Prolog

3.8K 47 94
                                    

Ta, i co? Pewnie myślicie, że wszystko zacznie się od "trafiłam do nowej szkoły."? Ta? Otóż nie. Mój ukochany tatuś załatwił mi ochroniarza. Jemu się ewidentnie nudziło w życiu. Nie miał na co wydawać. Mieszkał w jakiejś willi i myślał, że jest fajny. Nie był. Miałam dziewiętnaście lat i chodziłam na studia. Samodzielnie dojeżdżałam do szkoły swoim Audi. Zbliżały się wakacje, w szkole mieliśmy luz. Ósmoklasisci byli już po egzaminach więc i my nie mieliśmy już lekcji. Oglądaliśmy Netflixa. Codziennie. Cały czas. I w końcu chyba nie mieliśmy co oglądać, bo oglądaliśmy romanse. To znaczy.. przesypialiśmy. Przynajmniej ja, moja przyjaciółka i chłopaki z klasy. Nieumiejętnie próbowali nas podrywać, podczas gdy my cisnęłyśmy z nich bekę. W drugiej klasie liceum dostałam storczyka od jednego z chłopców. Z racji tego, że byłam i jestem fanką - skradł moje serce. Oczywiście długo to nie potrwało, bo złamała mi je moja matka, podbijając do tego samego chłopaka. Sam z nią flirtował. Byłam wtedy bardzo czuła na takie "uczucia".

A nazywam się Sara Brandon.

Pewnego zajebistego, upalnego dnia wyszłam ze szkoły i wzięłam od kogoś papierosa. Stanęłam przy swoim aucie i odpaliłam go zapalniczką, która była w środku.

- Dzień dobry. - przywitał mnie ktoś z tyłu.

Obróciłam się. Gość był ubrany od stóp do głów na czarno. W upał. Chory psychol. A zna ktoś zdrowego w ogóle?

- No nie wiem, czy taki dobry. - przewróciłam oczami.

- Palenie zabija. - powiedział. Miał uśmiechnięte oczy.

Bił od niego żar poczucia humoru. Aż mnie to irytowało.

- Dobra, gościu, ja wsiadam do auta i jadę do domu, chcesz ode mnie czegoś? - zapytałam.

Uśmiechnął się i odszedł. Zorientowałam się, że papieros, którego miałam w buzi, właśnie był deptany na chodniku przez jego czarnego buta. Prychnęłam wsiadając do auta. Nie wierzę, że on nie pali. Jakim prawem on w ogóle zabrał mi mojego papierosa? Pojechałam do domu. Bez słowa poszłam do swojego pokoju. Nie byłam wyśmienitą uczennicą. Mieszkałam w apartamentowcu opłacanym przez mojego ojca. Walnęłam się na łóżku. Zapomniałam o moim psie, który jeszcze jakimś cudem uniknął wywalenia. Nie można było mieć tu zwierząt. Tymczasem ja miałam Kaukaza. Tacie naprawdę się nudziło, zwłaszcza, że apartament był najdroższy w okolicy. Miał dziwną nazwę. Bardzo. Santan's Oaks. Śmieszne.

- Kurwa, Bajka, - tak nazywała się moja sunia - masz strasznie matową sierść. Idziemy się myć.

No i umyłam ją. Lubiła wodę. Otrzepała się i wyskoczyła z wanny. Wzięłam suszarkę i zaczęłam ją suszyć. Po pielęgnacji umyłam łazienkę. Poszłam na kanapę i włączyłam film, który znam na pamięć: " Mustang z dzikiej doliny ". Uwielbiałam ją. Przyszła Bajka.

- Siema Baja. - wskoczyła na kanapę. - No, i teraz jesteś mięciutka. Można cię miziać.

Ktoś zapukał do drzwi.

- O kurwa, Bajka, spierdalamy. Właź do kibla. Siedź cicho.

Zamknęłam ją. Bajka na szczęście nie gubiła dużo sierści, a kanapa była biała, więc nic nie było widać. W ogóle większość tego mieszkania była biała. Otworzyłam drzwi.

- Dzień dobry. - powiedział ten sam gość, który był na parkingu.

- Ja pierdolę. - mruknęłam pod nosem. - Do widzenia.

Chciałam zamknąć drzwi, ale jego silna ręka mi to uniemożliwiła.

- Gościu, odwal się ode mnie, co?

- Ja wejdę. - wprosił się.

- Spierdalaj. - popchnęłam go, poczułam jego umięśniony tors. Uśmiechnął się.

- Nie dotykaj mnie. Dziewczynko.

- Sam kurwa jesteś dziewczynką, pedale.

Dalej próbowałam go przepchnąć, napierając na niego całym swoim ciałem. On jednak stał nietknięty.

- Nie dotykaj mnie. - powtórzył ostro.

- Bo? Kim ty w ogóle jesteś? - stanęłam zsapana z rękami opartymi na biodrach.

- Nie powinno cię to interesować, dziewczynko. - spoważniał. - Nie wiesz kim jestem i to lepiej dla ciebie. Jestem niebezpieczny. Jestem potężny i mam na ciebie duży wpływ.

- Nie strasz, nie strasz.

Chciałam go obrócić, więc znowu go dotknęłam.

- Ty naprawdę jesteś taka głupia, i najwyraźniej kompletnie nie zdajesz sobie sprawy z tego, kim jestem. Pozwól zatem, że uświadomię cię chociaż w jednej kwestii. Nie masz żadnego prawa, aby mnie dotykać. Rozumiesz, Saro Brandon? Nie jestem twoim kolegą. Naucz się moich zasad, jeżeli chcesz na nich grać.

- Możesz już wyjść? - zapytałam z większą pokorą. Przerażał mnie. Faktycznie był niebezpieczny.

Ta, chyba ze słów, debilko. - pomyślałam.

- Najpierw pokaż mi swojego psa. - powiedział.

- Co? - ja cię kręcę, jakiś psychol.

Wskazał palcem wskazującym na kamerę.

- Ugh.

Poszłam do kibla i wypuściłam Bajkę.

- Skąd ty w ogóle masz dostęp do kamer?

- Nie przypominam sobie, abyśmy przeszli na TY, zgadzasz się ze mną? - oparł się o framugę drzwi ze skrzyżowanymi rękoma na piersi.

- Skąd ma Pan dostęp do kamer.

- Właściciel apartamentowca ma prawo wiedzieć, co się w nim dzieje, prawda?

Oczy chyba wyszły mi z orbit. Bajka usiadła przed tajemniczym właścicielem apartamentowca.

- Adrien Santan. - przedstawił się.

Zaśmiałam się odchylając głowę do tyłu.

- Adrien Santan. - powtórzył ostro, dobitnie i tym razem śmiertelnie poważnie.

- Ta, chyba ten z Bestsellera. - parsknęłam śmiechem.

- Do zobaczenia. - powiedział i bez słowa wyszedł.

Dosłownie zbierałam szczękę z podłogi.

----------------------------------------------------------------------------------

Hejko!

Komentujcie i gwiazdkujcie!

XoXo 💋

details.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz