ZŁOTA

1K 17 25
                                    

Faktycznie funkcjonariusze polocji w końcu pojawili się obok mnie.

- Jakieś wyjaśnienia? - zapytał jeden.

- Mój chłopak jest w szpitalu. Nie wiem, gdzie jest i co mu robią. Mieliśmy wypadek na motocyklu, ja wyleciałam przez jego kolano, a on chcąc mnie złapać przeleciał po asfalcie na plecach. Przepraszam.

Później chwilę o czymś rozmawiali. Chwilę. Poszłam w końcu do recepcji.

- Gdzie pan Santan? - zapytałam bez ładu i składu.

- Sala sto cztery.

Pobiegłam do niej, wcześniej informując policjantów.

- Adrien, ty debilu! Gdzie jesteś? - krzyczałam.

Zachrypłam.

- Leże na brzuchu na końcu sali. - usłyszałam.

Szybko tam poszłam. Miał odkryte całe zdarte plecy.

- Co się dzieje? - zapytał.

- Jak to "co się dzieje"?

- Jak tu przyjech- Nie Sara, nie powiesz mi..

- Ta... Pojechałam tu na twoim motocyklu, policja za mną jechała, włączyła syreny a ja ich zignorowałam. Ja po prostu chciałam-

- Ćśśśś! Nie rozpędzaj się, mam znajomości w policji, nic ci nie będzie.

O wilku mowa. Policja weszła do sali.

- Panno Santan?

Złapałam kontakt wzrokowy z Santanem. Coś w tym wzroku było. Jakby iskra rozbawienia, ekscytacji.

- Tutaj jestem. - nie dalam za wygraną. - Ale jestem Sara Brandon.

- Przepraszamy najmocniej za pomyłkę. - podeszli tu.

- O, pan Santan. Witamy. - rudy wyciągnął do niego rękę.

- Witam. Nie mogę odwzajemnić uścisku. Mam jakąś maść na plecach.

- Zna pan tą... Kobietę?

- Tak, to moja dziewczyna.

Zaśmiałam się. Prawie się udusilam, tak bardzo się zadławiłam.

- Przepraszam, ale nie mogę z tego. - oplulam się, z czego Adrien parsknął śmiechem.

Ja pierdolę, co za upokorzenie...

- Dla jasności, nie jestem jego dziewczyną. - wskazałam palcem ja Santana.

- Ale będzie. Odpuścicie jej?

- Jasne. - powiedział rudy, podszedł do Adriena i zbił z nim pionę.

Przewrócilam oczami.

- Dlaczego każdy ciebie zna? - dociekałam.

Adrien zaśmiał się pod nosem. Nie odpowiedział.

Od początku wiedziałam, że to jakiś pedał, pedofil czy chuj wie co jeszcze.

Kilka dni przebimbalam z nim w szpitalu. No dobra. Może nie kilka. Pięć. Niedziela, poniedziałek, wtorek, środa, czwartek i piątek do osiemnastej. Jego motocykl dalej stał pod szpitalem.

- Ja prowadzę. - powiedziałam.

- Nie masz prawka.

- A ty masz znajomości.

No i prowadziłam. Bezpiecznie, nie jak ten palant. Bezpiecznie też się czułam, gdy mocno mnie przytulał.

Gdy chciał się podrapać niechcący udeżył o moją.. pierś. Później zaczał przepraszać, kładąc na niej swoją dłoń.

details.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz