Zwyczajny czwartek

553 81 4
                                    

Jadąc do mieszkania złamałam wszystkie zasady ruchu drogowego, dziwiąc się, że moja toyota w magiczny sposób zamieniła się w sportową wersję. Nie znałam jej możliwości, dopóki moja wściekłość i strach nie wzięły steru nad pedałem gazu i biegami. Ledwie parkuję na poboczu, a już gaszę silnik i wybiegam na zewnątrz, by jeszcze szybciej wdrapać się na piętro naszego mieszkania. Mam nadzieję, że Aria zostawiła drzwi zamknięte, a nasza matka koczuje na korytarzu. Jeśli jednak Mariah Spencer zrobiła krzywdę mojej siostrzyczce obiecuję, że wróci tam skąd wyszła w podskokach.

- Córeczko! – moja matka wstaje ze swojej torby podróżnej, kiedy tylko dostrzega moją sylwetkę. Nie widziałam jej od kilku lat, dlatego jej wygląd dość mocno mnie zaskakuje. Jakby przestała o siebie dbać w chwili, kiedy zerwałam z nią jakikolwiek kontakt. Włosy ma całkowicie ścięte, a na jej twarzy pojawiły się głębokie zmarszczki. Kiedy się uśmiecha dostrzegam brak kilku zębów, a jej nos z całą pewnością kilka razy został złamany. Tak naprawdę, wygląda starzej niż mówi o niej jej metryka. – Jak dobrze cię widzieć. – podchodzi do mnie z otwartymi ramionami, lecz cofam się o schodek niżej. Po tym, co zrobiła Arii oraz Melanie Gilbert nie mogę ot tak pozwolić jej na powrót do rodziny. Wypisała się z niej zanim pojawiłam się na świecie. W chwili zamordowania niewinnej kobiety jej dusza została napiętnowana dokładnie tak samo, jak moja podczas misji na wojnie. Ludzie tracili życie, ale to była wojna.

- Odejdź. – wypowiadam surowo. – Proszę, zostaw nas w spokoju.

- Kochanie. – próbuje dotknąć mojego policzka, lecz cofam się o kolejny schodek. – Eliana. – wzdycha. – Jesteś moją malutką córeczką i chcę cię przytulić. Miałam nadzieję, że dziś rano odbierzesz mnie spod więzienia, ale nie pojawiłaś się.

- Nawet gdybym wiedziała, że dziś wychodzisz na wolność, nie zobaczyłabyś mnie pod więzieniem. – wypowiadam zgodnie z prawdą. – Bardzo długo ukrywałaś kogo zamordowałaś. Powtarzałaś, że musiałaś ratować siebie samą, ale nie wspomniałaś nic o rodzinie Gilbert. – tym razem moja matka cofa się o krok, jakbym właśnie ją spoliczkowała. – Tak się składa, że poznałam mojego ojca. – dopowiadam dobitnie. – Opowiedział mi o Melanie. Jego żonie i miłości jego życia. Uznał również, że jestem do niej podobna, więc jak to było z waszą miłością?

- Nic nie wiesz. – kwituje nieporadnie. – Nie znasz całej historii.

- Zamordowałaś tą kobietę z zimną krwią, a potem poszłaś na jej zabieg in vitro. Nie mam pojęcia jakim cudem lekarze nie zorientowali się, że podszywasz się pod Melanie Gilbert, ale to teraz nie jest istotne. Zastanawia mnie jednak inna kwestia. Dlaczego nie jestem podobna do ciebie?

W ostatnim czasie wiele czytałam o metodach in vitro, próbując zrozumieć cały proces zapłodnienia. Z moich prowizorycznych badań wynikło, że Mariah Spencer mogła być jedynie surogatką dla dziecka małżeństwa Gilbert. To by wyjaśniało moje kręcone włosy w kolorze jasnego blondu, biorąc pod uwagę fakt, że genetycznie w naszej rodzinie kobiety rodzą się z włosami prostymi bez tendencji do kręcenia. Może to głupi argument, ale po słowach Gilberta zaczęłam fiksować. Stwierdził, że jestem podobna do jego zmarłej żony. Być może dlatego szukam cech wspólnych z obcą kobietą i wypieram podobieństwo z Mariah. Albo rzeczywiście nasze DNA jest zupełnie inne.

- Jesteś podobna do swojego ojca.

- Którym jest Joshua Gilbert. – prycham. – Wiem, jak wygląda i mam po nim kolor oczu i długie rzęsy, ale na tym kończy się nasze podobieństwo. To daje mi do myślenia, że moją biologiczną matką jest Melanie Gilbert i ty byłaś jedynie osobą, która mnie urodziła.

- Jak śmiesz tak mnie oczerniać! Jesteś niewychowaną smarkulą! Kochałam twojego ojca, a on kochał mnie. Mieliśmy romans, którego owocem jesteś ty!

NapiętnowanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz