Do auta Adrien zaprowadził mnie bezproblemowo. Podróż minęła nam szybko kłócąc się o to, że Adrien odebrał telefon i to nie na głośnomówiący, a mi tego zabronił przy naszym pierwszym spotkaniu.
- A spadaj, hipokryto! - wystawiłam mu swoją dłoń przed jego twarz.
- Mam więcej lat doświadczenia w prowadzeniu aut.
- Tak? Ile? Dwa lata prowadzisz?
- Nie. Jedenaście lat. Dziewczynko.
- Ale ty stary jesteś.
- Co?
- Ty masz za pół roku dwadzieścia dziewięć lat.
- No.
- To my się musimy z dziećmi pospieszyć, bo starego ojca będą mieć.
Spalił buraka. Normalnie zrobił się taki czerwony, że mu kredka może pozazdrościć.
- Ej no. - szturchnęłam go łokciem. - Nie obrażaj się... - pisnęłam.
***
- Mówiłaś o dzieciach, tak? - zapytał mnie na wejściu, gdy zamknął drzwi. - Dobrze, zrobimy dzieci.Wziął mnie na ręce i w trakcie podróży do jego sypialni mnie rozebrał.
Już się ze mna nie bawił. Pocałował mnie kilka razy dając sobie czas na rozebranie, rozprowadził wilgoć po mojej małej i powoli we mnie wszedł.
- Adrien, ja mam studia.
- Możesz przejść na domowe, nie?
- Mogę. - uśmiechnęłam się.
To było szybkie. Doszliśmy w tym samym czasie nawzajem krzycząc nasze imiona. Nie przeszkadzał mu mój pookresowy stan. Adrien następnego dnia kupił mi test ciążowy. Kazał mi go zrobić w szkole, czekał oparty o drzwi mojej kabiny. Używaliśmy haseł.
- Masz to?
- Czekaj, chwilę, przecież musi się zrobić, nie?
Lub;
- Adrien.. pierwsze to tak.
- A drugie i trzecie?
- Też.
Otworzyłam drzwi i mosno go uścisnęłam. Z całej siły.
- Adrien! - pisnęłam.
- Udusisz mnie... - wychrypiał.
Ścisnęłam go jeszcze mocniej.
- Kocham cię. - pocałowałam go.
Wyjął z mojej dłoni trzy testy ciążowe, każdy z dwoma kreskami. Włożył je do plecaka, który ode mnie przejął mimo moich protestów, ale byłam zbyt ucieszona wizją nieprzespanych nocy i obsranych pieluch, aby się na niego obrażać. Szczęśliwa poszłam z nim na obiad na stołówkę.
- Chcemy placki po węgiersku? - zapytał ze mną w kolejce.
- Możemy chcieć.
- Ale one są ogromne.
- Trudno tam. To weźmiemy na spółę.
Chwilę musieliśmy czekać, zajęliśmy nasz od teraz ulubiony stolik i odczekaliśmy niecałe piętnaście minut aż przyniosą nam nasze porcje. Adrien za to zapłacił, nie ja to wymyśliłam.
- Mogę się dosiąść? - zapytała jakaś zarumieniona laska.
- Nie. - spławił ją Adrien.
- Ale-

CZYTASZ
details.
RomanceNazywam się Sara Brandon. Mój ojciec wykupywał mi mieszkanie w apartamentowcu na czas studiów. Przez moją nienawiść do niego przeprowadziłam się do właściciela. Niebezpiecznego, tajemniczego, nieodgadniętego, zabawnego i czułego mężczyzny.