Byłam na basenie z moją przyjaciółką i jej chłopakiem. Starał się o mnie. Żałosne. Siedziałam z Lilą w jacuzzi. Ona była w bidulu, a ja w luksusowej willi. Ona chodziła do publicznej szkoły, a ja do prywatnej. Ona nie miała zwierząt, a ja miałam psa. Ona miała chłopaka, a ja pieprzyłam się z samotnością. Ona uprawiała seks, a ja byłam czysta. Ona się masturbowała, a ja pozostawałam nietknięta. Ona miała czarne włosy, a ja miałam ciemny blond. Ona miała zielone oczy, a ja ciepło brązowe. Ona miała jasne rzęsy i ciemne brwi, a ja miałam ciemne rzęsy i jasne brwi, zawsze pomalowane pomadą. Ona miała duże piersi, a ja mialam małe piersi i wyrobione pośladki. Miałyśmy dużo różnic. I może to nas łączyło.
- Eyes to eyes and heart to heart. This is taboo? Baby we built this house, of memories! - zaśpiewałyśmy. - Take my picture now! Baby can you see?!
Nie mogłyśmy ze śmiechu. Rżałyśmy bez końca. Pewnie pomyliłyśmy połowę tekstu, ale chuj w to!
- Prawie nie zdałam. - powiedziałam w końcu.
- Cipkowo. - stwierdziła.
- Bardzo. Zwłaszcza, że wtedy zostawiłabym cię samą w drugiej, nie? Chociaż poszłam rok wcześniej do szkoły, więc różnicy by mi to nie zrobiło.
- No ale cipko moja, weź się za naukę. - powiedziała.
- Na chuj mi nauka? Już za późno.
- Nauczę cię. - obiecała. - Wszystkiego.
- No i dobra.
Zadzwonił mi telefon. Odebrałam.
- Gdzie jesteś? - zapytał tatuś.
- Na basenie.
- Z kim?
- Z Lilą i jej chłopakiem.
- Jest on z wami?
- Jesteś pijany? Twoje zdania są strasznie niespójne.
- Kurwa! Jest z tobą, czy nie, do cholery!
- Spierdalaj. - rozłączyłam się.
- I co?
- Zawijam do domu. Pewnie już tu jedzie.
- Do którego domu? - zmarszczyła brwi.
- Do apartamentu, przecież nie zostawię Bajki samej.
Ukrywałam przed nią Santana, mimo tego, że bardzo mnie irytował. Z drugiej strony chciałam jej się wyżalić. Wkurwiał mnie niemiłosiernie. Poza tym, mieszkałam w jego apartamencie więc teoretycznie byłam na niego skazana. Miałam nadzieję, że nie wpuści do mnie mojego ojca.
Zabrałam jedynie swoje rzeczy, wytarłam się i wsiadłam do auta. Suche rzeczy podłożyłam aby pod pośladki, żeby fotel nie był mokry. Siedzenie, to znaczy. Otworzyłam szybę swojego Audi.
- Kurwa mać. - jęknęłam, gdy Santan oparł się o odsuniętą szybę. - Spierdalaj stąd, co? Chcę jechać do twojego domu.
- O, a znasz kierunek? Jeżeki chcesz to mogę prowadzić, a w domu z chcęcią pooglądam twoje ciało. Wyślesz mi niegrzeczne fotki.
- Ja pierdolę. Chodzi o apartament.
- Oh, ah tak. To możesz mnie podwieźć. - wpakował się na tył auta.
- No nie, nie siedzisz tam.
- To gdzie siedzę? Z przodu, jasne.
Jego elegancja nie pozwoliła mu, na przeciśnięcie się między fotelami. Musiał z gracją obejść auto i usiąść obok mnie. Musiałam go skomplementować, chciałam być szczera.
- Ładnie pachniesz. - przyznałam.
- Ty za to śmierdzisz chlorem. Ubrana też jakoś ładnie nie jesteś.
- A jak miałam się ubrać na basen? - zapytałam z niedowierzaniem, zdziwiona jego głupotą.
- Nie wiem.. jakoś tak skromnie się odziałaś.
- Jak?! - krzyknęłam waląc o kierownicę.
- Zbyt prowokacyjnie.
- Wkurwiasz mnie. - muzykę podgłośniłam na maksa.
On ją wyłączył.
- Ja pierdolę. - przewróciłam oczami. - Zadzwonię do ochroniarza. - sięgnęłam po telefon.
- Nie jesteśmy na TY. - powtórzył słowa z naszego drugiego spotkania. - A po drugie, gdy się prowadzi nie rozmawia się przez telefon.
- To dam na głośnomówiący.
- Nie. - powiedział tonem, który nie znosił sprzeciwu.
Był przystojny. Włosy też miał czarne. Długie rzęsy, gęste brwi, ciemna karnacja, dużo wyższy. Jego dłoń była większa od mojej twarzy!
Dojechaliśmy do apartamentu.
- Mam prośbę. Do Pana. - powiedziałam.
- Tak?
- Czy mógłby Pan, Panie Santan, nie wpuszczać tu mojego ojca?
- Jeżeli jest to dla Pani problemem, Panno Brandon, poinformuję o tym ochronę. - powiedział chłodno.
Pojechałam windą na trzecie piętro i złapałam za klamkę. Pociągnęłam za nią. Drzwi nie były otwarte. Sprawdziłam całą swoją torbę. Moich kluczy nie było. Bynajmniej ich nie znalazłam. Pobiegłam do recepcji po schodach w dół i zdyszana poprosiłam o klucze.
- Niestety, Panno Brandon, nie dysponujemy kluczami do Pani apartamentu. Musi Pani udać się do właściciela, Pana Santana.
Kurwa. Mać. Nie wierzę.. Znowu z tym pedałem. - pomyślałam.
Westchnęłam.
- Gdzie znajduje się Pan Santan? - zapytałam z nieukrywaną niechęcią.
- W swoim gabinecie na czterdziestym piętrze. - powiedziała poirytowana sekretarka.
- Ja pierdolę. - mruknęłam pod nosem i udałam się do szklanej windy dla personelu.
Wpisałam na klawiaturze dotykowej "40" i winda zabrała mnie na piętro z jego biurem. Zapukałam w jego wielkie, mahoniowe drzwi. Otworzył mi jakiś pan.
- Um.. Dzień dobry? - zapytałam nieśmiało.
- Oh, coś ty taka nieśmiała, Saro Brandon? - dogryzł mi Adrien.
Zignorowałam to.
- No, przyszłam do cieb- do Pana po klucze.
- Dziewczynko, nie wiesz, że drzwi się zamyka? - zapytał kręcąc kluczykami na palcu wskazującym. Rozsiadł się na swoim skórzanym fotelu. Prawą rękę miał opartą łokciem na podłokietniku, aby przytrzymywać nią sobie głowę. Nogę założył na nogę.
- Ou, widzę, że lubisz czarny, nie? To chyba moja sprawa, czy zamykam mieszkanie w strzeżonym na miliard sposobów apartamentowcu, czy nie. Prawda to, czy fałsz?
- Jeżeli chcesz, mogę cię stąd wyjebać na zbity pysk.
- Czy ja cię o to poprosilam? - podniosłam głos, na co on tylko wstał.
- Nie, ale nie masz bladego pojęcia, kim jestem, dziewczynko i zabrałaś na ten pojedynek nie tą broń, co trzeba. Bo kurwa jestem niezniszczalny, kruszyno.
Ał. Wypowiadane przez niego wulgaryzmy w jego ustach brzmią ostro, cięły. Jego słowa są ważone na miarę centylionów.
- Sratatata. Mój tatuś płaci ci za ten apartamentowiec, więc grzecznie i kulturalnie proszę o oddanie mi kluczyków. Proszę. - dodałam na koniec.
- Masz, ale to nie ja ubieram się jak dziwka na basenie. - rzucił mi klucz. - I pilnuj swojego nosa, smarkulo. Nie chcę w tym budynku przedszkola.
----------------------------------------------------------------------------------
Da jej popalić...
Komentujcie i gwiazdkujcie!
XoXo 💋
![](https://img.wattpad.com/cover/345349594-288-k161465.jpg)
CZYTASZ
details.
RomanceNazywam się Sara Brandon. Mój ojciec wykupywał mi mieszkanie w apartamentowcu na czas studiów. Przez moją nienawiść do niego przeprowadziłam się do właściciela. Niebezpiecznego, tajemniczego, nieodgadniętego, zabawnego i czułego mężczyzny.