NAJLEPSZA STUDENTKA

609 11 10
                                        

- Sara, wszystko dobrze. Nic ci nie jest, słyszysz? - mówił do mnie Santan.

- Dlaczego? Dlaczego, Adrien, to ja zawsze muszę być tym jebanym, kurwa, magnesem nieszczęść?! - wydarłam się z niemałą chrypą.

- Nie jesteś, Sara. Uspokój się, słyszysz? - złapał za moje nadgarstki, które przyciskałam do oczu i nimi potrząsnął, żebym się opanowała. - Słyszysz?! - krzyknął.

Rzuciłam mu się w ramiona. I po prostu go przytulilam. Chciałam się uspokoić, a Adrien był idealnym kandydatem.

***

- Co ci w kostki? - zapytałam ponownie na korytarzu szkolnym trzymając Adriena za przedramię.

- No a co mi może być? No pierdolnąłem kilka razy w ścianę i to tyle.

- Mogę je zobaczyć?

- Nie.

- Adrien, proszę.

Wystawił mi jedną rękę gdy tylko doszliśmy do ściany. Powoli odwijałam bandaż. Z każdą kolejną rundą plamki krwi stawały się plamami. Gdy zdjęłam banaż przyklejony do knykci Adriena jego twarz wykrzywiła się z bólu. Nie dziwię się. Połowę ręki miał siną, z kostek leciała mu ropa i krew. A ja zafascynowana wpatrywałam się w to jakbym zobaczyła jednorożca na żywo w wieku ośmiu lat.

- Santan, powybijałeś sobie palce. Chodź. - pociągnęłam go za sobą.

- Gdzie?

- Do piekęgniarki. Ciągle się samookaleczasz. Te stare już by ci się zagoiły. Jak ty z nimi pracujesz? Przecież ciągle kartkujesz lub piszesz coś na komputerze, laptopie, telefonie czy czymś innym.

- Cicho siedź. - Wziął mnie na ręce. Rękę w bandażu miał na moim kolanie, a tą bez pod moimi plecami. Nadgarstek odchylał ode mnie, żeby nie uwalić mnie ropą i krwią, którą jeszcze miał przez to, że zerwałam tą zlepianą z bandażem.

- Dobra, puść mnie. Muszę się rehabilitować, a cała szkoła się na nas patrzy. Jest przerwa.

Odstawił mnie na ziemię. Wyjebałam się centralnie przed gabinetem pielęgniarki.

Kilkadziesiąt par ślepi wbiło we mnie spojrzenie.

- To nic! Potknęłam się.

Wstałam z pomocą zabandażowanej dłoni Santana i zapukałam do drzwi prowadzących do gabinetu higienistki.

- Proszę! - zawołała.

Weszliśmy.

- Chciałabym prosić, aby ponownie opatrzyła pani mu rany.

Pokazałam jej dłoń zirytowanego Adriena.

- Drugą ma taką samą.

- Mhm. - sprawdziła godzinę, datę i wpisała je do swojego zeszytu. - Jak ma pan na imię?

- Adrien.

- Nazwisko?

- Santan.

Pielęgniarka bezmyślnie wpisała.

Zmarszczyła brwi.

- Moment. Nie mamy takiego ucznia.

- To mój chłopak, może przyjąć pomoc za mnie. To znaczy, tak jakbym to była ja. Przecież ja do pani nigdy nie chodzę. Nic się nie stanie, gdy raz opatrzy pani kogoś innego a nie mnie.

- No dobrze. - podała Adrienowi zeszyt i długopis.

Adrien sprawnie to podpisał.

- Dlaczego się pan samookalecza?

details.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz