Leżę w ciemnym pokoju z zasłoniętymi oknami, ten mężczyzna, który przyjął mnie w swoim domu wydaje się być dobry. Chociaż czy ktoś kogo znają ci potworni ludzie może być dobry? Zresztą za nim mnie tu przywieźli to mówili, że trafię do piekła.
Może ten mężczyzna jest zupełnie inny niż mi się wydaje.
Cholera nie mam nawet pojęcia jak stąd uciec. Nie znam swojego imienia ani to gdzie mieszkałam. Nie wiem czy mam jakąś rodzinę. Ciekawe czy ktoś za mną tęskni, a może nikt nie zauważył mojej nieobecność.
Co mam zrobić żeby coś mi się w głowie odblokowało i żebym przypomniała sobie chociaż moje imię i nazwisko. Nie mogę ciągle polegać na obcych ludziach. A co najważniejsze na mężczyźnie, którego miałam być niewolnicą.
Głowa zaczyna mnie bardziej boleć, układam się na mięciutkiej poduszce. W tych śmierdzących lochach, których się obudziłam leżałam na podłodze. I ta podłoga to nie były płytki lub drewno tylko zimny beton.
Nagle słyszę krok. Ktoś się do mnie zbliża. Przez głowę przebiega mi myśl, że to może ci ludzie przyszli po mnie. A jeśli to naprawdę oni to niech mnie od razu zabiją, bo śmierć jest lepsza od bycia tam.
Drzwi się powoli otwierają i ktoś wchodzi do pokoju. Leżę spokojnie.
— Śpisz Rosie? — to chyba głos mojego wybawiciela. Dobrze, że to on przyszedł.
— Nie — odpowiadam i podnoszę się do pozycji siedzącej. Moje ciało nadal mnie boli. Jak byłam w łazience to zauważyłam, że mam wszędzie siniaki.
On gdzieś idzie, rozsuwa zasłony i widzę go przy oknie długo tam jednak nie zostaje, bo tym razem zbliża się do mnie.
— Spałaś szesnaście godzin. Wiem, że jesteś wymęczona, ale sądzę, że powinnaś na chwilę wstać coś zjeść i chociaż trochę się przejść. Pewnie tego nie zauważyłaś, ale mamy tu bardzo duży ogród.
— Przyjechałam tu w opasce na oczach i ściągnięto mi ją dopiero w domu — byłam pewna, że jadę na śmierć. I jeśli mam być szczera to jakoś bardzo się nie bałam. Teraz nawet nie mam czego żałować.
Jedyne co pamiętam to ból i cierpienie. I nie chciałabym żeby to trwało w nieskończoność.
— To już się skończyło i nigdy nie wróci — mówi mężczyzna poważnym tonem. — Dziś też usiądziemy do komputera i zamówimy ci jakieś ubrania. Te twoje podarte i zakrwawione kazałam wyrzucić.
Co? Ja teraz mam na sobie tylko majtki i jakąś męską koszulkę.
— Dobrze — zgadzam się z nim.
Powoli wstaje z łóżka, a on od razu wyciąga do mnie dłoń. Niepewnie ją chwytam.
— Mogę później coś zejść? Teraz mi się nie chce.
Unosi dłoń, a ja ledwo powstrzymuje się przed tym by się nie skulić. On jednak mnie nie uderza tylko układa swoją rękę na moim policzku. Delikatnie go głaszcze.
— Masz zaciśnięty żołądek Rosie. Chociaż odrobinę musisz, a poza tym kazałem ci zrobić gorącą czekoladę. Dawno jej nie piłem, ale uznałem, że w twoim towarzystwie się skuszę.
— Jeśli pan tak chce — muszę się go słuchać. Nie mogę go zdenerwować przez taką głupotę.
Jego dłoń, którą do tej pory trzymał na moim policzku przenosi na szczękę. Unosi ją tak, że muszę patrzeć prosto w jego niebieskie oczy.
— Nazywam się Louis i chciałabym żebyś mówiła do mnie po imieniu. Nie chce by powstał między nami jakikolwiek dystans.
— Dobrze — sama już nie wiem co o nim myśleć. On nie ma powodu przede mną udawać. Jestem przecież nikim i nikogo by nie zainteresowało moje zniknięcie i śmierć.
Pov Louis
Rosie odpowiada mi to co wypada. Wiem, że mimo tego, że obchodzę się z nią jak z jajkiem to ona i tak się mnie obawia. I wcale nie mam jej tego za złe, to jest normalne biorąc pod uwagę co ją spotkało.
Puszczam jej szczękę i ciągnę do salonu. Muszę jak najszybciej zamówić jej te ciuchy, bo jeśli dalej będzie tak przy mnie chodzić to nie zapanuje nad swoim kutasem. Ona jest prześliczną młodą dziewczyną przy której nie da się przejść obojętnie.
Dochodzimy do jadalni, a tam już siedzi mój syn. Od dawna nie jadł ze mną posiłku zresztą on odzywa się do mnie tylko wtedy gdy czegoś chce. A całkiem niedawno zrobiłem mu przelew, więc nie sądzę żeby brakowało mu gotówki.
— Dobrze, że już jesteście — specjalnie zajął krzesło obok tego na którym ma usiąść Rosie. Ona mu się spodobała i kurewsko mnie to niepokoi.
Ta mała ostatnie co teraz potrzebuje to przystawiającego się do niej mojego syna. On zmienia dziewczyny jak rękawiczki, a Rosie ma z nami zostać.
Dziewczyna siada na tym miejscu, ale nie zaszczyca Maxa nawet jednym spojrzeniem. I dobrze mu tak. Może uświadomi sobie, że ona nie jest dla niego.
— A ty nie powinieneś się szykować na jakąś imprezę? — dopytuje złośliwym tonem.
Powinienem patrzeć na stół, ale ja jako, że jestem tylko słabym mężczyzną to spoglądam niżej. Na śliczne uda Rosie, które niestety zdobią siniaki. Pierdolony Davis może już sobie kopać grób.
— Sam kazałeś mi więcej czasu spędzać w domu.
— Kazałem ci zacząć myśleć i bardziej uważać — mała chwyta za kromkę chleba i robi sobie kanapkę. — Zjedz ile będziesz tylko chciała — zmieniam ton głosu dla Rosie. Ona tylko kiwa głową.
— A może ty Rosie będziesz chciała później gdzieś ze mną wyjść — proponuje jej Max. I ta właśnie wypowiedź uświadamia mnie w przekonaniu, że mój syn jest głupi.
— Raczej nie — odpowiada mu dziewczyna.
On już otwiera usta by zacząć ją przekonywać, ale ja szybko go stopuje.
— Nie widzisz w jakim ona jest stanie?
— Może sobie zrobić makijaż.
— Takich obrażeń nawet najlepszy makijaż nie zakryje, a poza tym Rosie nic nie pamięta i po tym co przeżyła ostatnią rzeczą na pewno jest pójście na imprezę.
Max głośno prycha, ale na szczęście ma choć odrobinę rozumu i tego nie komentuje.
— A po jedzeniu pójdziemy do tego ogrodu? — pyta dziewczyna kładąc swoją rękę na mojej. Miałem zamiar najpierw zająć się kupnem ubrań, które na tyle przykryją jej ciało, że ja nie będę musiał sprawdzać czy przypadkiem mi nie stoi.
Lecz skoro już Rosie sama o to prosi to ja nie mogę jej odmówić.
— Oczywiście — brunetka lekko się uśmiecha, a ja nie umiem tego nie odwzajemnić.
Liczę na waszą opinię.