" Pan i Pani kapitan"

2.7K 370 65
                                    

Imitacja munduru wojskowego jest dość udana i odwzorowana idealnie. Jeśli ktoś nigdy nie miał styczności z oryginalnym wojskowym umundurowaniem, nie zauważy różnicy w dobrze wykonanym plagiacie. Po wygranej rozprawie Arii, nadszedł dzień militarnej zabawy. Gwarantuję, że doprowadzę drużynę Paula do zwycięstwa. Zastąpię go najlepiej jak potrafię, a przy okazji zażyję porządnej dawki zabawy, a endorfin w moim ciele ostatnio nie ma zbyt wielu.

Może uda mi się zapomnieć o ojcu. Nie przespałam nocy, lecz dziś jestem silniejsza. Jego nie ma!

- Eliana! - woła mnie Aria ze swojego pokoju. Ze względu na złamaną nogę, ciężko jest się jej poruszać, dlatego obecnie wykorzystuje tą sytuację nagminnie. Latam koło niej jak wiedźma wokół zamku na miotle i spełniam jej zachcianki. Dziś jednak opiekę nad nią przejmie sąsiadka.

- Czegoś potrzebujesz? - wchodzę do jej pokoju, a gdy Aria zauważa mój strój, upuszcza swoją komórkę, która uderza ją prosto w żebra. Krzywi się, lecz twardo radzi sobie z tymczasowym bólem.

- Obiecałaś! - krzyczy. - Obiecałaś,że zostaniesz! Okłamałaś mnie!

- Paul poprosił mnie, abym wzięła udział w grze militarnej. No wiesz, będę latać po lesie za zawodnikami z przeciwnej drużyny.

- Kamień z pieprzonego serca! - wzdycha z ulgą.

- Obiecałam, że nie wrócę na wojnę, prawda? - przytakuje. - Więc nie wrócę. - zapewniam ją z wiarą we własne słowa. Nie chcę jej zostawiać. Wiem, jak bardzo potrzebuje mojej obecności, dlatego ułożę sobie życie tutaj – w Salt Lake City u boku najbliższych.

- Dziękuję. - posyła mi uśmiech. - Podasz mi jogurt? Wiesz jak bardzo boli mnie noga.

Co za przebiegła małpa... Potrafi chodzić o kulach, lecz łatwiej jej wykorzystać mnie. Posyłam jej karcące, a zarazem rozbawione spojrzenie, po czym idę do kuchni po jogurt. A gdy tylko spełniam jej życzenie, zostawiam ją z sąsiadką. Nie mogę się spóźnić na militarną rozgrywkę. Ale będzie fajnie!

Wsiadam do swojego samochodu, a po chwili włączam się do ruchu. Muszę wyjechać za miasto, ponieważ rozgrywka odbywa się u podnóża szczytu Grandview Peak. Teren górzysty, wysoka trawa i gęste lasy to wręcz idealne miejsce, by zabawić się w strzelanki kolorową farbą. Trochę przypomina to paintball, aczkolwiek ten pojedynek zapewni zupełnie inne emocje. Po paintballu czujemy chwilowo ekscytację, lecz wspomnienia szybko blakną. Dużo lepiej ganiać ze swoją drużyną po terenach lasu. Wygrywa ta drużyna, która zdobędzie czerwoną flagę. Trzeba jednak uważać, by nie zostać wyeliminowanym z gry przez przeciwnika.

Moja komórka rozdzwania się na całego, więc odbieram ją za pomocą zestawu głośnomówiącego.

- Halo?

- Hej, tu Michael. - uśmiecham się sama do siebie na dźwięk jego głosu. Jestem mu wdzięczna za uratowanie życia mojej siostrze. Co więcej, nie wziął ode mnie złamanego dolara, tłumacząc, że od kogoś kto poświęca się dla narodu, nie mógłby przyjąć zapłaty, więc tym bardziej jestem jego dłużniczką.

- Hej. - ukazuję swój entuzjazm. - Miło, że dzwonisz.

- Zastanawiam się w zasadzie, czy nie zechciałabyś wybrać się ze mną na kolację.

Och? Michael właśnie zaprosił mnie na najprawdziwszą randkę. Unoszę wysoko brwi i rozdziawiam usta. Dla kierowcy z przeciwnego pasa ruchu muszę wyglądać komicznie.

- Um, nie wiem co powiedzieć. - bełkoczę.

- Po prostu się zgódź. - śmieje się.

- Kiedy?

NapiętnowanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz