34

13 2 9
                                    

Wzięłam telefon do ręki i podeszłam do okna, otworzyłam je. Usiadłam na krawędź i spojrzałam dół, a moje serce zabiło mocniej. Wysoko tu. Stanęłam i spojrzałam na drzewo koło mojego domu. Wychyliła się bardziej, próbując dosięgnąć gałęzi drzewa.

Słyszałam za sobą, jak mój ojciec walił w drzwi, przez co byłam jeszcze bardziej zestresowana. Bałam się, że nie zdążę wejść na drzewo i tata mnie złapie.

Wychyliła się jeszcze bardziej i złapałam końcówkę gałęzi jedną ręką. Odepchnęłam się od krawędzi ona i złapałam drugą ręką gałęzi, przesunęłam się trochę w prawo i zeszłam na gałęzi niżej, z której zeskoczyłam na sam dół.

Zaczęłam biec przed siebie. Gdy już byłam kawałek od domu, obejrzałam się za siebie i wtedy moje serce zabiło mocniej, a ciało zatrzymało się w miejscu. Zobaczyłam swojego ojca stojącego w oknie i patrzącego się na mnie.

Szybko ruszyłam dalej, wyjmując telefon z kieszeni i pisząc do Arii czy mogę u niej zostać. Dziewczyna zapytała się dlaczego, powiedziałam jej, że wyjaśnię jej to później, po tym zgodziła się. Schowałam telefon do kieszeni i ruszyłam w stronę domu mojej koleżanki.

Gdy byłam już pod domem mojej koleżanki, Aria otworzyła mi drzwi i zaprosiła do środka.

– Chodzi. – powiedziała i zaczęła mnie gdzieś prowadzić.

Dziewczyna zaprowadziła mnie na drugie piętro do swojego pokoju, pokazała mi, żebym usiadła na łóżku, na którym sama spoczęła. Usiadłam koło niej i oparłam się o ścianę za mną.

– Opowiadaj, co się stało.

Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam jej opowiadać, co się stało. Powiedziałam jej też, że to nie był pierwszy raz taki. Było widać, że dziewczyna mi współczuję.

– Czyli to winna Aidena.

– Nie, gdybym ja mu nie wybaczyła, nie byliśmy znowu parą i tatuś nie złościłby się na mnie.

– On nie powinien nazywać się twoim tata. Powinien być kimś, kogo kiedyś znałaś. – powiedziała i objęła mnie jednym ramieniem. – Gdyby Aiden nie pocałował Lucy, nie byłoby tego całego problemu.

– To ona go pocałowała nie on ją. – broniłam Aidena.

– Wierzysz mu czy Lucy? – zapytał, spoglądając na mnie. – Ja bym bardziej wierzyła Lucy. Obie wiemy, jaki Aiden jest.

– Wiem… – wyszeptałam i oparłam głowę o jej ramię.

***

Wracając do domu, postanowiłam wstąpić do sklepu, żeby kupić papierosy i jakiś alkohol. Wzięłam dwa piwa i podeszłam do kasy, będąc przy niej, poprosiłam o paczkę papierosów. Na szczęście sprzedawca sprzedał mi je z zawahania się.

Schowałam alkohol do plecaka i zaczęłam wychodzić ze sklepu. Gdy tylko z niego wyszłam, otworzyłam paczkę papierosów i zapaliłam jednego.

Zaciągnęłam się dymem, który wypociłam po chwili z ust. Pokochałam je. Nie wyobrażałam sobie dnia bez zapalenia chociaż jednego. Ten sam był taki dobry, nie żałowała, że tamtego dnia dałam się namówić Aidenowi na papierosa.

Dzisiaj miałam zbić Lucy oraz Ashley. Zasługiwał na śmierć. Lucy za to, że pocałowała mojego chłopaka, a Ashley za to, że jej w tym pomogła.

***

U

siadłam na fotelu przy biurku i zaczęłam odrabiać lekcje, pijąc piwo. Podczas robienia lekcji robiłam sobie przerwy na to, aby zapalić.

Gdy skończyłam pić pierwsze piwo, otworzyłam drugie, wzięłam kilka łyków i odeszłam od biurka, podeszłam do parapetu i otworzyłam okno, siadłam na parapecie, wyjęłam paczkę papierosów i wyjęłam jednego, zapaliłam go i zaciągnęła się nim.

Wypuściła dym z ust, patrząc się za okno na ciemna ulicę, która oświetlały lampy i słabe światło księżyca. Noce były piękne. Fajnie się chodzi nocą po miasteczku. Wtedy nie mam żadnych ludzi i nie muszę się o nic martwić.

Gdy skończyłam odrabiać lekcje i pić piwo postanowiłam przejście się trochę po miasteczku. Włożyłam buty i włożyłam słuchawki do uszu, włączyłam swoją playlistę i wyszłam z domu, rozejrzałam się i postanowiłam pójść ciemną ulicą przed siebie. Niedługo miało być lato, dlatego noce stawały się coraz cieplejsze a dni dłuższe.

Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, kiedy w słuchawkach usłyszałam jedną ze swoich ulubionych piosenek.

Robert's got a quick hand
He'll look around the room, but won't tell you his plan
He's got a rolled cigarette
Hanging out his mouth, he's a cowboy kid, yeah

He found a six-shooter gun
In his dad's closet, and with a box of fun things
I don't even know what
But he's coming for you, yeah, he's coming for you

All the other kids with the pumped up kicks
You better run, better run outrun my gun
All the other kids with the pumped up kicks
You better run, better run faster than my bullet

Zamknęłam oczy i zaczęłam cieszyć się tą piosenką.

***

Poprosiłam Lucy oraz Ashley o spotkanie, zgodziły się. Po zmroku czekam na nie w środku parku. Gdy zobaczyłam obie dziewczyny w oddali, na mojej twarzy powił się szeroki uśmiech.

– Więc…? – powiedziała Lucy, podchodząc do mnie ze swoją przyjaciółką.

– Dziewczyny... Chcecie zagrać w grę?

– Grę? – zapytały obie dziewczyny, a na ich twarzach pojawiło się zmieszanie.

– No w… krwawego berka.

Na ich twarzy powiało się przerażenie.

– Co to krwawy berek?

Zaśmiałam się cicho, kręcąc głową.

– No wiecie… To jest normalny berek tylko, że trochę… krwawy. – zaczęłam wyjaśniać. – Jeśli nie zabije was w dwie minuty, to ginę, a jeśli was złapie, to wy umieracie.

Zaczęłam powoli do nich podchodzić.

– Nie zbliżaj się do nas! – krzyknęła Ashley. – Co się z tobą dzieje?!

Wyjęłam stoper i nastawiłam go na dwie minuty.

– Uciekajcie. – powiedziałam z szerokim uśmiechem na twarzy.

Włączyłam stoper, a Ashley oraz Lucy zaczęły biec, spojrzałam w ich stronę i zaczęłam biec.

Pierwszą dogoniła Lucy, złapałam ją za ramię i powaliła na ziemię, wzięłam pobliski kamień i uderzyłam kilka razy z całej siły w jej czaszkę. Dźwięk łamanych kości zmieszał się z piskiem przerażenia.

Było można zobaczyć kawałki zmiażdżone czas i oraz mózgu. Nie wyglądało to najlepiej, nie chciałabym być na jej miejscu.

Szybko wstałam z ziemię i spojrzałam na stoper pięćdziesiąt cztery sekundy do końca. Szybko zaczęłam biec za następną dziewczyną.

Gdy już miałam ją złapać za ramię, zaczęła biec szybciej, przez co przechyliłam się bardziej do przodu i wywaliłam się na ziemię. Podnosząc się z ziemi, warknęłam cicho.

– Suka.

Myślała, że uciekał przede mną, lecz jej los był już dawno przesądzony.

Po chwili dogoniłam Ashley, przygwoździłam ją do drzewa i wyjęłam nóż, którym dźgnęłam ją kilka razy w brzuch. Po policzkach dziewczyny zaczęły spływać łzy, zaczęła mnie błagać o litość.

– Jak sobie życzysz. – wyszeptałam, wbijając jej nóż w serce i przekręcają go.

Wyjęłam nóż z jej ciała i odsunęłam się od niej, a jej ciało opadło bezwładnie na ziemię.

Nikt, nic nigdy nie zabije Victorii Henderson. Ona jest pierdolonym Bogiem – nikt nie może jej zabić, ale ona może zabić wszystkich.

Upadły AniołOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz