Rozdział 20 (7.5)

285 17 1
                                    

James miał trudności z pohamowaniem rozbawienia przyglądając się scenie rozgrywającej się na jego oczach, jednak resztkami siły woli udało mu się przezwyciężyć każdy niepożądany odruch.

Nie mógł zaprzeczyć, że był pod wrażeniem opanowania Amelie. On nie byłby w stanie toczyć tej walki tak długo. Przegrałby ją w momencie, w którym Kendric zaczął czynić niezrozumiałe aluzje co do pracy na swój własny sukces. Śmieszne, że te słowa wychodziły akurat z jego ust, bo to co miał zawdzięczał rodzicom. Nie szczęściu czy ciężkiej pracy, jedynie pieniądzom wyłożonym przez jego matkę i ojca.

W czym wobec tego był lepszy od Amelie?

Ona nie miała wyboru. Urodziła się w rodzinie królewskiej i niezależnie od tego jak bardzo by chciała, nie mogła zrzec się nazwiska.

On natomiast miał wiele sposobności ku temu, by odciąć się od wpływu rodziców i postawić jasne granice, ale nie skorzystał z żadnej z nich. Wolał wybrać prostszą drogę.

Na scenie zaczynali pojawiać się kolejni artyści, prezentując owoce swojej pracy, a Amelie wraz z Kendricem prowadzili zaciętą dyskusję, kompletnie ignorując występy. Mimo tego, że niektóre z prezentowanych wierszy były fantastyczne, to większą uwagę skupiał na dwójce siedzącej tuż przed jego nosem.

Widział, że księżniczka powoli traciła opanowanie, które jeszcze nie tak dawno podziwiał. W jego ocenie wytrzymała i tak stanowczo zbyt długo. Gdyby teraz wstała od stołu i poprosiła go po raz kolejny, by wyszli, nie wahałby się. Miał dopilnować, aby dopełniła zadania, ale miał też swój rozum i nie pozwoliłby na dłuższe ośmieszanie czy szydzenie z tej kobiety.

Może i był hipokrytą, bo sam robił dokładnie to samo, ale przynajmniej znał umiar. Testował ją, droczył się, aby przetestować jej granice, ale nigdy nie sprowadzał jej do takiego poziomu do jakiego robił to Kendric. Widział to w jego oczach i mimice twarzy. Uważał się za lepszego od niej.

Nienawidził takich ludzi.

Chyba zbyt mocno pogrążył się we własnych myślach, bo nie w pełni rozumiał to co widział. Kendric wstał od stołu i podążył w kierunku sceny, zostawiając Amelie samą, a ta najwyraźniej nie chcąc siedzieć bez towarzystwa, również podniosła się i zmierzała w jego stronę.

Gdy stanęła obok, do nosa Jamesa wdarł się słodkawy zapach kobiety, który znał na pamięć i który okazał się być jej zgubą, gdy postanowiła uciec z pałacu bez jego wiedzy.

– Dokąd on idzie? – zapytał mimowolnie.

– Nie słyszałeś?

– Nie miał zbyt wielu ciekawych rzeczy do powiedzenia, więc na moment się wyłączyłem.

Westchnęła lekko i zabrała się do wyjaśniania:

– Poszedł zaprezentować swoją twórczość.

– Może nie słuchałem zbyt uważnie, ale czy on przypadkiem nie twierdził, że napisał biografię?

Amelie jedynie mruknęła twierdząco w odpowiedzi, bo widocznie wciąż nie była w stanie w pełni przetrawić tego absurdu.

On także nie.

– Myślałam, że mam bujną wyobraźnię, ale nie potrafię wyobrazić sobie biografii czytanej na wieczorze poetyckim.

– Może napisał ją wierszem – zasugerował żartobliwie, co księżniczka skwitowała jedynie cichym parsknięciem.

– Zaczynasz żałować, że jednak nie wyszliśmy? – zapytała przeszywając go tymi swoimi zielonymi oczami.

Królewski ochroniarzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz