🥀~Rozdział 12~🥀

78 12 0
                                    

🥀~Walka~🥀

Perspektywa Christophera

  Zdarza się niekiedy tak, że gdy jesteśmy z odpowiednimi ludźmi, możemy z nimi przenosić góry, bawić się całą noc, ale co najważniejsze zwierzać się i darzyć zaufaniem, które nie jest łatwo odbudować. Każdemu życzę tego, żeby znalazł prawdziwych przyjaciół.

Kiedy wylecieliśmy było spokojnie, w końcu, jakby nie patrzeć była nadal noc. Zaczęliśmy lecieć w stronę pierwszych rakiet, obniżyliśmy lot, ale gdzieś stylu głowy miałem nadal stres.

— Lećcie za mną — powiedziałem do drugich pilotów, a oni kiwnęli głowami.

Zamknąłem oczy, gdy byliśmy już blisko. Wziąłem kilka wdechów, po czym ruszyłem z całą prędkością. Nasłuchiwałem tylko, kiedy może wzlecieć rakieta, ale na szczęście okazało się, że są nie aktywne.

— Czyli jest nadzieja, że wszystkie nie działają? — zapytała.

— Może się uda — uśmiechnąłem się lekko.

Lecieliśmy dalej, ale czułem, że coś za szybko nam poszło. Może nie powinienem tak myśleć, ale za każdym razem tak jest. Kiedy dostrzegłem kolejne rakiety, już wiedziałem, że z tymi nam się nie uda. Czujniki zaczęły świecić, w ostatniej chwili dałem znak chłopakom, bo już wystrzeliły. Zwiększyłem lot i włączyłem flary, chociaż robiłem obroty, to nie było tak łatwo.

— Trzymacie się tam? — zapytałem.

— Dajemy radę, ale tego się nie spodziewałem — wyznał Santan, a ja odetchnąłem z ulgą.

— Włączyłam radio — powiedziała Christal, a ja się uśmiechnąłem.

— Wiedziałem, że Ci się uda. Jeśli zauważysz nasz statek, lub bazę mi powiedz. Jeszcze mamy kawałek, ale bądź w pogotowiu — wyjaśniłem.

— W porządku.

— Christopher, mamy problem i to poważny — wyznał nagle Santan, a ja przełknąłem ślinę, spoglądając do tyłu, gdzie leciały za nami już samoloty nowej generacji.

— Cholera, wy jedźcie do przodu, nie patrzcie na nas, jeśli chociaż wy dotrzecie do celu będzie dobrze. My sobie damy radę.

— Ale...

— To rozkaz — warknąłem. — Christal ty się tam lepiej trzymaj z tyłu, jak będziesz widzieć rakietę to mów — wyjaśniłem.

— W porządku.

Musiałem tak postąpić, oni nie dałoby sobie rady, nie mieli szkolenia, ja za to już wiedziałem co robić. Jednak nadal to było ich dwóch, a my sami. Zamknąłem na chwilę oczy, po czym je otworzyłem i ruszyłem. Tak łatwo nas nie dostaną.

Kiedy dziewczyna powiedziała mi o rakiecie, wleciałem do góry i znów odpaliłem flary. Odwróciłem się i już siedziałem na ogonie pierwsze, namierzyłem go, po czym wystrzeliłem swoją rakietę, jednak tym razem się nie udało. Najlepszą opcją, było wlecenie zasięg rakiet.

Przekląłem, gdy zostaliśmy trafieni lekko, musiałem lepiej prowadzić, bo długo nie pociągniemy. Zwiększyłem prędkość i już byłem przy rakietach, a wrogowie tuż za mną. Nie miałem już flar, dlatego musiałem uważać. Gdy rakieta wystrzeliłam poleciałem do góry, po czym skręciłem i naprowadziłem na wroga.

Jeśli piekło tak wyglądało to jednak dzisiaj było mi pisane, ale dziewczyna musiała przeżyć...

*******************
Witajcie kochani
Kolejny rozdział dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo bardzo dziękuję za czytanie i dawanie gwiazdeczek. Wiele to dla mnie znaczy ❤️

"𝐖 𝐩𝐨𝐰𝐢𝐞𝐭𝐫𝐳𝐮"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz