"Bank"

2.2K 336 104
                                    

Aria milczy. Odkąd wybudziła się po operacji, nie wypowiedziała ani jednego słowa. Trzyma mnie za dłoń, jakbym była kotwicą, która trzyma ją przy życiu. W cichej sali szpitalnej, słychać jedynie jej oddech i co jakiś czas jęk bólu, spowodowany stłuczonymi żebrami.

Nie musimy rozmawiać, by czuć jedno – ulgę. Pomimo przykrych zdarzeń, chłoniemy uczucie spokoju z tej chwili. Ulga płynie prosto z przekonania, że nikt nas nie rozdzieli, więc walka o siebie nawzajem ma sens.

W drzwiach od sali stoi Michael, przyglądając się nam z ciekawością. W zasadzie dopiero teraz orientuję się, że płakałam w jego klatkę piersiową.

Zerkam na niego z pytaniem wymalowanym na twarzy. Dlaczego mnie pocieszał? Nasze spojrzenia krzyżują się, lecz ciemnowłosy nie odczytuje niemego pytania. Jedynie uśmiecha się delikatnie, czekając aż coś powiem. Nie mam zamiaru jednak przerywać ciszy. Myślę, że Aria właśnie teraz jej potrzebuje. Została najpierw poturbowana przez Mię Hernandez, a potem rzucona prosto pod jadący samochód. Są to dość traumatyczne zdarzenia, lecz wierzę że damy radę przejść z nimi do porządku dziennego, gdy tylko cała sytuacja unormuje się.

- Przepraszam – wypowiada młody lekarz, na moje oko student medycyny, przechodząc obok Michaela w drzwiach. Podchodzi do monitora czuwającego nad parametrami życiowymi Arii, zapisując coś na kartce papieru. - Um, wychodzi na to, że wszystko jest w normie. - zerka na pacjentkę, która wgapia się w chłopaka z otwartą buzią.

- Na litość boską, Aria! Nie śliń się! - śmieje się, na co rudowłosa posyła mi gniewne spojrzenie.

- Zwariowałaś? - pyta rozgniewana, kierując ponownie swoje zainteresowanie na studenta, który jedynie uśmiecha się do nas, jakbyśmy były zabawne, po czym wychodzi. - Eliana! Jak mogłaś powiedzieć coś takiego przy takim przystojniaku!

- Daj spokój.

- Nie! Zrobiłaś ze mnie pośmiewisko. Nie dość, że jestem połamana jak krzaki po gradobiciu, to jeszcze stwierdziłaś, że się ślinię!

- Jak dla mnie, Aria ma rację. - stwierdza Michael.

- Widzisz? Nawet on wie, że zachowałaś się nie fajnie! Co z ciebie za siostra?

Poważnieję. Właśnie! Co ze mnie za siostra? Pozwoliłam na to wszystko...Na kradzież, na szpital, a teraz na zawstydzenie jej przed przystojnym studentem. Nie mam w sobie za grosz taktu.

Uch...Jak to naprawić? Ba! Jak naprawić swoje życie, które jest doszczętnie zniszczone?

- Przepraszam. - wypowiadam szczerze. - Nie pomyślałam.

- Często ci się to zdarza. - stwierdza, marszcząc nos. - Ale to i tak nie zmienia faktu, iż cieszę się, że tu jesteś. Nawet jeśli w tym momencie jestem bezwładną roślinką. - ściska mocniej moją dłoń. - Damy radę, prawda? - pyta poważnie, obserwując mnie intensywnie.

- Damy radę. - zapewniam ją.

Musimy dać radę...

Inaczej przepadnę.

~***~

Następny dzień.

Bank.

Wszystkie swoje oszczędności wydałam na opłacenie kaucji, dlatego wzięcie kredytu jest konieczne. Usługi Michaela są kosztowne, tak samo jak postępowanie procesowe, a wolałabym nie sprzedawać na czarnym rynku własnej nerki. Całe szczęście spełniam wszystkie warunki, by zadłużyć się w banki, więc tymczasowo nie muszę martwić się o honorarium Michaela. 

Damy radę...Te słowa padły z moich ust, więc nie ma innej możliwości, by nam się nie powiodło.

Zadowolona opuszczam budynek banku z rozmachem otwierając wyjściowe drzwi.

- Ja pierdole! - siarczyste przekleństwo pada z ust faceta, którego przypadkiem uderzyłam.

Szlag!

- Nic panu nie jest? - kieruję swoje słowa do skulonego blondyna, lecz prędko żałuję, że nie otworzyłam tych drzwi z większą siłą. Colton O' Sullivan stoi przede mną, trzymając się za nos, a na jego twarzy pojawia się ten arogancki uśmieszek.

Drań!

- Nie. - odpowiada poważnie, a ton jego głosu wyraża pewność siebie. - Ale następnym razem otwieraj drzwi z mniejszym rozmachem, okej? - powtarza moje słowa sprzed tygodnia, kpiąc. Kawał aroganckiego fiuta!

- Okej. - burczę pod nosem.

- Ta skwaszona mina nie pasuje do twojej ładnej buźki. - stwierdza dość przyjacielsko. Um? To podstęp! Jakaś jego gra wstępna? Nie dam się zwieźć na jego słodkie słowa. Co prawda miło słyszeć, że mam ładną buźkę, ale to nie sprawi, że wlecę w jego ramiona.

- Okej. - powtarzam.

- Skoro już na siebie wpadliśmy to tak sobie myślę, że możemy negocjować warunki.

- Warunki, czego?

- Naszego układu.

- Nie ma żadnego naszego układu! - wypowiadam ze złością.

- Nie wiem przed czym tak się wzbraniasz. Układ byłby korzystny dla nas obojga. Wycofałbym oskarżenia twojej siostry, a ty w zamian dałabyś się przelecieć. - posyła mi zarozumiały uśmiech, a ja momentalnie zmieniam zdanie o tym facecie. Miałam go za aroganckiego fiuta? Błędne określenie. Colton O'Sullivan to gigantyczne monstrualny orangutan w ciele apetycznego dupka. Nie ma w nim za grosz wyczucia, ani współczucia.

- Nie będzie żadnego układu!

- Dlaczego się wzbraniasz? - pyta zaciekawiony, podchodząc do mnie bliżej. Za blisko. Przekracza moją przestrzeń osobistą, lecz muszę przyznać mu jedno. Pachnie bosko. Nutka mydła i drzewa sandałowego przemawiają za moją aprobatą, ale to jak pachnie nie wpływa w żaden sposób na jego korzyść.

- Nie negocjuje się z dupkami.

- Więc nie musimy negocjować. Możesz od razu się zgodzić.

- Czego nie rozumiesz w słowie: „nie"!?

- Intrygujące – cofa się o krok, by lepiej przyjrzeć się mojej sylwetce, lecz prędko jego wzrok pada na moje oczy. - Niech ci będzie. - drapie się po jednodniowym zaroście. - Nie będzie żadnego układu.

- Cudnie. - kwituję, a blondyn wciąż przypatruje się mojej twarzy, jakby szukał w niej odpowiedzi na nurtujące go pytania. Niech pomyślę...Pewnie zadaje sobie łamigłówki typu:

Czy jednorożce nabijały sobie kiełbaski na róg podczas grillowania?

Dlaczego w średniowieczu palono czarownice?

Co było pierwsze? Kura, czy jajko?

Czy pudding ze świńskiej krwi naprawdę jest afrodyzjakiem Szwedów?

Dlaczego chmury wyglądają na puszyste, ale nie można na nich odpoczywać?

- Nie ma żadnego układu. - powtarza powoli, jakby musiał sobie przetrawić te słowa. - Wyzwanie przyjęte, Eliano.

- Słucham?

Nie odpowiada. Uśmiecha się w prawym kąciku ust, po czym zostawia mnie samą, znikając za drzwiami wejściowymi do banku.

Wyzwanie przyjęte...

Przełykam głośno ślinę.

To ja stałam się wyzwaniem dla Coltona O'Sullivana.

Jak bardzo mam przekichane? BARDZO!

____
Hej misie 😊
Team Michael daje 💜
Team Colton daje 💚
Buziole 😍

NapiętnowanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz