OBIECAŁEM.

1.5K 26 57
                                    

- Adrien.. Ty? - wyszeptałam.

- Tak, kurwa, ja. Też jestem człowiekiem, nie wiem czy te twój mały móżdżek to przyswoił. Chyba, że uważasz mnie za Boga. To by było zrozumiałe.

- Czy ty, do cholery, możesz tak nie przeklinać?

- O, kurwa, odezwała się. Panna gładki języczek.

- Przestaniesz wymyślać mi różne przezwiska? - podniosłam ton. - Wkurwiasz mnie.

Powiedziałam zgodnie z prawdą. A w sumie miałam go w dupie.

- Aha. - zaczęłam. - Cofam obietnicę. - powiedziałam.

Przycisnął mnie do jednej ze ścian w windzie, która jechała zdecydowanie za wolno.

- Nic nie będziesz kurwa cofać. Rozumiesz?

- Nie. - dostałam z plaskacza.

Przyciągnęłam go za biodra, zgięłam nogę i walnęłam go prosto w jego czuły punkt. Na chwilę ogłuszony nie zauważył, jak winda się zatrzymuje. Wybiegłam z niej i wparowałam do swojego apartamentu. Zakluczyłam go. Oparłam głowę o drzwi.

Po chwili do moich drzwi rozległo się walenie. Dostałam mini zawału.

- Saro Brandon. Proszę mnie wpuścić. - poprosiła jakąś kobietę.

- Nie ma tam Pana Santana?

- Nie. - odparła po chwili.

- Dobrze, juź otwieram.

Cofnęłam zamek. Drzwi we mnie uderzyły.

Santan. Pieprzony skurwysyn.

Złapał mnie za ramiona i potrząsnął.

- Co ty sobie myślisz, bahorze, co?! - krzyknął w moją twarz.

Przewróciłam oczami.

- Wypierdalasz. - powiedział odstawiając mnie na podłogę.

Co...? Czy ja właśnie zostałam wywalona z apartamentowca? Czy ja muszę wracać do ojca?

- Nie, proszę... - jęknęłam, gdy się odwrócił i zaczął iść do wyjścia. Złapałam go za jego bicepsa.

- Nie dotykaj mnie. Masz trzy dni. W trzeci dzień już cię tu nie ma. Rozumiesz? - zapytał mrożąc mnie spojrzeniem.

- Nie. - stanęłam. (Tak, szłam za nim.)

- Więc ja cię spakuję. - uśmiechnął się drwiąco.

No nie miałam co zrobić. Poszłam z Bajką na spacer. Jakaś nastolatka podbiegła i zaczęła tarmosić Bajkę. Trzy. Pieprzone trzy sekundy. Tyle to robiła. Bajka rzuciła się na nią jednocześnie mnie przewracając. Walnęłam się głową o chodnik. Czarno. To jedyne co widziałam. Ciemność. A potem zupełne przeciwieństwo. Światło. Białe. Poczułam jeszcze zapach moich perfum. Czyli Bajka musiała tu być. Nie mogłam się rozejrzeć. Miałam jakiś żółty kołnierz. Światła przemijały. Jedno, drugie, trzecie... siódme... Trafiłam na jakieś twarde, zimne coś. Chciałam do domu. Wjechałam do jakiegoś świecącego się tunelu. Jedna z obręczy zaczęła się kręcić. W końcu gdy wyjechałam i odczekałam małą chwilę zdjeli ze mnie ten śmieszny żółty kołnierzyk.

- Niech pani nie otwiera buzi, panno Brandon.

Pojechałam gdzieś jeszcze. Nałożyli mi jakąś maskę.Ładnie pachniała. Zasnęłam. No i znowu się obudziłam. Z bajką.

Byłam senna. Bardzo.

- Chce pani kogoś zobaczyć? - zapytała pielęgniarka.

Chwilę myślałam. Nie miałam nikogo bliskiego. Santan nie wchodził w grę bo mnie wkurwiał i.. nie przepadałam za nim. Chociaż...

details.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz