Rozdział 18 (7.3)

298 19 1
                                    

Na miejsce spotkania z Kendricem dotarli punktualnie o czasie. Okazało się, że wieczór poetycki odbędzie się w bibliotece miejskiej, którą Amelie bardzo dobrze znała. Nie było to pierwsze wydarzenie kulturowe, które odbywało się w tym miejscu, a na które ją zaproszono, ale było zdecydowanie tym, na które cieszyła się najmniej. Mimo spotkania z przyjaciółką, które miało dodać jej otuchy, czuła się okropnie, a nieciekawa rzeczywistość uderzyła ją ze zdwojoną siłą.

Wraz z Jamesem zwinnie ominęli tłum kierując się do bocznego wejścia, które nie było tak okazałe jak główne, ale stanowiło idealną okazję, aby niepostrzeżenie wtopić się w tłum. Wprawdzie nie obawiała się reakcji zgromadzonych, bo nigdy nie wzbudzała tak wielkiej sensacji jak gwiazdy filmowe czy artyści muzyki pop, ale warto było dmuchać na zimne.

– Jak go znajdziemy? – Amelie zagadnęła mężczyznę pewnie kroczącego niespełna metr za nią.

Nie mogła się powstrzymać. Chciała wydobyć od niego choć strzępek informacji, aby ukoić zszargane nerwy, bo choć starała się ze wszystkich sił udowodnić mu, że potrafi być spontaniczna, jej stare nawyki przejmowały kontrolę.

– Poznasz go bez najmniejszego problemu – oznajmił beznamiętnym tonem, na który w jej głowie zapaliła się ostrzegawcza lampka.

– Niby jak? – Przystanęła nagle i zwróciła w stronę Jamesa. – Nawet nie wiem jak wygląda – zaznaczyła nerwowo przecierając spocone dłonie.

– A pamiętasz co ci powiedziałem? – zapytał poświęcając jej jedynie kapkę uwagi mimo tego, że stali twarzą w twarz.

– Mówiłeś wiele rzeczy, z czego zdecydowaną większość wolałabym zapomnieć, ale nie jestem pewna do czego nawiązujesz.

– Szukaj bratniej duszy z równie zerowym dystansem do samego siebie – polecił kpiąco spoglądając jej w oczy.

W jej wnętrzu zapanował chaos. Miała ochotę pacnąć go w czoło i raz na zawsze zmyć mu z twarzy ten głupawy uśmieszek, a jednocześnie nie mogła oderwać wzroku od jego powalającego spojrzenia.

– Czy ktoś postanowił ci dodatkowo zapłacić za obrażanie mnie? Albo za utrudnianie mi życia? – zapytała nabuzowana.

– Nie, a nawet jeśli, to sprawia mi to tak ogromną przyjemność, że nie przyjąłbym żadnych pieniędzy.

– Jak miło z twojej strony... – wymamrotała pod nosem, ale nie ruszyła się z miejsca.

Splotła dłonie za plecami, aby zapanować nad ich drżeniem, wzięła jeden głębszy oddech pełną piersią i zaczęła przyglądać się architekturze.

Biblioteka miejska była znacznie mniej okazała niż narodowa, ale stylem nie różniło ich wiele. Obie biblioteki zbudowano z użyciem bloków wapiennych, kamieni oraz cegieł, a do wyeksponowania zdobień a także masywnych kolumn użyto lampek w ciepłym żółtawym odcieniu.

Przez moment żałowała, że wieczór poetycki zaczynał się wtedy, gdy na zewnątrz było jeszcze widno, ale postanowiła, że poświęci chwilę, aby popodziwiać budynek po zachodzie słońca.

– Dlaczego się zatrzymałaś?

Zacisnęła mocno zęby, aby opanować nagłe wzburzenie spowodowane pozornie tak niewinnym pytaniem. Chciałaby, aby jej odpuścił, aby mogła przeczekać całą randkę w tym miejscu, a przed rodzicami jedynie udawać, że świetnie się bawiła.

Kątem oka dostrzegła jedną z wąskich uliczek prowadzących do parku, w którym mogłaby się zaszyć i wyjść dopiero wtedy, gdy spotkanie dobiegłoby końca. Ile dałaby, aby wprowadzić ten plan w życie.

Królewski ochroniarzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz