja nie jestem inni. - stwierdziłam i zaczęłam iść. Słyszałam kroki chłopaka, starałam się nie zwracać na nie uwagi.

Kiedy wyszliśmy za bramy domu Ashley, zauważyłam, jak chłopak wyjął telefon i napisał do kogoś. Gdy odeszliśmy od domu dziewczyn na taką odległość, że było go tylko trochę widać, Aiden zatrzymał się w miejscu. Obróciłam się w jego stronę, bo coś mi nie pasowało, zauważyłam, że sięga do kieszeni swoich spodni.

-Co masz w kieszeni? - zapytałam podejrzliwie.

-Telefon.

Kłamała. Telefon schował do prawej kieszenią, a teraz sięgał do lewej. To nie miało sensu, przecież jego telefon nie teleportował się nagle.

-Kłamiesz.

-Co?

-Telefon chowałeś do prawej kieszeni, a nie do lewej.

Na twarzy chłopaka pojawił się chytry uśmieszek, który dał mi do zrozumienia to, że Aiden coś knuje.

-Ale ty spostrzegawcza.

-Co masz w kieszeni? - powtórzyłam swoje pytanie.

-A po co ci to wiedzieć?

Westchnęłam ciężko i zaczęłam dalej iść. W mojej głowie pojawiła się chęć dowiedzenia się, co on miał w tej kieszeni, nie dość, że zachowywał się jakoś dziwnie to i jeszcze to.

-Victoria! - zawołał chłopak za mną.

-Czego?! - warknęłam odwracać się.

-Nie wiem, nie sądziłem, że zareagujesz.

Chłopak uśmiechnął się, a ja walnęłam się w czoło i zaczęłam się śmiać. Jego idiotyzm mnie bawił.

-Boże, ale ty jesteś głupi. - stwierdziłam przez śmiech.

-Wiem. - Aiden zaczął się śmiać.

-Z czego się śmiejesz?

-Śmiech jest zaraźliwy. - powiedział, dalej się śmiejąc.

-Dobra koniec, bo już mnie brzuch boli od tego śmiania się. - stwierdziłam, przestając się śmiać i trzymając się z brzuch.

Zaczęliśmy iść rozwiązać razem i śmiejąc się z żenujących żartów chłopaka.

Upadły AniołOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz